#nOJb1
Nauczyciel nie pracuje 18 godzin. Nawet jeśli jakiś nauczyciel pracuje tylko na 1 etat (a nie znam takiego, bo za to się nie da utrzymać), to siedzi w szkole od 8 czasem do 13, a czasem do 19. To kiedy ma pracować w tej Biedronce, o której wszyscy krzyczą? To oczywiście pytanie retoryczne, bo nie wiem jak można komuś, kto MA PRACĘ mówić takie rzeczy. I co to w ogóle za jakiś kompleks ekspedientki, że bezustannie się komuś wciska pracowanie na kasie?
Wracając do meritum. Zapomina się o codziennych dyżurach na przerwach, okienkach, dodatkowej pracy na rzecz szkoły, uzupełnianiu dokumentacji, godzinach czarnkowych, spotkaniach z rodzicami, korespondencji z rodzicami, przygotowywaniu apeli i wielogodzinnych próbach, radach pedagogicznych, projektach. A to tylko w szkole. Bo w domu czekają sprawdziany, wypracowania, konspekty, przygotowywanie materiałów. Każde dziecko ma też dziś indywidualne wskazania w postaci opinii i orzeczeń, co wymaga pisania dostosowań i stosowania ich w praktyce, a to naturalnie dodatkowa praca.
Krzyczy się, że nauczyciel nie uczy, bo dzieci i tak chodzą na korepetycje. Śpieszę zatem z wyjaśnieniem. Część uczniów wprost informuje mnie na lekcji, że nie ma ochoty się skupiać, bo na korkach będzie to samo. Woli w tym czasie skupiać się na kolegach i koleżankach czy telefonie. Mi pozostaje wtedy tylko próbować zmotywować. Czasem wyjdzie lepiej, czasem gorzej. Ot, praca z czynnikiem ludzkim.
Inny przykład to osoba, która po prostu ma problem z jakimś przedmiotem. Nauczyciel mając 34 (!) osoby w klasie nie jest w stanie w ciągu 45 minut poświęcić się każdemu. Korepetytor siedząc 1 na 1 ma tę możliwość i może się takiemu słabszemu uczniowi faktycznie przydać. Kolejną, tak mi się wydawało, oczywistością jest fakt, że korepetytor, jeśli dziecko będzie wykazywało olewający stosunek do nauki, najzwyczajniej przerwie z wami współpracę, bo nie będzie za nieuka brać odpowiedzialności. A nauczyciel w szkole nie może sobie dobrać grupy tylko tych chętnych do nauki.
Co więcej, nauczyciel nie ma uczyć, a przekazać wiedzę. To uczeń musi się (chcieć) nauczyć i włożyć w to własną pracę. Choćby najbardziej charyzmatyczny pasjonat stanął przed klasą, jeśli uczniowie będą krzywo niego patrzeć zza gry w telefonie, to ktokolwiek liczy na sukces?
No i wakacje. Mam właśnie za sobą łącznie około 30 dni urlopu, czyli o kilka więcej niż standardowy nie nauczyciel. Wg niektórych powinnam wtedy nie otrzymywać pensji i chyba jeść gruz, mimo że każdy pracownik w tym kraju na umowę o pracę ma płacone za urlop.
A ten cały wywód dlatego, bo chciałabym zarabiać więcej niż nastolatek, który poszedł do swojej pierwszej pracy jako kelner. Jako kelnerka też pracowałam, żeby nie było, ale teraz chcę wykonywać swój zawód.
Sam znam dość dobrze środowisko nauczycieli i uważam, że tak naprawdę cały system jest do zaorania i postawienia na nowo. Bo z jednej strony, masz rację, że nauczyciele są bardzo słabo wynagradzani. Z drugiej wielu nauczycieli leci na autopilocie i ma gdzieś czy uczniowie nauczą się czegokolwiek. Po prostu przychodzą, odwalają swoje i koniec. Duża część nauczycieli zwyczajnie nie zasługuje na większe wynagrodzenie. Piszesz o 30 dniach urlopu, ale chyba masz na myśli wakacje prawda? Przypominam, że nauczyciele mają wolne ferie, a także wszystkie święta i często czas przed świętami. W innych zawodach nie masz wolnego od Bożego Narodzenia aż po nowy rok. Nie twierdzę, że nie masz za to dostawać wynagrodzenia, ale nie zmieniaj faktów na swoją korzyść. Nie masz 30 dni urlopu rocznie, a sporo więcej (same ferie to 10 dodatkowych dni).
