#Ojgew
Pewnego dnia, wracając ze szkoły, poczułam, że coś niedobrego dzieje mi się z brzuchem i zaraz się posram... Krokiem kaczki doczłapałam do mojej klatki i dzwonię domofonem. Nic. Dzwonię znów, i znów, nikt się nie odezwał. Spanikowana zaczęłam szukać kluczy, których, jak się pewnie domyślacie, nie znalazłam. Miałam szczęście, bo do bloku wchodził akurat jakiś sąsiad i udało mi się dostać do budynku. Czując, że moje dupsko bliskie jest eksplozji, poczłapałam na ostatnie piętro (nie ma tam drzwi do mieszkań, tylko roślinki i wejście na dach). Niewiele myśląc, zdjęłam gacie i zwyczajnie wysrałam się do kwiatka, aż niemal wylewało się z donicy... Potem jakby nigdy nic opuściłam budynek i udałam się do parku, aby tam zaczekać, aż mama wróci do domu. Nie miałam odwagi, by komuś się przyznać, więc w całym bloku śmierdziało kupą przez kolejny tydzień.
Pozdrawiam sąsiadów i przepraszam ;)
Śmieszne opowiadanie ale nie całkiem prawdziwe bo już pierwszego dnia ktoś by sprawdził co tam się stało. Bo smród często oznacza nie kupę ale coś o wiele gorszego.
Trzeba było posprzątać.
teraz będzie afera, że jakieś żule włażą na klatkę i sr..ą, obciążą was (i całą wspólnotę/spółdzielnię, czy co tam macie) kosztami instalacji monitoringu.
Poza tym dziwne, ze u was na klatce nikt nie sprząta.
Skoro do tej pory nie było afery to wątpię żeby nagle się zrobila skoro to była jednorazowa sytuacja
I właśnie dlatego będzie afera.