#m4JNZ
W dzień Wszystkich Świętych poszedłem sobie na cmentarz. Reszta rodziny poszła bliżej, na ławki (była msza), ja stwierdziłem, że postoję przy grobie. Stoję sobie tak, nikomu nie wadząc, aż tu nagle słyszę jakąś starszą panią, której wzrok prześwietlał mnie dokładniej niż roentgen w powiatowym. Pani miała małego, grubego pieska, którego trzymała na smyczy. Jak to ze starszymi paniami bywa, „szeptała”, ale tak, żeby ją słyszano. Wyłapałem mniej więcej takie rzeczy jak „satanista”, „grzesznik”, „wstyd, Boga się nie boi” itp. Wykorzystując jej przekonania, wkurzony na maksa ciągiem epitetów rzucanych w moim kierunku, po mszy podszedłem do niej, szepcząc jej do ucha: „Niech pani uważa na tego swojego pieska. My lubimy właśnie takie tłuściutkie”.
Po czym uśmiechnąłem się promiennie i wyszedłem.
Tak przestraszonej miny starszej pani chyba nigdy nie zapomnę :)
Kiedyś jak nie było za dobrze finansowo i byłem głodny, to polowałem na bezdomne psy z dzidą stworzoną przy użyciu gałęzi i specjalnie wyciętej puszki po piwie i jestem z tego dumny.
Nie dziwie sie. Sadlo z psa jest dobre na wszystko.