Jak dla mnie i tak słaby deal, że mam więcej urlopu, ale nie mogę zdecydować, kiedy go wezmę. I z góry mam ustalone. W życiu bym na to nie poszła, ale pewnie dla części ludzi fajnie tak. Coś za coś. Ale wkurza, że na rodzinne wakacje nie możemy pojechać jesienią/wiosną (zimniejsze miesiące i nieturystyczne), bo moja mama nie ma swobody urlopowej (a lubimy razem wszyscy jeździć).
A ja bym mogła mieć ten urlop narzucony, jeśli byłby dłuższy.
Jak kogoś boli że ma wolne wtedy kiedy jego dziecko ma ferie to...
...nawet nie wiem jak taką postawę właściwie skomentować...
Cystof, ale ja nie mam wolne w wakacje, też muszę wziąć urlop dostosowując się do innych. Pracuję, nie mam dzieci i nie planuję. Nauczyciele nie muszą być rodzicami. Poza tym, dzieci dorastają, zaczynają pracować i pojechać z nimi na rodzinne wakacje wtedy ciężko. Sama w tym roku pojechać nie mogłam z rodziną i wszystkim nam było przykro z tego powodu. Gdyby mama mogła wziąć urlop w jakimkolwiek innym miesiącu, mi też bez problemu udałoby się wziąć i nie tylko mi. A nawet jak byłam dzieckiem i tak niewiele ten urlop mojej mamy zmieniał w moim życiu. To czy ten urlop nauczycielski jest fajny czy nie, to kwestia różnych okoliczności tylko i wyłącznie. Postac napisała, że jej to odpowiadałoby, mi absolutnie. I obie mamy prawo do swoich opinii. Za to jest ten urlop DLA MNIE jednym z MINUSÓW bycia nauczycielem i skutecznie mnie odstrasza.
@Postac
Zobacz sobie, ile wolnego mają sędziowie. A ile zarabiają! A Ty nauczycielom zazdrościsz? Jeśli jednak prawo jest dla Ciebie za trudne, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś zrobiła studia i została nauczycielką. Brakuje nauczycieli, więc akurat się przydasz.
Ja mam papiery i nie zamierzam pracować w szkole. Nigdy przenigdy.
Sądząc po tym, że dzieci coraz mniej i tym, że w klasie masz 34 uczniów, dochodzę do wniosku, że znalazło się bardzo wielu takich nauczycieli, którzy postanowili robotę zmienić na inną, a co Ciebie powstrzymuje? Powołanie, czy wiara w rząd i podwyżki?
Zapewne pasja. Pewnie kiedyś jej minie, ale dopóki jest względnie człowiek młody to jeszcze ma nadzieję, że coś się zmieni.
Braki kadrowe są już od lat, rząd i tak ma wyjebane, a ludzie dalej szczują na nauczycieli.
Jak Ci tak źle, to zmień pracę. Nauczyciele mają mniej godzin pracy, a za to więcej bnefitów, niż przeciętny pracownik zatrudniony na etacie. Poziom nauczania zwykle beznadziejny, na wszystkich nauczycieli, z którymi miałam styczność, może 5 wspominam lepiej. Oni chcieli przekazać wiedzę. Reszta przychodziła do pracy odwalić swoje.
Odnośnie komentarza, że nauczyciele mają słaby deal - bo nie mogą jechać poza sezonem.. Ja mam 26 dni urlopu i nie mogę go sobie brać kiedy chce, bo są zamknięcia miesiąca, kwartału, roku, planowania, budżetowanie, koledzy z zespołu na urlopie, dedlajny. Poszłabym na deal, gdzie miałabym przerwę na świeta Bożego Narodzenia (+5), ferie zimowe (+10), przerwa wiosenna (+3). Liczby w nawiasach to jest dodatkowe wolne ponad wolne dla wszystkich na podstawie kalendarza roku szkolnego 24/25 ze strony gov. No i przerwa wakacyjna (na podstawie historii+30). Czyli moje 26 vs 48. Nie mówię, że zamieniłabym się z nauczycielem na posadę. Ale kwik, że tylko 30 dni wolnego? Że nie można kiedy się chce? Jakbym miała wybierać 26 kiedy chce (a raczej kiedy szef mi pozwoli), a 48 ale z góry ustalone, to biorę 48 bez zastanowienia.
