#vKhqN
Zawsze, gdy kogoś nie było w pracy, bo był na L4, odzywałam się co parę dni (gdy zwolnienie było dłuższe), pytałam, jak zdrowie. Koleżanka kiedyś prosiła o zakupy, bo nie dała rady wyjść z łóżka, tak ją grypa rozłożyła, nie było problemu, zrobiłam. Inny kolega się cieszył, bo się nudził i jak to mówił: „Miło, że ktoś pisze, pamięta”. Ja starałam się pamiętać o każdym.
Do czasu gdy sama nie zachorowałam. Jestem już drugi tydzień w domu, nie odezwał się nikt. Czy ze mną jest nie tak? Może przesadzam, może za dużo oczekuję? Może ja powinnam pierwsza się do kogoś z pracy odezwać... znowu ja pierwsza...
Tak zwyczajnie mi przykro.
Trochę więcej asertywności i dostosuj swoje zachowanie do tego, jak inne osoby Ciebie traktują. Nikt nie zadzwonił? Nie dzwoń do nich więcej.
Ludzie są zwykle bardzo zdziwieni, gdy zaczynasz traktować ich tak, jak oni Ciebie traktują.
W pracy nie ma kolegów, są tylko osoby z którymi się współpracuje.
Mnie osobiście irytuje zawracanie dupy na urlopie czy l4 - nawet gdy jest to na stopie prywatnej.
A niby czemu nie ma kolegów w pracy?
Ja w pracy poznałam najlepszych przyjscół. Zaprzyjaźniliśmy się od samego początku, pracowaliśmy razem przez 6 lat, na różnych stanowiskach, w tym kierownik-podwładny, zdarzało się też aplikowanie na te same pozycje. Przetrwaliśmy bez żadnych dram i kłótni. Później każdy w końcu pracę zmienił, a przyjaźń została. Do dziś są dla mnie jak rodzina.
@Postac:
Kiedy pojawiają się awanse, premie czy inne takie, często dochodzi do rywalizacji nawet między kolegami. Zazdrość i wyścig szczurów potrafią szybko wszystko zepsuć. W pracy łatwo też, że ktoś zacznie wykorzystywać sympatię do zrzucania swoich obowiązków albo liczy na specjalne traktowanie. Do tego dochodzą plotki, coś, co miało zostać między znajomymi, nagle może krążyć po biurze. I ostatecznie, jeśli sprawy prywatne zaczną się mieszać z zawodowymi, często robi się z tego więcej problemów niż korzyści, bo jak tu nie odebrać o 20 telefonu od "kolegi" żeby pilnie podać mu jakieś dane bo on zapomniał tego zrobić wcześniej. Czy rzucić swoje obowiązki bo koleżanka zamiast pracować plotkowała sobie a teraz deadline ją ściga.
Myślę, że to nie jest niemożliwe zaprzyjaźnić się w pracy. W pracach z małą perspektywą rozwoju, a większa potrzeba komunikacji jest to pewnie prostsze. Ale myślę, że Shido ma trochę racji - nie warto mieć za dużych oczekiwań względem tych znajomości. Ludzie często są mili, bo chcą coś uzyskać, bo taka jest kultura w danym miejscu, chcą być profesjonalni albo zwyczajnie, nie psuć atmosfery w robocie, jak i tak trzeba tam spędzić tyle czasu. A nie dlatego, że nas wyjątkowo polubili.
Myślę, że to nie jest niemożliwe zaprzyjaźnić się w pracy. W pracach z małą perspektywą rozwoju, a większa potrzeba komunikacji jest to pewnie prostsze. Ale myślę, że Shido ma trochę racji - nie warto mieć za dużych oczekiwań względem tych znajomości. Ludzie często są mili, bo chcą coś uzyskać, bo taka jest kultura w danym miejscu, chcą być profesjonalni albo zwyczajnie, nie psuć atmosfery w robocie, jak i tak trzeba tam spędzić tyle czasu. A nie dlatego, że nas wyjątkowo polubili.
Utrzymuję kontakt z dwójką ludzi poznaną w pracy, ładnych kilka lat temu. Pracowaliśmy razem, każdy robił swoje. Nie pracujemy razem, to spotykamy się od czasu do czasu. Nie każdy jest świnią. A jak ktoś kogoś wykorzystuje, to nie jest przyjaźń. Wszędzie można spotkać takich fałszywców, nie tylko w pracy.
To wszystko zależy od danej osoby/osób. Niektóre poznane w pracy osoby, mogą zostać przyjaciółmi na całe życie, z innymi w pracy utrzymuje się tylko niezbędne kontakty, a jak przestaje się ze sobą pracować, to człowiek się cieszy i usuwa takiego osobnika z życia.
Najgorsi są tacy, którzy wydają się w porządku, a nawet można się z takim kumplować, a później taki osobnik wbija nóż w plecy, albo coś odwali, pokazując jaki jest naprawdę.
To też niestety się zdarza, że gdy ktoś otrzymuje wyższe stanowisko i po awansie zaczyna się zachowywać jak ostatni ch...
Z przyjaciółmi to jest tak (a przynajmniej ja tak mam), że nie wystarczy, gdy ktoś jest miły i grzecznie się do nas odnosi, żeby się zaprzyjaźnić. Pracowałam z wieloma miłymi osobami, a zaprzyjaźniłam się tylko z trzema. Bo tutaj chodzi o ten wyjątkowy, wspólny vibe, którego nie da się wytłumaczyć, ale to się po prostu czuje albo nie. Tak się złożyło, że my zaczęliśmy pracę mniej więcej w tym samym czasie i już po paru dniach umówiliśmy się poza pracą, bo nie mogliśmy się nagadać.
