#SAG7B
Jesteśmy razem już dość długo. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, miałam raptem 18 lat i tylko jednego chłopaka „na koncie”. Wszystko było miło, fajnie. Czułam się jak w bajce. Dość szybko, bo już po roku, powiedział mi, że on już wie, że jestem tą jedyną. Oboje jednak wiedzieliśmy, że to nie czas na takie rzeczy. Ja zaczynałam studia w innym mieście, chcieliśmy, abym spokojnie skończyła naukę. I nadszedł ten dzień. Zdobyłam upragnionego magistra. Podjęłam pracę i myślałam, że może niedługo się oświadczy. On sam często poruszał temat ślubu, niedalekich zaręczyn. Chciałam się ustatkować, urodzić dzieci. On też bardzo tego chciał. Zwłaszcza dzieci. Minął rok, dwa, trzy... A on dalej tylko ciągle powtarzał, że zaręczyny tuż-tuż. Ja nawet nie pytałam. Minęło kolejnych kilka lat, a on jakby ciągle zmieniał zdanie. Raz przedstawia mnie jako swoją przyszłą żonę czy narzeczoną, czasem dziewczynę, i zaznacza, że ślub już niedługo. Raz mówi innym, że nie planuje ślubu. Zaczęłam w końcu pytać, bo to są sprzeczne komunikaty i sama nie wiem. I raz twierdzi, że niczego bardziej nie pragnie niż ślubu i dzieci, a czasem, że ślubu ani dzieci nie będzie, bo tylko idioci pchają się w takie rzeczy, a ponadto dobrze jest jak jest. Ja zaczynam się denerwować. Oczekuję deklaracji – w tę lub w drugą stronę, ale niech w końcu się zdecyduje. A on gorąco zapewnia o jednej z wyżej wymienionych opcji, a potem i tak zmienia zdanie. Ciągle daję mu „ostatnią” szansę, bo po prostu żal tych wszystkich lat razem. Czuję się, jakbym z biegiem lat stała się po prostu opcją zapasową. Mam 30 lat i czuję, że on mnie wpędza w lata.
Postaw ultimatum. Powiedz, że Tobie zależy na ślubie i inaczej nie chcesz i wyznacz mu czas, w którym ma się zdecydować. Jak się nie zdecyduje w tym czasie, to Ty nie marnuj więcej swojego czasu na niego
Ja tak zrobiłam. Nie jestem z tego dumna, ale mój mąż często mówił o dzieciach, a ślub i zaręczyny "na pewno chce, nawet zaraz". Ale jakoś tego "zaraz" nie było, więc mu dałam termin na określenie się. Albo ślub, albo ja wyjeżdżam z koleżankami ze studiów (akurat miałam okazję). Oświadczył się, a ja się popłakałam ze szczęścia. Bo tak naprawdę już podejrzewałam, że on też mnie tylko zwodzi. Jak go później pytałam, czemu tak zwlekał z zaręczynami, to on "nie wie, bał się".
Ja sama sobie wyznaczam termin. Jeśli nie oświadczy się do np. walentynek to go zostawię, bo jestem zmęczona tym niezdecydowaniem. A potem sama sobie mówię, że nie oświadczył się, ale planujemy wyjazd za dwa miesiące, może wtedy... A potem, że może na święta... Prawda jest taka, że się boję. Całe dorosłe życie z nim. Nie wiem co będzie. Czy sobie sama poradzę? I boję się, że popełnię błąd. Zmarnuję tyle lat razem, a gdybym poczekała jeszcze ten jeden miesiąc to by było ok.
Poinformuj o tym terminie partnera. Wiem, że to trudne, ale moim zdaniem tylko wtedy ma sens. Oczywiście jeżeli zależy Ci na ślubie. Ja byłam gotowa żyć sama, bo ślub jest dla mnie zbyt ważny, żeby iść z kimś przez życie bez tego "papierka".
