#bOyQJ
Z początku standardowa historia. Poznaliśmy się, zaczęliśmy spotykać. Szybko razem zamieszkaliśmy. Sielance nie było końca. Do czasu. Problemy, rutyna dnia codziennego, zmęczenie po pracy. Zaczęliśmy się mijać, przestaliśmy rozmawiać, uciekać od siebie. On miał kumpli, Fifę, czołgi. Ja natomiast też uciekałam. Tyle że w alkohol. Bardzo długo. Bardzo dużo. To wszystko doprowadzało do strasznych kłótni, braku bliskości. A to znowu prowadziło do upojenia. Potem już było tylko gorzej. Kilkudniowe ciągi. Kłótnie. Znowu ciąg. Kłótnia. W końcu nie potrafiłam funkcjonować bez picia. Co doprowadziło do upicia się w pracy. Oczywiście mnie wywalili. Kłótnia. I przegięcie po całej linii. Wściekła, załamana... wsiadłam w samochód. Kilka rund po mieście. Flaszka za kompana. Po chwili patrol policji, posterunek. Wynik niepozwalający ustać na nogach, a ja jeszcze kierowałam... Skończyło się wyrokiem, zabranym prawkiem, grzywną i... spakowanymi walizkami.
Od tych wydarzeń minęło trochę ponad 10 miesięcy. Podjęłam leczenie. Unikam alkoholu. Zaczęłam żyć inaczej. A on? Zaczął nowe życie. Zupełnie. I wcale nie odczuwa mojego braku. Prośby i płacz o powrót nic nie przyniosły. Żyłam nadzieją, że przebaczy. Nie przebaczy. Niedawno zabrałam od niego swoje ostatnie rzeczy. W jego oczach było widać ulgę. A ja? Przepłakuję każdą noc z tęsknoty, rozżalona witam każdy dzień. Zakładam maskę i udaję, że jest wszystko OK.
Czy to była miłość, tylko nie przetrwała próby? Czy to było zwyczajne złudzenie?
Wiem jedno. W moim przypadku „na dobre i na złe” nie istnieje. Strach przed odrzuceniem jest silniejszy nic pragnienie szczęśliwej miłości. Mam teraz ogromny problem z relacjami międzyludzkimi.
Nie wytrzymał tej próby?
Niezły tupet jak na kogoś kto prowadził po pijaku.
Koleś odszedł od przemocowca.
To byla miłość, ale TY ją zniszczyłaś. Nie on, tylko TY, razem ze SWOIM nałogiem.
Nie możesz mieć mu za złe tego, że nie czekał w nieskończoność. Wszystko ma swoje granice.
To Ty dzwonisz.
Serio? Próba na dobre i na złe? Sama sobie jesteś winna, ale to jego osądzasz, bo "nie przetrwał próby"? Bo nie chciał być z żoną alkoholiczką, która wszczyna pijackie awantury i jeździ po alkoholu stwarzając ogromne zagrożenie? A ty byś chciała żyć z przemocowym alkoholikiem?
Najwyraźniej długo dawał Ci szanse. W końcu przegięłaś. Teraz żałujesz i płaczesz, odbiłaś się od dna i liczysz, że wszystko będzie po staremu. Że błędy nie mają znaczenia. Teraz masz problem z relacjami - a wcześniej nie miałaś?
Według mnie to Ty nie wytrzymałaś tej próby. Zauważ, że Twój partner znosił Twoje pijaństwo i kłótnie, a rzucił Cię dopiero po tym jak po pijaku prowadziłaś samochód i dostałaś wyrok. Dziwisz mu się? On się relaksował grając sobie w czołgi, nie narażał życia innych ludzi zachowując się jak idiota.
Nie oczekuj, zawaliłaś temat, jeden ma wytrzymałość taka że pomoże, a inny nie, każdy dba o siebie i swoje potrzeby. Twój były nie musiał tego znosić, może próbował rozmawiać, nie widziałaś tego i miarka się przebrała. Często alkoholicy robia z siebie ofiary, a to w większości przypadków oni zadawali bol i cierpienie.
Nie wiem jak cała ta sytuacja wygląda od wewnątrz, z jego strony, ale jestem w stanie zrozumieć jego decyzję.
Popadłaś w nałóg, na prawdę mocny, nic dziwnego że facet po prostu chce zapomnieć o takiej osobie i zacząć nowe życie.
Mam żonę alkoholiczkę, wiem o czym mówisz. Ale my żyjemy ze sobą całą wieczność i mamy już dorosłe dzieci. Ona pije tylko piwo, ale po wypiciu kilku piw robi się bardzo agresywną i głośna. Już dawno przestałą ją przez to kochać, ale już za późno na rozstanie. Najgorsze jest to, jak ona zaczyna wrzeszczeć, a ja zaczynam się bronić, ona potem całą winę zwala na mnie, że to ja jestem taki agresywny. Nadal mam swoje potrzeby seksualne, ale ona nawet słyszeć o tym nie chce. Dlatego uprawiam seks wirtualny z dziewczynami na OnlyFans. Drogo to kosztuje, ale przynajmniej żadna na mnie nie wrzeszczy w czasie upojenia alkoholowego. Taki jest już moje marne życie. Na kontakty seksualne w realu nie mam ochoty.
Nigdy nie jest za późno żeby odzyskać swoje życie i się wyrwać. Zwłaszcza, że dzieci dorosłe. Znam kilka przypadków rozwodów po 60. Chcesz tak spędzić resztę życia?
Co to znaczy "seks wirtualny"? To znaczy że sam zaspakajasz swoje potrzeby seksualne? I jeszcze płacisz za to komuś, a i tak sam sobie walisz gruchę? To już musi być jakiś wyższy poziom bycia przegrywem. Nie wspomnę, że Ty i podobni Tobie utrzymujecie ten "biznes". Pomyśl czy chciałbyś, żeby Twoja córka (nie wiem czy masz, ale pomyśl jakbyś miał) pracowała w taki sposób?
A czego się autorko spodziewałaś? Praca nad związkiem powinna angażować dwie osoby, to prawda, ale jeśli on za dużo czasu spędzał z innymi czy to znajomymi czy to z grami to nie powód, żeby samej walczyć o związek flaszką i kolejną kłótnią.
Z jego perspektywy to mogło wyglądać na "jestem związany z awanturującą się alkoholiczką, która straciła przez swój nałóg zarówno pracę jak i prawko bo jechała po pijaku, a jedyne na czym jej zależy to na tym, aby się napić."
Trochę rozumiem. Koleś chciał spokoju, pograć w grę, czołgi to może jakieś modelarstwo, więc miał zainteresowania. A Ty przypyerdalałaś się o wszystko, będąc jeszcze narąbana. Tych jazd które mu zrobiłaś nie da się zapomnieć. Ja wspominam nieraz moje byłe i pamiętam dobre momenty, ale pamiętam też wieczne przypierdolki o bzdury, awantury o zwyczajne albo nawet wymyślone rzeczy. Choć było niełatwo, wiedziałem że ja z przyszłości podziękuję sobie z wtedy za niespędzenie reszty życia w ten sposób. I też odczułem spokój, kiedy dotarło do mnie że nie będę już walczył bo już zwyczajnie nie chcę. Współczuję Tobie się rozumiem też jego.