#2foh0

Mój ojciec to człowiek, który od zawsze ostro harował na utrzymanie rodziny. Straszny choleryk, ale mimo to dobry facet, który pomaga wszystkim w naszej rodzinie. Ma brata, którego robota się nie trzyma, taki typ, co chciałby wszystko mieć, ale nie ciężko na to pracować. Tata we wszystkim musiał mu pomagać, nieraz ratował go z wielkich opresji. 
Tata pracuje w Straży Miejskiej, nie boi się też prac wykończeniowych/remontowych. Zawsze pracował i dorabiał, utrzymywał mnie i moich dwóch braci oraz moją mamę, która się nami opiekowała do czasu, aż mogliśmy sami o siebie zadbać, gdy ona poszła do pracy. Wreszcie po latach harówy tata postanowił, że kupi sobie drugi samochód, tylko dla siebie i mamy (tutaj dodam, że wspólnym autem, rodzinnym, było stare, 20-letnie kombi). Kupił sobie kilkuletnie sportowe auto – chciał, to i kupił, wreszcie spełnił jakieś swoje marzenie.

Pewnego dnia szef zawezwał ojca do siebie i wręczył mu dokument. W owym papierku był donos, niby anonimowy, ale z treści i szczegółów od razu wiadome było, że napisany przez brata mojego taty. Było tam mniej więcej napisane, że ojciec ma dwa samochody, buduje dom na działce pod miastem (tata kupił działkę kilkanaście lat temu i do tej pory jeszcze nie dokończył budowy, wszystko robi tam sam, od zera), wyjeżdża raz w roku na wakacje (tylko Polska, góry lub morze), a przecież ma wielką rodzinę na utrzymaniu i to niemożliwe, by uczciwie na to wszystko zarobił...

Ojcu jakoś udało się z tego wytłumaczyć, bo od 30 lat pracuje w tej firmie i dobrze go znają. Od tamtej pory nie mamy już jednak wujka, bo kto by chciał kogoś takiego zaliczać do członków rodziny... Ludzka zawiść nie zna granic.

#FtKIY

Dziś na matematyce bardzo źle się poczułam. Nauczycielka akurat dzień wcześniej zadała dwie strony do nauczenia się i powiedziała, że będzie pytać.
Kiedy pytała, czy są jacyś chętni do odpowiedzi, oczywiście nikt się nie zgłosił. Wtedy poczułam, że jest mi coraz gorzej. Dlatego też zgłosiłam się i powiedziałam, że bardzo źle się czuję i zapytałam, czy mogę iść do toalety. Pani nauczycielka zabroniła mi wyjść, bo stwierdziła, że chcę się wymigać od odpowiadania. I na dodatek powiedziała: „Skoro tak, to zapraszam do tablicy”.
Zadała mi jakieś pytanie, nawet nie słyszałam jakie. I w tym momencie nie wytrzymałam. Puściłam pawia na całą tablicę...

Co jak co, ale chyba mi uwierzyła, że nie kłamałam. :)

#9OW2Q

Lubię sobie czasem dla odmóżdżenia obejrzeć Hotel Paradise, ale najnowszy sezon przechodzi wszelkie pojęcie pod względem jednego z toksycznych uczestników, który rujnuje psychikę kolejnym uczestniczkom i ciągle się dziwię, że produkcja go nie wyrzuciła. No ale nic, musi się oglądać. Jak na to patrzę, przypomina mi się czasem mój eks, który był dokładnie tak samo toksyczny. Ubliżaniu nie było końca, przemoc słowna była na porządku dziennym. On zawsze wiedział najlepiej i był nieomylnym omnibusem. Ale jak tylko zadziało się coś nie po jego myśli, to armageddon. Moje poczucie własnej wartości spadło do bardzo, bardzo minusowych poziomów. Nie raz patrzyłam na siebie w lustrze i naprawdę nie wiedziałam, kim jestem. Nie wiem dlaczego tak długo zajęło mi zerwanie z nim. Czułam się przez niego zmanipulowana, ciągle słyszałam teksty, że jak odejdę, to sobie nie poradzę, choć przecież zanim go poznałam, radziłam sobie w życiu świetnie i dobrze o tym wiedziałam.
Ile czasu mi to zajęło, tyle zajęło, ale uwierzcie mi, że kiedy przekraczałam próg naszego wspólnego mieszkania z ostatnią torbą i jechałam do nowego mieszkania, to był najpiękniejszy dzień w moim życiu. I on stojący w korytarzu z niedowierzającą miną, że jednak to zrobiłam. Od tamtej chwili zaczęło się moje życie.

