#nLLTw
Za pierwszym wypłynięciem pływaliśmy kajakami dwuosobowymi. 3/4 naszej grupki miało pływać po raz pierwszy, włącznie z nami. Ratownik rozdaje kamizelki, wiosła, przydziela kajaki i wypływamy. Kompletnie nie wiedząc, jak się pływa (ratownik nam nie powiedział, pytaliśmy o to, ale stwierdził, że załapiemy, jak wypłyniemy). Okej, zaniepokoiło mnie to, ale hej! Do odważnych świat należy! Na początku mówiłyśmy na głos: „Prawa! Lewa!” i dosyć sprawnie nam to szło. Dopiero po 1/3 trasy wpłynęłyśmy w jakiś prąd, który zupełnie nas zniósł i nie miałyśmy pojęcia co robić. Krzyczymy do ratownika, co mamy robić, a ten tylko nas ochrzania, że co my zrobiłyśmy i w ogóle. Koniec końców jakoś nam niby pomógł i skrócił pierwotną trasę, którą mieliśmy płynąć, bo stwierdził, że to jednak dla nas chyba za dużo. Chwała mu za to.
Chyba nie muszę pisać, jak z przyjaciółką zaczęłyśmy panikować? Wiecie, łzy w oczach i trzęsące się ręce (nie mam pojęcia jak, ale w pewnym momencie wiosło wypadło mi z ręki i w ostatniej chwili oprzytomniałam i je złapałam). Ale nie poddałyśmy się! Następnym razem będzie lepiej! Taa...
Za drugim razem płynęliśmy jednoosobowymi kajakami. Tym razem ratownik wziął nas w takie specjalne miejsce przeznaczone do ćwiczenia swoich umiejętności. Pomijając to, że z każdym pchnięciem wiosła, jak widziałam wodę dostającą się do tego kajaka, dostawałam schiz, nie było źle. Przeżyłam całą wyprawę do sąsiedniego miasta czy czegoś tam (po prostu od pomostu z naszego ośrodka do jakiegoś innego pomostu). W tamtym miejscu ratownik się spytał, czy chcemy skakać z kajaków. O zgrozo... Większość odpowiedziała, że tak. Już wtedy odczuwałam niewielki lęk związany z wodą, no bo wiecie... Żywioły trzeba respektować, bo wystarczy chwila, żeby cię zabiły, co nie? Od razu powiedziałam, że nie chcę. Zresztą nie tylko ja, bo jeszcze dwie inne osoby. Ale co to jest trzy osoby na dziesięciu? Albo wszyscy, albo nikt. W skrócie – ratownik śmieszek po tym, jak wszyscy skoczyli oprócz mnie, wywrócił mi kajak, a ja wpadłam do wody. Jakimś cudem mimo kapoku się podtapiam, nie widzę mojego kajaka, ratownik nie chce mi pomóc, śmieje się ze mnie – jednym słowem zero pomocy. Nie macie pojęcia, jak ja jestem wdzięczna ludziom, z którymi tam byłam. Pomogli mi wejść na kajak, z czym się strasznie męczyłam, bo woda była lodowata, ręce mi się trzęsły i ogólnie rzecz biorąc byłam przerażona.
Teraz mam 19 lat i dzięki temu idiocie wciąż boję się wody :))
Z jednej strony ratownik rzeczywiście idiota, z drugiej strony naprawdę ciężko znieść jak jakaś melepeta psuje fajny wypad grupy.
Dziecko które się boi. Jesteś za nie odpowiedzialny. Wrzucasz je do wody?
Pierwszy raz w życiu płynęłam w tym roku kajakiem. I na początku wytłumaczyli nam jak wiosłować, a jak wplynęłam na mieliznę (oczywiście.... Musiałam) to nikt nie robił problemu tylko pytali czy dam sobie radę. Można? Można
Dlatego uważam, że ratownik idiota. Nie zmienia to drugiej części mojej wypowiedzi.
Ale co by zmieniło to, że ta trójka dzieci by tego nie zrobiła? Nic. Absolutnie nic, a może jednak widząc, że inni dobrze się bawią to też by się zdecydowała ta trójka. To nie była sytuacja, że grupa się rozdzielała i brakowało opiekunów, bo wszyscy byli obok siebie.