#dPjNL

Miałam w planach bardzo ważne spotkanie – randkę z ciachem wyjętym wprost z argentyńskiej telenoweli. Jak zwykle wszystko zostawiłam na ostatnią chwilę. Jedną ręką robię makijaż, drugą poprawiam włosy, trzecią robię sobie paznokcie. Prawdziwy chaos. Wskoczyłam w dżinsy i chciałam do tego założyć moją ulubioną koszulę. Do stu beczek nieświeżych śledzi! Pognieciona ona jak zasmarkana chusteczka, trzeba wyprasować. No to latam w samych spodniach i czekam, aż żelazko się nagrzeje. Nerwowo zerkam na zegarek. Zdążę, chyba, oby... Kiedy akurat przelatywałam kłusem koło drzwi, usłyszałam dzwonek. Zamotana otwieram drzwi, zapominając o tym, że od pasa w górę jestem naga. A tam stoją dwa krasnale w komżach i gapią się na mój biust takimi wielkimi, zaszklonymi oczami. Ministranci. Ciągle nieświadoma patrzę na nich, oni na mnie. Sekundy mijają. W końcu jeden z nich jąkając się mów:
– Czy przyjmie pani księdza po kolędzie?
– Spoko, niech wpadnie – mówię i zamykam drzwi. Dopiero kiedy biegłam do dużego pokoju, aby sprawdzić, czy żelazko już się nagrzało, zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Dotarło do mnie, co odwaliłam.
Dwa tygodnie później ksiądz rzeczywiście wpadł. Kiedy otworzyłam mu drzwi, rzekł do mnie z figlarnym uśmiechem: „O... a pani dziś ubrana? No, cóż. Liczyłem na to, że chociaż sobie popatrzę...”.
Dragomir Odpowiedz

Do Dąbrowy Górniczej na imprezę i tak masz bana. Oni tam wolą chłopców.

Frog Odpowiedz

"Dwa tygodnie później ksiądz rzeczywiście wpadł."
No ale nie z Tobą.

Dodaj anonimowe wyznanie