Dziewczyny! Nie dajcie sobie wmówić, że sobie nie dacie rady. Nie dajcie się zastraszyć. Nie pozwalajcie na przemoc. ŻADNĄ, która jest skierowana w waszą stronę. Jeśli czujecie, że wasza relacja nie przypomina zdrowej relacji, nie ma w niej szacunku i rozmów, tylko fochy i wieczne awantury i ubliżanie, to wiejcie!
Wiele z nas nie ma żadnego wzorca związku. Przyciągamy toksyków, bo same mamy problemy i nieprzepracowane sprawy, albo marzy nam się, że kogoś uratujemy. NIE. NIE. NIE i jeszcze raz N I E!
Myślcie o sobie, dbajcie o siebie. Zasługujecie na szacunek i normalne traktowanie.
Jeśli chcecie wiedzieć, jak wygląda chora relacja, obejrzycie sobie ten sezon. Może wiele z was przejrzy na oczy i się uratuje.

Dziś jestem w szczęśliwym związku, czuję miłość i bezpieczeństwo. Nie ma krzyków, fochów, cichych dni, manipulacji. Droga do tego też sporo zajęła. Dużo dała mi terapia i odcięcie od toksycznego typa, który usilnie lubił o sobie przypominać.

Błagam, jeśli czujecie, że coś jest nie tak, nie idźcie w to. Wasze ciało i intuicja zawsze podpowiadają wam dobrze. Słuchajcie siebie!

#gpy5f

W przedszkolu, do którego chodziłam, do toalety można było iść tylko jeśli się najpierw zapytało przedszkolanki o pozwolenie. Któregoś dnia źle się czułam i chciałam pójść do kibelka kulturalnie sobie zwymiotować, ale w pobliżu nie było żadnej opiekunki.

Zwymiotowałam na podłogę, a opiekunka później miała pretensje, czemu nie poszłam do łazienki i że w takiej sytuacji mogłam iść bez pytania.

No, kurczę, jak nie wolno, to nie wolno :)

#6q2dC

Historia z serii tych obleśnych.

Byłam z narzeczonym ma mieście, jedliśmy pizzę z ostrym sosem. Już po kilkunastu minutach poczułam, że ostry sos to nie był dobry pomysł. Jak tylko przekroczyliśmy próg mieszkania, mój ukochany oznajmił, że idzie na dwójeczkę. Jak to facet, wiedziałam, że trzy minuty to mu nie wystarczą, na tronie zawsze ogląda YT, a ja czułam, że eksploduję. Siedziałam na kanapie, ściskając dupę jak tylko mogłam, aż mnie dreszcze przechodziły. Czułam, jakbym miała umrzeć.
Pobiegłam do kuchni, zdjęłam gacie, wdrapałam się na zlew i zwyczajnie się wysrałam. Tyłek wytarłam ręcznikiem papierowym, a zlew zalałam wodą, wszystko popłynęło rurą. Dla niepoznaki zmyłam jakieś kubki rozstawione po mieszkaniu i otworzyłam okna.

Nigdy nie czułam takiej ulgi. Ukochany nawet się nie zorientował :D

#BRW9z

Mam, jak to ludzie mówią, przepiękne włosy, wiecie, długie blond loczki. Co to dla mnie oznacza? Wieczne mylenie z kobietą... Nawet kiedy patrzono mi w twarz, mówiono do mnie „pani”.
Koncert? Podrywają mnie, a nie moją dziewczynę XD

Ogólnie to jest fajnie, ale jednak kiedy zaczynają klepać mnie po tyłku na ulicy, to już mi się to nie podoba :/

#TAb5Z

Anonimowe wyznanie pracodawcy. Piszę, bo wkurza mnie sytuacja z roszczeniowymi pseudopracownikami.