A potem kwik nauczycieli "dlaczego oni mówią że jesteśmy roszczeniowi i nie chcą wspierać naszej walki o podwyżki!?"
I nie zapominajmy o rocznym urlopie dla poratowania zdrowia, co jest w ogóle ewenementem...
Od wielu wielu lat grupy zawodowe są na nastawiane przeciwko sobie.
Nie ma szacunku dla nauczycieli, bo to było wygodne dla wszystkich kolejnych rządów. Bo jak był strajk to opinia publiczna była informowana: ci zli niedobrzy lenie malo im!
Tak samo bylo z lekarzami, z rolnikami itd itp.
To jest wygodne. Dziel i rządź.
To nie róbcie tyłu sprawdzianów, klasówek i czego tam jeszcze?
Nie, nie musicie tego robić.
Jeżeli zmusza was do tego dyrektor to robi to niezgodnie z prawem.
Jeżeli zmusza was do tego statut szkoły to znaczy że jest napisany niezgodne z prawem i nadaje się do wywalenia.
O ile nie przeoczyłem zmiany w ustawie o prawie oświatowym to nauczyciel jest zobligowany prawnie do wystawienia każdemu uczniowi JEDNEJ oceny końcoworocznej.
Która, tak przy okazji, ma być oceną a nie średnią ocen z całego roku...
Proces edukacji opiera się na zaangażowaniu OBU stron - nauczyciela i ucznia. Gdy tego nie ma, to męczycie się tylko.
Czytałam te wszystkie informacje, które tu zawarłaś w licznych tekstach, słyszałam od mnóstwa nauczycieli. Nie mam jakichś szczególnych wątpliwości w to, co piszesz. Tylko… co ja mam z tym zrobić? Nie narzekać na poziom nauczycieli? Jak ciężka praca by to nie była, to nie zmieni mojego zdania, że większość nauczycieli, z którymi miałam styczność na wczesnych etapach edukacji, w ogóle nie powinna być dopuszczana do dzieci, bo tylko je krzywią. A realnego wpływu na poprawienie warunków nauczycieli nie mam, poza co najwyżej oddaniem głosu na kogoś, kto to obiecuje, ale wiadomo jak to jest z tymi obietnicami. Na ten moment nie wyglada na to, żeby coś w kontekście zawodu nauczyciela miało się zmienić, ale wybór tego zawodu jest w pełni świadomy, nikt tych realiów nie ukrywa. To tak naprawdę Twój wybór czy cenisz bardziej powołanie i misję do zawodu czy wolisz zarabiać normalnie. Innego wyboru na ten moment to państwo Ci niestety nie daje.
Ale autorka nie narzeka na pracę, tylko zwraca uwagę na krzywdzące opinie o nauczycielach.
Faktem jest to że rośnie nam pokolenia nieuków i bardzo roszczeniowych ludzi. Najgorsze jeszcze przed nami. Pytanie czy to dobrze czy źle ? Nauczycielom po prostu nie chce się uczyć tego gówna które przychodzi do szkoły. Przemądrzali i pewni siebie gówniarze. Oczywiście są wyjątki które mają ambicję i talent do nauki tym nauczyciele pomogą i pokierują.
Oczywiście, kiedyś się wszyscy uczyli..
Kiedyś jak dzieciak się nie uczył, to dostawał opierdziel od rodziców i musiał się przynajmniej czegokolwiek nauczyć. Dziś jak dziecko dostanie jedynkę, to pretensje są do nauczyciela. Do tego nauczyciel jak stawia komuś jedynkę na koniec roku, to musi tyle papierów wypełniać tłumacząc, czemu postawił taką ocenę, że to naprawdę rzadko kiedy jest warte zachodu. Więc wiadomo kiedyś nie wszyscy się uczyli, ale teraz jest dużo gorzej.
Z tym akurat się zgadzam - ale to wina systemu i wychowania, a nie samych dzieci. Dzieci są cały czas takie same - niektóre ambitne, inne leniwe.
