#BStaW

Na osiedlu, gdzie spędziłam całe dzieciństwo, rosło sporo dzikiej aronii, wiśni, a po płotach domków jednorodzinnych pięło się sporo winorośli. Ja i moja najlepsza przyjaciółka mieszkałyśmy w jednym bloku.

Pewna starzejąca się dama, mieszkająca na przedostatnim piętrze, była równie bogobojna, co upierdliwa. Agresywna, rozdarta, podła, złośliwa... długo by można tak wymieniać. Wszystko jej przeszkadzało, każdy był wrogiem - i to nie była opinia dwójki dziewczynek, ale całej okolicy. Nasi rodzice również tej baby nie lubili, bo potrafiła budzić ludzi o 3 w nocy waleniem do drzwi, bo według niej w mieszkaniu odchodziła bliżej nieokreślona "sodomia i gomoria!" (i nie, nie chodziło chociażby o to, że ktoś uprawiał seks). Według niej jedynym stworzeniem z okolicy, zasługującym na miłość i dobroć były ukochane ptaszki niebiańskie. Wyrzucała na swój balkon oraz parapety tony chleba, kasz i ziarna, byleby te zasrańce karmić.

Któregoś dnia bawiłyśmy się z przyjaciółką w piaskownicy pod blokiem. Bez zbytniego gadania mieszałyśmy ciasto z piasku, glutków z owoców cisu i rodzynek z psiej kupy, gdy ta baba zrzuciła na nas, uwaga, donicę pełną żwiru. Dostałyśmy nim po oczach, buziach, uciekłyśmy i do piaskownicy, nie mogłyśmy wrócić, bo baba ciągle w nas czymś rzucała i na nas pomstowała. Rodzice poszli do niej z awanturą, ale nawet nie otworzyła.

Nie mogąc bawić się w piaskownicy, zaczęłyśmy węszyć po bloku i odkryłyśmy wyjście na dach. Niezabezpieczone. Zaczęłyśmy bawić się tam. Z czasem, po przypadkowo zasłyszanej u mnie w domu rozmowie rodziców, narodził się demoniczny plan. Zaczęłyśmy unikać posiłków w domu, nie jeść kanapek w szkole, a za to paść się tymi aroniami, wiśniami i winogronami (nie kradłyśmy niczego, wszystko rosło na dziko i tylko szpaki to jadły!), a potem wystawiałyśmy pupska za gzyms i waliłyśmy czerwoną śmiercią nawet i po trzy razy dziennie prosto na balkon upierdliwej baby. Balkony były rozłożone bardzo nieregularnie.

Nawet jeśli ktoś nas widział, to nie pisnął ani słowa. Baba nie mogła dojść kto tak jej sra na balkon, do tego na fioletowo, więc z czasem uznała, że raz, to ptaki, dwa, to kara boska. Gdy zwierzyła się z tego mojej mamie, ta bez mrugnięcia okiem orzekła, że ma rację. Baba zaczęła mocno nad sobą panować. Głupie nie byłyśmy (ale za to już tym zmęczone) i srać przestałyśmy.
Furiatka Odpowiedz

Kupa, moher, błogie dzieciństwo oraz zemsta! Wszystko jest! Dziękuję za pokrzepiającą historię! :)

smok7

Zabrakło Sebków :c

Przytulmnie

Ale upierdliwa sąsiadka była i było fajnie

ireallydontcare

@smok7 strasznie dawno nie było historii o Anonimowych Sebkach, może już wyginęli :(

AkariStyle

Dołączam się!

TaCoUkradlaKsiezyc

Brakuje tego by w wyznaniu ktoś poślubił te wariatke :)

CzarnaSowa Odpowiedz

Wreszcie pozytywne wyznanie😀

peniswrowiu Odpowiedz

Jedno z moich ulubionych wyznań tutaj, a na pewno najlepsze z wszystkich o kupie <3

xeinap Odpowiedz

Nie potrafię sobie wyobrazić tego srania. Że z dachu wypinałyście tyłki na krawędzi?

JestemCzarnymKotem

Sranie na krawędzi. 😂

OPeruit Odpowiedz

No proszę, fioletowa kupa, tego jeszcze nie było

CzarownicyPies Odpowiedz

Dawniej karą boską była plaga szarańczy, teraz to zaszczytne zadanie przejęła plaga kupy. 😂

Antarees Odpowiedz

To jest takie złe i takie piękne :D

Mio Odpowiedz

Sebki były -widziały i nic nie mówiły
Baba pokochała samą siebie

JestemCzarnymKotem Odpowiedz

Nie sądziłam, że wyznanie o kupie będzie w stanie mnie tak rozbawić. 😂😂😂

CiptakOberek Odpowiedz

I właśnie dlatego mądry Bóg nie dał krowom skrzydeł. Ale brawa dla Was, że znalazłyście drogę na dach :D

Cherbatnik

Wystarczy, że dał gołębiom. Na to samo wychodzi.

Zobacz więcej komentarzy (3)
Dodaj anonimowe wyznanie