Zatrudniam na umowę. Płacę składki, podatki, pensję. Co mam w zamian? Spóźnienia, niekompetencję i błędy w pismach.
Patrzę na CV. Połowa ma błędy ortograficzne, gramatyczne i stylistyczne. Są kandydaci, których e-mail brzmi „princes” albo „kasiulka”. Z racji tego, że w branży ciężko znaleźć kogoś, kto ma doświadczenie i jest ogarnięty, dałam ogłoszenie na staż. Co co zasady staż ma określony czas, a potem umowa. Przez okres stażu szkolimy. Podczas pracy wymagamy. Co jest w odpowiedzi na staż? Kolejna porcja CV z błędami. Literówki. Rozjechane pliki w Wordzie. Niewyjustowany tekst. Chaos w CV. Tak trudno przeczytać to, co się wysyła? Ludzie wysyłają jakieś skany pomiętych CV. Serio myślą, że ktoś poważny się tym zainteresuje? Ludzie, co z Wami?
Każdy narzeka na pieniądze. Ciągle mało. Tylko jakoś nikt nie myśli, że pracodawca nie dość, że musi uczyć, to jeszcze za to płacić. Myślę, że nikt normalny by się tego nie podjął, bo to śmiech na sali. Ja chętnie zapłacę i 10 tys. zł, tylko niech ktoś zarobi na swoje opłaty i na tę pensję. A nie, że ktoś szuka pracy i zachwala, jaki to świetny, a potem ma problem ze zrozumieniem (mimo wytłumaczenia) skryptów sprzedażowych oraz ma braki w wiedzy ze studiów. Podstawowej wiedzy. Matematyk ma problem z podstawowymi działaniami.
Widzę też dużą zazdrość, jak ktoś podłapie dużo lepiej płatną pracę. Tylko nikt nie myśli, że ta osoba ma lepsze wykształcenie, lepsze CV, lepiej potrafi się prezentować i lepiej pracować. Każdy zwala na to, że to znajomości.
Kiedyś rozmawiałam ze znajomą. Mówiła mi, że złożyła dokumenty do starostwa, ale jej nie przyjęli, bo tam są znajomości. Z ciekawości sprawdziłam, czy jest na liście formalnej (czyli takiej, gdzie są umieszczeni kandydaci, którzy przysłali prawidłowo wypełnione dokumenty) i oczywiście jej nie było. Zapomniała dodać jakiegoś dokumentu lub podpisu, ale zamiast tego mówi, że to znajomości. Kur...

Pewnie zaraz ktoś napisze, że pracodawca to wyzyskiwacz i inne pierdoły. Wiem, że bywa różnie. Ja piszę konkretnie o mojej perspektywie. A jest ona taka, że jak kogoś zatrudniam, to potem ta osoba się spóźnia, nie wykonuje swoich obowiązków na czas, a rozmowy nic nie dają. Trzeba zwalniać i od nowa uczyć. Tak, uczyć, bo my uczymy i dopiero wymagamy. A to są kolejne koszty i czas. Odnoszę wrażenie, że ci, co są dobrzy w danej rzeczy, to mają pracę. A teraz szukają pracy niedojdy, często mające w planach urlop na dziecko i chcące wykorzystać pracodawcę.
Serio mam dość pracowników. Większości roszczeniowych nierobów. Aż strach się bać, jakich teraz możemy mieć „fachowców”, jeżeli napisanie CV przerasta większość ludzi.

#VzL1P

Sponiewierany przez życie... na własną prośbę.
Przez 3 lata 5 miesięcy i 11 dni byłem bezdomny. Niestety nie z wyboru, no może nie do końca, ale od początku.

