#0bgP2
Nic mnie nie bolało, czułam się jak nowo narodzona. Wychodzę z kibelka, a tam cały komitet powitalny w postaci higienistki, psorki i jeszcze innego nauczyciela. Pytali, co też mi się stało, ale nie chciałam im opowiadać o swoich biegunkowych problemach i wyjaśniłam, że po prostu zasłabłam. Higienistka zapytała, czy przez chwilę byłam całkiem nieprzytomna, a ja potwierdziłam, bo myślałam, że wtedy dadzą spokój.
Nie spodziewałam się, że zrobi się z tego niezła awantura. Usadzili mnie u higienistki, gdzie znowu odezwały się jelita, pobladłam i zaczęłam chylić się ku dołowi, żeby wytrzymać. Dalej nie przyznawałam się, że to biegunka, więc... wezwali pogotowie, bo wyglądałam aż tak źle.
Co najlepsze, okazało się, że czegoś mi tam we krwi brakuje, więc dostałam kroplówki, zwolnienie i takie tam.
Ostatecznie przez zwykłą, mówiąc brzydko, sraczkę, udały się dwie rzeczy:
– stwierdzono u mnie cukrzycę
– pani psorka bardzo mnie przepraszała i pozwoliła napisać sprawdzian jeszcze raz, bo poszedł bardzo źle (tak, pewnie dlatego, że się nie nauczyłam).
I tylko mama się dowiedziała, że po prostu mnie przycisnęło.
Czy tak ciężko przyznać się do sraczki?
Wygląda na to że biegunka była objawem czegoś poważniejszego.
Raczej był to zbieg okoliczności. Nieco bolesny, ale wykrycie cukrzycy było tego warte.
Gówniana sprawa,