#4qrTp

Jestem mężczyzną, mam brodę i prawie 190 cm wzrostu oraz bardzo damski głos. Gdy byłem w podstawówce, często było to tematem drwin na mój temat. Myślałem, że z czasem to przejdzie.
Na okres wakacji znalazłem pracę w recepcji hotelu nad morzem. Do moich obowiązków zalicza się odbieranie telefonów. Często mi się zdarza, że rozmówca myli mnie z kobietą. Dzisiaj każdy mnie pomylił. Pozdrawiam :')

#jNaEW

To był rok 2002 lub 2003. Właśnie rozpoczął się jakże ważny etap w moim życiu – dojrzewanie, a co za tym idzie owłosienie tam, gdzie go wcale nie trzeba. Koleżanki miały pięknie wydepilowane pachy, gładkie nogi, ja też chciałam! Tylko nie wiedziałam jak to zrobić. Do mojej nastoletniej głowy nie wpadło, że trzeba po prostu użyć maszynki do golenia. Mieszkałam w wiosce zabitej dechami, Internet miał mało kto, w telewizji nie atakowały reklamy o depilatorach, piankach itp., z mamą porozmawiać o takich sprawach nie mogłam, bo ona tylko na polu pracowała, sama miała włosy pod pachami, więc pewnie też nie wiedziała. Więc co zrobiłam? Tata kupił maszynkę do strzyżenia włosów, hit na tamte czasy, pół wioski się u nas strzygło. Męskie pół. I ja! W łazience, pod puchową pierzyną (żeby stłumić hałas maszynki), z latarką w jednej ręce i maszynką w drugiej, jechałam równo po pachach, nogach, a jak się rozpędziłam, to i rękach, a co sobie miałam żałować! Chciałam być piękna. Gładko może nie było, ale czarnych włosków nie było już widać. Z daleka byłam wydepilowana, ale nikomu nie pozwalałam dotykać moich nóg, bo wstydziłam się, że nie są takie delikatne. Ale już nie czułam się jak sarenka :)

#NKmnD

Moja żona zaczęła mnie brzydzić... Wszystko było OK, dopóki nie przyszło dziecko. Wiadomo, karmienie itp. do roku było OK, uważałem to za potrzebne, normalne, akceptowane. Jednak teraz młody ma 6 lat, ma iść do zerówki, a nadal 50% pokarmu przyjmuje w formie mleka z piersi. Moja żona potrafi w restauracji czy na spotkaniu rodzinnym wywalić pierś na wierzch, a on się przysysa jak mała pijawka. To chore. Ta relacja jest chora.

Mówiłem jej wielokrotnie, że to duży chłopak i nie powinien być karmiony piersią. Mówię jej to od 4 lat. Ona twierdzi, że dziecko samo powinno zrezygnować, nie można go zmusić, bo będzie miało uraz, traumę i w ogóle świat się zawali.

Bardzo mi to przeszkadza. Nie mogę jej dotknąć, bo mam w głowie obraz jej karmiącej nasze dziecko. Chore. Po prostu chore. Zniszczyła nasze małżeństwo.

Dla wiadomości: o psychologu nie chce słyszeć, bo nie uważa tego za problem.

#kON4I

Opowiem Wam największy scam, w jakim przez pewien czas brałem udział.
Pochodzę z dużego, wojewódzkiego miasta. Jak to w mieście, poza pięknym rynkiem czy zabytkami, klubami, restauracjami mamy problem ze szczurami, kunami, myszami karaluchami i... mrówkami.
Tymi ostatnimi zajmowaliśmy się my – mrówkopogromcy od siedmiu boleści.

Mrówka to takie stworzenie, że wlezie wszędzie. Pójdzie po kanale wentylacyjnym, rurach od gazu czy wody i tak dalej. Cały sznyt polegał na tym: chodziliśmy od bloku do bloku i oferowaliśmy usługę w postaci pozbycia się mrówek z mieszkania. Usługa 50 zł za mieszkanie, więc w cholerę ludzi na to szło. Zapytacie, gdzie scam? Otóż pierwsza jego część – pozbycie się mrówek – polegała na posmarowaniu magicznym w działaniu środkiem wszystkich potencjalnych wejść do mieszkania, czyli wspomnianych rur, kratek wentylacyjnych itd. Ten magiczny środek to zwykły bloker terrarystyczny do kupienia kiedyś za 5-7 zł w zoologicznym, teraz za dwie dyszki online. 
O ile tu można jeszcze by uznać, że to usługa jak każda inna i ludzie zwyczajnie z wygody wolą zapłacić, tak druga część scamu już była mniej moralna.
O ile blokowaliśmy mrówkom wejście do mieszkań, tak wcale ich nie eksterminowaliśmy. Żyły sobie dalej w zsypach, szybach wind itp.
Odszedłem, gdy współpracownik zaczął pomagać mrówkom przechodzić do kolejnych bloków. Obejście wszystkich mieszkań i bloków zajmowało około rok. W tym czasie te pierwsze zabezpieczone już dawno były niezabezpieczone i cykl się powtarzał.