A czy ja napisałem, że to wina dzieci? Zwróciłem uwagę, że kiedyś mimo wszystko było inaczej. Oczywiście nie było tak, że wszyscy byli geniuszami, ale w szkole się czegoś wymagało i żeby zdać trzeba było choć trochę się uczyć. Dziś wystarczy, że rodzic przyjdzie i nawrzeszczy na nauczyciela.
Bezeliusz napisał "Nauczycielom po prostu nie chce się uczyć tego gówna które przychodzi do szkoły". I jemu odpisywałam.
Poza tym taka smutna prawda, że obecni rodzice (w tym ja) wychowujemy pokolenie wyjątkowo roszczeniowe i niesamodzielne.
Nie obraźcie się na mnie za mocno ale większość tego co tu napisaliście o młodzieży to jest takie straszne niedzielne pier%olenie starych smutnych dziadów do kotleta...
Wypisujecie rzeczy które o młodzieży, z pełnym przekonaniem, mówi dosłownie KAŻDE pokolenie.
"Narzekanie na młode pokolenia jest tak stare jak świat. Złą opinię na temat młodzieży miał Arystoteles, który mówił: „Kiedy widzę młodzież to, wątpię w przyszłość cywilizacji”. Także Sokrates przekonywał, że młodzi „Kochają luksus, denerwują nauczycieli i cały czas się obijają”. Już 4 tys. lat temu na jednej z kamiennych tablic wyryto pismem klinowym zdanie: „Młodzież się stoczyła na dno i bliski jest koniec świata”. Te trzy cytaty były wstępem do dyskusji w trakcie kolejnej Debaty Akademickiej, tym razem poświęconej aktywności społecznej młodych Polaków."
Polecam też na fali nostalgii za starymi lepszymi czasami (teraz to nie ma czasów) wygooglać "Było nas jedenaścioro mieszkaliśmy w jeziorze"
Cystof#
Jakie tablice? Jakie 4tyś lat temu. Chłopie konkrety dawaj a nie historie i teorie wyssane z palca.
Tak masz rację stare dziady zawsze będą narzekać na następne pokolenie.
Tylko proszę cię porównaj poziom nauczania w latach 90 a teraz da się dostrzec pewną różnice w poziomie. Kiedy ja chodziłem do szkoły wstydem było dostać 1 teraz uczeń w moim wieku mówi że ma wyjebane nie widzisz takich rzeczy ? Oczywiście że trafiali się kiedyś tacy uczniowie ale teraz takich uczniów jest więcej. Ogólnie w wieku 7-14lat 1/3 neuronów w mózgu człowieka zanika. I to jest bardzo intensywny czas żeby pokierować jakie neurony zostaną. Nie chce mi się tu przetaczać całości ale poczytaj sobie o tym. Teraz 7-14latkowie oglądają tiktoki i inne gówna dlatego są nazywani przeze mnie gównem, czyli masą do roboty niemyślącą i mało inteligentną. Takich ludzi będzie się dymało i wykorzystywało. Cywilizacja nie upadnie bo są i też bardzo inteligentni uczniowie co nie pozwolą na upadek świata spokojnie. To dalej będzie się rozwijać.
Dziękuję, jesteś kolejnym dziadersem powtarzającym te same utarte frazesy. Myślisz że co o maturach mówiono w latach 90-tych? To samo co ty teraz... "Bo kiedyś w latach 60-tych to była matura! Nie to co teraz!"
Chcesz konkretów ale sam ich nie podajesz. To o zanikających neuronach to jak rozumiem podasz źródło skąd to wziąłeś? Jakbyś faktycznie poczytał to może, może powiedziałbyś się że chodź tiktoko zbierają masę wyświetleń to jednak jeśli chodzi o czas spędzony przed ekranem przodują takie np. sześcio godzinne podcasty na Youtubie...
Wracając do konkretów, czy tylko ja mam się tłumaczyć?
Bo ja mogę.
Cytat którym się posłużyłem pochodzi z XIV Akademickiej debaty przeprowadzonej w 11.03.2019 na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Tytuł debaty: "Niezaangażowani? Niezainteresowani ? – społeczne barykady bez młodych"
Wystarczy taki konkret? Czy dalej będziesz próbował dyskredytować osobę która piszę coś co Ci się w narrację nie wpisuje?