Bardzo dużo się wydarzyło przez te nasze wspólne lata pracy, np. z jedną przyjaciółka obie aplikowałyśmy na to samo stanowisko i ona je dostała. Nie byłam ani zła, ani zazdrosna. Obie byłyśmy dobre, ale ona miała więcej doświadczenia i jak najbardziej jej się należało. Później ja zostałam przełożoną dwójki moich przyjaciół i też nikt z nas nie miał z tym problemu. Ani ja nie zaczęłam ich traktować inaczej, ani oni mnie. Nie traktowałam ich też lepiej niż pozostałych pracowników, a oni to rozumieli i nie nadużywali naszej przyjaźni.
To, jaka atmosfera będzie w pracy zależy od ludzi i ich charakterów. Ja czułam od początku, że ci ludzie mają świetne charaktery i nie pomyliłam się.
I uważam, że jak zaprzyjaźnisz się z kimś nie w pracy i ta osoba będzie miała beznadziejny charakter, to to wyjdzie prędzej czy później i tak, nie trzeba do tego razem pracować.
To teraz bądź tą niedobrą koleżanką.
@thor1908 Jak to ktoś ładnie ujął: zlemu zapamiętają jak sie wyjątkowo zachowa dobrze, a dobremu jak sie raz zachowa źle. Więc w kwestii pamięci o nas, opłaca się być niedobrym.
Ale Autorka juz jest dobra, więc zamietana zostanie za złe albo w ogóle.
Ja tam nie lubię, jak ludzie z pracy piszą do mnie na urlopie albo L4. I też wyznaję zasadę, że w pracy nie ma przyjaciół/kolegów, współpracujemy i czasem świetnie nam ze sobą, ale potem wychodzimy do domu i nie myślimy o sobie.
Mało kto ma zwyczaj pisać do ludzi na L4. Ty to lubisz i chcesz, inni mogą nie odczuwać potrzeby. Np. ja napiszę najwyżej jak ktoś jest na L4 miesiąc. Po co częściej?
Wiem, że jako ekstrawertyk(wiem, wydaje opinie po jednym fakcie) możesz to uznać za dziwne i smutne. Ale im bardziej osoba introwertyczna- tym mniej dla niej jest to dziwne(a od pewnego momentu np. środka skali ekstrawertyk-introwertyk już wcale nie jest to dziwne)
Tak to już jest, że większość ludzi ma innych w dupie. I nawet nie to, że są źli. Nie, po prostu są skupieni tylko na sobie, na swoich problemach, swoim świecie. Gdy zadzwonisz i poprosisz o pomoc, to często chętnie pomogą, bo z natury jesteśmy pomocni. Ale sami nie wpadną na pomysł, by się kimś innym zainteresować.
Wielu przyjacielskich ludzi przekonuje się o tym wcześniej czy później. Często dość boleśnie, bo właśnie wtedy, gdy sami tej pomocy bardzo potrzebują, np podczas choroby. I myślą, że teraz to do nich ktoś zadzwoni, przyjedzie z gorącym rosołkiem. A tu wielka kupa...
Przerabiałam to sama i aż za dobrze wiem, jak to boli. Mnie to nauczyło dystansu a przede wszystkim cenienia siebie i swojego czasu. Już nie proponuję pomocy. I nie pomagam, dopóki nie usłyszę wyraźnej prośby. Nie reaguję na żadne aluzje, choć doskonale wiem, o co komuś chodzi. Udaję głuchą i ślepą. Już nie latam z zakupami, nie wyprowadzam piesków, nie opiekuję się dzieciakami itd. A także bardzo uważnie dobieram sobie znajomych.
Nadal lubię ludzi ale teraz już wiem, że moja sympatia i przyjacielskość przez większość z nich nigdy nie zostanie w tym samym stopniu odwzajemniona. Ponieważ nie każdy angażuje się w relacje międzyludzkie tak głęboko jak ja. Nie każdy pamięta nie tylko o potrzebach kumpeli, ale też jej męża, syna, ciotki, babki, chomika i psa.
To raczej rzadka cecha.
Może się przyzwyczaili że zawsze Ty inicjujesz kontakt. Ale i tak przykre :(
Jak się czujesz?
Zapamiętaj to na przyszłość i zachowuj adekwatnie.
Osoby, którym pomagasz/zagadujesz mają wiedzę tylko o relacji z nimi samymi. Oni nie zapamiętują co robisz dla reszty zespołu (ty też nie wiesz o relacjach między innymi członkami zespołu). Z ich perspektywy byli chorzy raz, raz zostali zagadani i to nie zmieni nagle ich zwyczajów.
Po drugie, jeśli ktoś pomaga zawsze i wszystkim, to ludzie zakładają, że „on tak już ma, on tak lubi” i nie czują, że to kwestia jakiejś więzi. Jeśli dodatkowo pomagasz, mimo, że druga strona nic nie daje od siebie, to zakładają, że jesteś po prostu słaby, i z byle powodu czujesz się zobowiązany.
Po prostu to, czy ktoś cię lubi i chce pogłębiać relacje nie zależy od tego, jak bardzo jesteś „przydatna” i potrzebna. Zadziała to raczej tylko na drugą podobnie słabą osobę, która poczuje się winna ci przysługę.
Osoba dominująca odzywa się jako pierwsza nawet gdy jest chora i ledwo mówi. Pozostali pracownicy już się do tego przyzwyczaili i teraz po prostu nie wiedzą jak zacząć. Zadzwoń pierwsza a potem już samo pójdzie.