Ot, taki sposób na życie miałem.

#rk6g6

Historia z dzieciństwa. Chodziłam wtedy do szkoły podstawowej. Moja mama codziennie do późnej nocy siedziała ze mną nad lekcjami, nie pozwalała wychodzić do koleżanek. Ja to rozumiem. Chciała, żebym się dobrze uczyła.
Jednak do dziś pamiętam chwile, w których tłukła mnie ręką, paskiem, czym się dało, bo źle przeczytałam słowo lub źle odrobiłam pracę domową. Nigdy nie sprawiałam kłopotów wychowawczych, ale to nie powstrzymywało mojej matki od okładania mnie z byle powodu. A ja naprawdę się starałam.
Oberwało się nawet mojej młodszej siostrze (wtedy miała może 3 lata), gdy się zgubiła w drodze z kościoła. Nie, mama się nie ucieszyła, jak siostra się znalazła, tylko zlała ją na oczach ludzi. Nawet nie było mowy, że to jej wina, bo to ona nie upilnowała ruchliwego dziecka. Nigdy nie rozumiała, że agresja rodzi agresję.
Wybaczyłabym jej klapsy, rozumiem, że czasem samotny rodzic nie daje rady. Ale klapsy, a nie kable, paski....
Moja mama ma dużo zachowań „patologicznych”, co odbiło i odbija się nadal na mojej psychice. Nienawidzę jej za to, chociaż bardzo kocham, bo poświęciła dla mnie wiele.

#sHNWw

Miałam operację oczu, to rodzinna wada. Po operacji i przeleżeniu paru dni w szpitalu, mama ustaliła z ciotką, że będę u niej mieszkać przez czas kontroli, bo mieszka najbliżej szpitala.
Na wieczór zakropliłam oczu i nałożyłam opatrunki, bo po kroplach mi oczy łzawiły. Ciocia przyniosła mi ciepły napój, a ja leżałam jak ślepy kret. Biorę łyka i pojawia się alarm – to ciepłe mleko! (mam wstręt do mleka). Czuję, że będę wymiotować. Zerwałam się, lecę do parapetu, opieram się (pamiętałam, że okno sama otwierałam, bo było ciepło) i się zaczyna wymiotowanie, trwało długo i było dość nieprzyjemnie.
Jednak bardziej nieprzyjemnie było, gdy weszła ciocia i zobaczyła zarzyganą ścianę... Otóż oparłam się o stolik, nie o parapet, i rzygałam na ścianę.

#37W7L

Jak byłem w 2 klasie podstawówki, wiedziałem, na czym polega seks (szczerze nie pamiętam skąd), ale myślałem, że mężczyzna musi nasikać kobiecie do środka. Koleżanka młodsza o rok stwierdziła, że chce dzidziusia i poprosiła mnie, żebym do niej nasikał. Powiedziałem, że dzidziuś to duża odpowiedzialność i tego nie zrobię, po czym ona sama z tego zrezygnowała.
Dobrze, że tego nie zrobiłem.

#noyAA

Mam dość. Serdecznie dość. Niedawno straciłam pracę. Dość niespodziewanie. Zamknęli zakład pracy, wszystkim podziękowali. I siedzę w domu i szukam nowej pracy. Na początku było okej. Wzięłam na siebie praktycznie wszystkie obowiązki w domu, bo dla mnie to logiczne, że skoro mąż pracuje, to nie będzie jeszcze tyrał po pracy. I tak teraz wstaję rano, ogarniam siebie, dzieciaki. Potem zakupy, gotowanie, sprzątanie, pranie itd. Niestety potem zaczęło się „skoro nie pracujesz, to...”. I tak pojawiły się prośby. Od męża mniej. Najwięcej od rodziny. Żebym pojechała z babcią do lekarza, bo będzie jej wygodniej samochodem niż tramwajem, żebym pojechała zrobić zakupy rodzicom, chociaż nie są starzy, bo przecież pewnie i tak będę w sklepie, zawiozła dokumenty do urzędu, upiekła komuś wymyślne danie, które zajęło mi prawie cały dzień. I każda z tych rzeczy byłaby dla mnie zupełnie OK, ale na przykład mama też nie pracuje, ale przecież ona ma sklep dalej, więc prosi mnie. A ja zaczynam mieć pracy na cały dzień. Codziennością staje się, że gdy ci pracujący mają fajrant po 16, ja często zapieprzam do 21, bo przecież ja nie pracuję, więc mam MNÓSTWO czasu. Wiem, co powiecie. Postaw im się, porozmawiaj z nimi. Ja wszystko to wiem, ale strasznie ciężko jest mi to wprowadzić w życie. Całe dzieciństwo byłam tresowana, żeby robić za innych, żeby inni nie musieli. I choć jestem świadoma tych schematów, to zawsze gdy ktoś mnie zaczepi, żebym coś zrobiła, odruchowo się zgadzam, a potem pluję sobie w brodę.
Dodaj anonimowe wyznanie