#GwwyR
Zawsze musiałam przynosić 5 i 6 ze szkoły, uczęszczałam do szkoły prywatnej, a następnie na dodatkowe zajęcia, z pianina plus języka obcego, którego nie uczą w szkole. Uczyłam się od razu po szkole, lub w trakcie odwożenia mnie na zajęcia. Nie miałam czasu, by z nikim się zaprzyjaźnić, poza tym mama zawsze mi powtarzała, że nie potrzebuję koleżanek, i koleżanki mi mnie pomogą w osiągnięciu sukcesu w życiu.
Jednak to nie był jedyny problem. Miałam 16 lat, kiedy mama stwierdziła, iż jestem gruba. Mama kazała mi liczyć kalorie, unikać posiłków, rano jadłam owoce, po południu sałatkę, a na kolacje piłam jakieś miksturki. Chodziłam na siłownię, ciągle powtarzała mi, iż jestem spasłą świnią, że prawdziwa kobieta nie powinna tak wyglądać, stwierdziła też, że nie znajdę żadnej pracy z takim wyglądam; jestem otyła, mam brzydkie włosy itp...
Sama w to uwierzyłam z czasem, ciągle płakałam, zaczęłam się głodzić, wymiotować, robić makijaż, pofarbowałam włosy, zawsze miałam pomalowane paznokcie, jednak nie podobał mi się taki wygląd ''dziewczęcy''. Nauczyciele zaniepokoili się moją wagą, wezwali mamę, gdzie ta przeprowadziła istną awanturę, mówiąc, że ona płaci mi za szkołę i nikt nie będzie wychowywać jej dziecka. Zemdlałam raz w szkole, oczywiście wylądowałam w szpitalu, mama krzyczała na mnie, że ominęłam matematykę, i na pewno to specjalnie zrobiłam, iż jestem ''leniwa'', i ''żaden pracodawca nie zatrudni takiej osoby jak ja''.
Kiedy wyszłam ze szpitala, nie miałam siły by iść na dodatkowe zajęcia, mama oczywiście w pracy, postanowiłam, że popełnię samobójstwo. Nie widziałam sensu życia, w tym co robię, ani gdzie się kieruje, to były marzenia mamy nie moje, nie cieszyłam się z niczego, nie miałam z nikim porozmawiać, nałykałam się tabletek, jednak nie wyszło, po prostu zwymiotowałam.
Jakiegoś dnia, idąc na zajęcia, podeszła do mnie jakaś dziewczyna z mojej klasy, opowiedziałam jej wszystko, wybuchłam jak wulkan płaczem, mimo iż nigdy z nikim ze szkoły nie rozmawiałam w taki sposób, zaprzyjaźniłam się z nią w tajemnicy przed mamą.
Obecnie mam 22 lata, studiuję japonistykę z moją przyjaciółką, wyprowadziłam się od tego ''toksycznego'' życia, wyglądam jak chcę, nie głodzę się, choć wyjście z zaburzeń było trudne, studiuję co mnie naprawdę interesuje, mam najlepszą przyjaciółkę na tym całym świecie, z którą razem wynajmuję mieszkanie, i teraz jestem naprawdę szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa.
No to Ci sie mamusia trafila :-( Dobrze, ze umialas sie wyrwać. Powodzenia :-)
I w tej sytuacji, mówienie: rodzic wychowuje dziecko tak jak chce oznacza traktowanie dziecka jak zwierzę...
Nie zgadzam się z Tobą. Nie mam co prawda dziecka ale mam zwierzę. I traktuję je lepiej
Dokładnie. Normalni ludzie traktują zwierzęta lepiej niż "matka" autorki traktowała ją! :(
To nie jest matka, co najwyżej dawczyni genu.
Mama? Jak dla mnie, to ona nie zasługuje nawet na to, żeby powiedzieć do niej "matka"...
To to samo, bo "mama" to zdrobnienie od "matka", trochę bardziej pozytywnie nacechowane emocjonalnie.
Przez chwilę kminiłam, w jaki sposób matka kazała ci się uczyć grać na pianinie w języku obcym, musiałam przeczytać to zdanie trzy razy, zanim dotarło, że to ten typ przecinka, który akurat robi wiele i zmienia znaczenie :D Ale nie szkodzi.
Naprawdę okropna matka, strasznie współczuję. Dobrze, że tobie udało się wyjść, bo osobiście znam taką, której się nie udało i od dwóch lat jej już z nami nie ma...
Gratuluję i życzę dużo szczęścia :).
Zakompleksiona matka...
Mocne wyznanie...
Dobrze, że tak się skończyło.
Szkoda że rodzice nie widzą swoich błędów 😐
Powodzenia trzymam za ciebie kciuki.