#C8s5N

Hej! To moje pierwsze anonimowe wyznanie tutaj. A chyba lepiej mi zrobi, jeśli się komuś wygadam. Aktualnie, choć kilka osób jest teoretyczne wokół mnie, to nikt nie jest mi na tyle bliski, a o pewnych sprawach z przeszłości nie powiedziałam nikomu.

Zawsze pomimo dość ciężkiego życia starałam się być silna. I jakoś się podnosiłam. Kiedy byłam dzieckiem, doświadczyłam przemocy ze strony matki, wyzwisk, bicia (i nie były to klapsy, ani zwykłe "lanie", choć tego oczywiście też nie pochwalam), nadmiernych wymagań ze strony rodziców. I choć moja rodzina pozornie nie jest patologiczna i materialnie niczego mi nie brakowało, to nie czułam się kochana. Nadmierne wymagania wpędziły mnie w nerwicę szkolną..

Dopiero w liceum odżyłam, zaczęłam się delikatnie malować, ładnie ubierać. Nabrałam pewności siebie. I wreszcie tam poczułam akceptację, zyskałam nowych znajomych, zaczęłam chodzić na imprezy. Zaczęły się też nowe miłości.
I wszystko jakoś zaczęło się układać, aż do czasu studiów, na których co prawda również byłam lubiana, jednak trafiłam na toksycznego faceta.
Trzymałam się tego związku, mimo że traktował mnie coraz gorzej. Chyba sądziłam, że nie zasługuje na miłość? Były poniżenia, brak empatii z jego strony, a nawet zdarzył się gwałt. O którym nikomu niestety nie powiedziałam i nie zgłosiłam tego.

Potrafiłam odejść dopiero, kiedy poznałam osobę, która czułam, że jest moją bratnią duszą. Wreszcie, bo ciężko nawiązuje bliższe kontakty z ludźmi. Doceniał mnie, moje uzdolnienia, mogliśmy rozmawiać ze sobą godzinami. Jednak, kiedy zaczęliśmy ze sobą pisać (a poznaliśmy się przez internet), chcąc poczuć się jeszcze bardziej docenioną, nakłamałam mu w istotnych kwestiach życiowych. Od pisania ze sobą, sprawy potoczyły się jednak bardzo szybko, spotkaliśmy się pierwszy, drugi, trzeci raz. A mnie coraz trudniej było przyznać się, że skłamałam. I tak w końcu o moich kłamstwach dowiedział się sam. I w sumie, to dobrze go rozumiałam.
Niestety w końcu zdradził mnie z koleżanką. Sądziłam, że nie będę potrafiła wybaczyć zdrady. Jednak pomimo wielkiego bólu, wiedziałam, że w sporej mierze jest to moja wina.

Nadal się z nim spotykam, choć on związał się z tamtą kobietą. Wiem, jestem może głupia, ale jest jedną z nielicznych osób, które poczułam, że mnie szczerze pokochały, choć może w dość pokręcony sposób...

Tak więc nie radzę sobie w związkach, często zmieniam pracę mimo niezłych kwalifikacji. W ostatniej doświadczyłam mobbingu ze strony szefowej. Co bardzo podkopało znów moją pewność siebie.
No i to i nieudany związek wpędziły mnie w depresję. Jestem na lekach, miewam myśli samobójcze. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek będzie dobrze...Od roku tracę na to nadzieję, stronię od nowych znajomości, pracuję zdalnie. Mam nadzieję, że jeszcze się podniosę
Anonimowe6669 Odpowiedz

Jego zdrada była Twoją winą, boisz się kolejnej zdrady w związku, więc pozostajesz kochanką, w ten sposób mając gwarancję, że gość leci na przynajmniej dwa fronty i przynajmniej jeszcze jedna osoba na tym ucierpi. Masz niezły bałagan w głowie i może lepiej byłoby się wycofać z jakichkolwiek związków, a już szczególnie takich chorych i skupić się na uporządkowaniu tego

Dodaj anonimowe wyznanie