#krmT6
Jestem motorniczym w jednym z polskich miast od niecałych 2 lat. Od początku starzy motorowi mówili mi, że w sumie to dziwią się, że w ogóle ktoś chce zaczynać tę pracę na tym stanowisku i za takie pieniądze. Ale co jest nie tak, pomyślicie? Przecież siedzi człowiek w kabinie, jedzie sobie i wszystko fajnie na luzie. Ano wydawałoby się, że tak jest, a w rzeczywistości prawda bardzo mija się z powszechnym rozumowaniem tego zawodu.
Wyobraźcie sobie sytuację, w której prowadzicie minimum 30-tonowy wagon z trzystoma osobami w środku (godziny szczytu). Nagle przed wagon wchodzi człowiek, który z jakiegoś powodu (a najczęściej tym powodem jest zwykłe „a zdążę”) wchodzi na przejściu dla pieszych na czerwonym świetle. W ułamku sekundy trzeba ocenić, czy przyśpieszyć i czmychnąć przed nim, czy zdąży się wyhamować, coby z człowieka nie został naleśnik (lub dwa osobne kawałki, co wbrew pozorom zdarza się częściej niż Wam się wydaje).
To samo ma się z samochodami – mimo odpowiedniego oznakowania, sygnalizacji, znaków stopu ludzie wjeżdżają i nie patrzą, czy nie jedzie tramwaj, bo myślą, że usłyszą. A często nie słyszą i sytuacja wygląda tak samo jak z pieszymi. Zresztą w wielu sytuacjach kierowcy nie wiedzą, czy mają pierwszeństwo czy nie i turlają się po jezdni, czekając na ruch motorniczego. Rozpędzenie wagonu czy jego wyhamowanie trwa dłużej i przeciąga się w czasie, bo to nie samochód. Nadanie tzw. rozruchu (czyli rozpędzanie wagonu) trwa +/- pół sekundy dłużej od momentu zakończenia jego zadawania, bo tak działają te pojazdy. Tutaj nie ma paliwa, tylko silniki elektryczne, działa tu fizyka. Dużo fizyki.
Uwierzcie mi na słowo, że widok wjeżdżającego samochodu lub wchodzącej matki z dziećmi (tak, zdarza się to częściej niż można pomyśleć), nastolatka czy nawet staruszki powoduje bicie serca jak po przebiegnięciu maratonu, w dodatku w niecałe dwie sekundy.
Sporo nerwów kosztuje ta praca, a pieniędzy jakby niewystarczająco. Średnia to około 4500 zł. Dla jednych to dużo, ale z drugiej strony wielu znajomych siedzi za biurkiem za te albo większe pieniądze i nie naraża się na stres i konsekwencje prawne.
Jak widzicie tramwaj, upewnijcie się, że możecie bezpiecznie przejść czy przejechać bez narażania siebie i innych na kłopoty. Gwarantuję Wam, że te kilka sekund czekania aż tramwaj przejedzie Was nie zbawi, ale nam oszczędzi sporo stresu (a Wam zdrowia i czasem życia).
Ludzie myślą że praca motorniczego jest spokojna i na luzie? Skąd taki pomysł? Nikt kto choć raz jechał tramwajem raczej tak nie myśli. To gorzej niż w samochodzie bo nie wiadomo kogo ma się za plecami. Spokojnie i na luzie jest tylko w jednym przypadku - na drugiej linii warszawskiego Metra ale to mało komu uda się załapać.
Jeśli już mowa o fizyce, to to, że rozpędzanie i hamowanie tramwaju trwa długo, to nie kwestia silników elektrycznych, tylko masy, czyli bezwładności. Silnik elektryczny ma nawet większe przyspieszenie i moment obrotowy od silnika spalinowego - widać to wyraźnie w przypadku samochodów elektrycznych - ale bezwładność robi swoje. W przypadku pociągu, który waży jeszcze więcej, ten efekt jest jeszcze większy, niezależnie od tego czy pociąg jest ciągnięty przez lokomotywę elektryczną czy spalinową...
masz może przyjaciela kanalarza? ;) przepraszam, musiałem
Bardzo podziwiam. Masz dużo zdrowego rozsądku.