Mając lat 16-17, byłem tym typem młodzieży, której nikt nie cierpiał. Dresy, bluzy z kapturem... Zacząłem (wtedy to było bardzo dochodowym zajęciem) kraść radia samochodowe, potem inne fanty. W wieku 18 lat wpadłem. Dostałem 3 lata w zawieszeniu na dwa i 180 godzin prac społecznych. Oczywiście zawiasy złamałem, trafiłem na 1,5 roku za kratki, gdzie niczego się nie nauczyłem. Wyszedłem, mając 20 lat. W gazecie była oferta pracy u gospodarza w Niemczech. Wyjechałem, to były złote czasy na takie wyjazdy. W trzy miesiące zarobiłem tyle, co w Polsce w półtora roku. W Niemczech trafiłem na grupę polskiego pochodzenia i ponownie kradłem, radia i inne fanty, łącznie z ciuchami, sprzętem RTV i tak dalej. Namierzyła nas policja i uciekłem do Polski.
Miałem około 40 .tys marek w kieszeni i jakieś drugie tyle w innych walutach. Wynająłem mieszkanie w Poznaniu i żyłem jak król.
W wieku 26 lat pieniędzy brakło i trafiłem na ulicę... To były najgorsze 3 lata, 5 miesięcy i 11 dni. Żyłem w brudzie i zimnie, jadłem, co było i spałem, gdzie się dało. Wyjechałem do Warszawy, tam spędziłem kolejne miesiące i lata, tułałem się, szukałem pracy, kradłem jedzenie oraz wszystko, co się dało sprzedać.
W wieku 28 lat trafiłem przed sąd. Wyszedłem, mając 30 lat na karku. Postanowiłem zmienić swoje życie, bo byłem zakałą i patologią. Nie mając wykształcenia i kompetencji, trafiłem na pracę przy naprawie dróg. Ciężka i męcząca praca, ale nie zadawali pytań, a wypłata była co tydzień. Zamieszkałem w hostelu z innymi ludźmi w pokoju. Potem wynająłem kawalerkę za ogromną część wypłaty, ale bez papierów i wymagań – poza pieniędzmi. 
Tak spędziłem trzy lata, zmieniłem pracę i mieszkanie. Życie potoczyło się jakoś do przodu. Bez większego ekscesów.
Teraz jestem w wieku średnim. Teraz śpię w czystej pościeli, obok mnie żona, a w mojej głowie sny. Jak kradnę, jak niszczę życie swoje i innych... I najstraszniejszy koszmar – budzę się, czując, jak małe łapki drepczą po moich śmierdzących spodniach, a szczur próbuje wepchnąć się pod kurtkę, gdzieś tam, na końcu świata. Wtedy budzę się ponownie już naprawdę, ale i tak słyszę w głowie to charakterystyczne chrobotanie szczurzych łapek, ten pisk, ten smród, gdy przeszedł po twarzy, stając akurat na bluzkę. 
Czy żałuję? Zawsze. Czy patrzę w przód? Tylko tam, za mną nie ma nic dobrego.

#jek1i

Czy szczęście istnieje? Wątpię. 
We wrześniu 2022 r. wyszłam za mojego wymarzonego. A potem straciłam pracę i do tej pory nic nie mam. Po miesiącu okradziono nas – byliśmy głupi i 5 tysięcy zniknęło z konta. A później poszła lawina... Ciąża, poronienie, operacja mojej mamy, diagnoza – rak, chemioterapia, byłam przy niej częściej niż przy mężu. Następnie choroba teścia – operacja zastawki i bajpasy w sercu. Nie mógł się pogodzić z tym, że jest słaby, dostał depresji i chciał się wieszać, trafił na dwa miesiące na oddział zamknięty. Wyszedł całkiem inny, ogólnie było dobrze, ale miewał zaniki pamięci i majaki. Myśleliśmy, że to demencja starcza, ale chyba organizm szykował się do śmierci. Tak, właśnie wróciliśmy z pogrzebu. 
Jakiś czas temu mąż zapytał się mnie, czy jestem szczęśliwa. Szczerze mu odparłam, że oprócz momentów, które razem spędzamy, to nie, nie potrafię się już cieszyć z życia. Przykro mi, bo nie mam jeszcze 30 lat.

#Mhton

Pracowałam w Domu Pomocy Społecznej z osobami niepełnosprawnymi umysłowo. Pewnego dnia przywieźli do nas z interwencji 4-letnią dziewczynkę (tylko u nas było miejsce, szybko ją potem przenieśli). Mała zaniedbana strasznie – brudna, wychudzona, a do tego nie umiała mówić, jedynie jakieś pojedyncze słowa, sepleniła, poziom rozwoju gdzieś jak roczne czy 1,5-roczne dziecko.
Po jakimś tygodniu już była zaaklimatyzowana, spokojniejsza i weselsza. Siedziała sobie któregoś dnia w kąciku i układała drewniane klocki, ja w drugim kącie z innym podopiecznym i nagle słyszę takie wyraźne „KU*WA”. Rozglądam się, ale poza naszą trójką w sali nikogo nie ma. Pewnie z korytarza albo dworu... Ale za chwilę znowu „Ku*wa, ch*j, spie*dalaj”. Słownictwo dziewczynki okazało się być jednak o wiele bogatsze niż „da”, „am” itp. Słowa te mówiła z wyraźnym „r”, bez seplenienia.

Wyobraźcie sobie w jakich warunkach musiała przebywać, że jedyne słowa, jakich się dobrze nauczyła (wymawiała je ze straszną złością), to przekleństwa.
Dziewczynka w ogóle nie umiała się posługiwać sztućcami, jak dostała talerz z jedzeniem, to szybko wzięła go na podłogę i tam jadła, zerkając tylko, czy nikt nie podchodzi. Nie wiem dlaczego tak późno ktoś zainterweniował.
Dodaj anonimowe wyznanie