Porozmawiałam z nim. Powiedziałam, że oczekuję ostatecznej decyzji do końca roku. Odpowiedział mi, że najpierw musi się przekonać czy byłabym dobrą żoną. Trochę jakbym dostała w twarz. Po 12 latach razem, biorąc pod uwagę, że żyjemy w zasadzie jak małżeństwo, to powinien wiedzieć. W sumie to czuję, że on nie chce tego ślubu, ale udaje niezdecydowanie, żebym nie odeszła. 12 lat to zdecydowanie wystarczający czas, żeby wiedzieć czy chce się z kimś być. Myślę, że po prostu nadal liczy, że trafi się jakaś lepsza, a jak się nie trafi to już w ostateczności będzie ze mną.
Czy byłabyś dobrą żoną? A on co? Masz zasłużyć, żeby raczył się z tobą ożenić?
Mi po takim tekście odechciałoby się małżeństwa...
Dlaczego właściwie? Bycie dobrą żoną to coś negatywnego? Pragnienie posiadania dobrej żony to coś dziwnego?
@upadlygzyms na głowę upadłeś/łaś? "Pragnienie posiadania dobrej żony to coś dziwnego?" Nie, ale taki teks do osoby z którą jesteś dość długo to brak szacunku. Obelga.
Może sobie szukać idealnego materiału na żonę, ale niech nie mydli autorce oczu. Marnuje jej czas. Jednak małpa nie opuści gałęzi, jeśli nie chwyci następnej.
Dokładnie. Nie bądź zdesperowana, autorko, i nie toleruj takich odzywek. Skoro chce dobrej żony, niech sobie jej szuka. Bez Ciebie u swojego boku.
O to to! Dokładnie.
Serio, jak facet po takim czasie nie potrafi przedstawić jasnego stanowiska, to wiadomo, że na 90% on wie, że wolałby być z kimś innym, ale woli mieć rezerwę jakby nie pykło.
Ja byłam w podobnej sytuacji. Poznałam faceta mając 18 lat, byliśmy ze sobą, były niby jakieś deklaracje, ale ciągle jednak nie to. Nawet zamieszkać razem było ciężko, do momentu wyjazdu za granicę... A tam wyszedł po prostu dramat plus zaszłam z nim w ciążę. Postawiłam ultimatum, ale on dał dupy więc rozstałam się z nim, kiedy nasze dziecko przyszło na świat. Później chciał jeszcze raz wszytsko naprawiać, ale to była tylko jedna szansa, w sumie dana ze względu na dziecko, ale i to zmarnował.
Szczerze? Żałuję, że zmarnowałam z kimś tak niezdecydowanym tyle czasu... A teraz, całkiem niespodziewanie, jestem szczęśliwa z super facetem.
Pogadaj z nim, daj konkretny termin. Jeżeli oleje temat to skończ to. Szkoda Twojego życia na ciągnięcie czegoś takiego. Powodzenia!
Ja się boję, że już zmarnowałam czas. I jedyne co osiągnę to kolejne relacje, które skończą się tak samo.
Pomysł w ten sposób. Czy jesteś szczęśliwa? Czy chcesz tak spędzić resztę życia? Bo jeśli tak, to spoko. Ale jeśli nie, to zostając w takim układzie, jedyne co osiągniesz to zmarnowanie kolejnych lat.
@Lidiia czas marnujesz tkwiąc w tym "związku". Pamiętaj, że lepiej być szczęśliwym samemu, niż być w związku z byle kim.
Ja przez kilka lat nie wchodziłam w żadne relacje, unikałam facetów. Mój aktualny facet się za mną musiał nałazić, natrudzić, bo bardzo go olewałam 🙈
A jak sobie sama nie poradzę? Jak go poznałam byłam małolatą, co mieszkała z rodzicami. Nie ogarniam wielu rzeczy sama, bo mi zabraniał. W życiu nie płaciłam rachunków. Tylko przekazywałam pieniądze.
Wszystkiego możesz się nauczyć :) Masz magistra, to i rachunki ogarniesz, nie? :)
ZouzaMaua Może rzeczywiście...
Dzieci tak mają, że zmieniają zdanie całkiem często i na podstawie drobnych, nowych informacji. Dziwne tylko, że ten dzieciak już ma najwyraźniej skończone 30 lat.
33 nawet : )
Ja bym nie liczyła, że coś się zmieni.
Skoro on mówi raz tak, a raz odwrotnie to nie liczyłabym na ślub. On sam nie wie, czego chce. Moim zdaniem tracisz tylko przy nim czas. Tyle lat razem, a nawet nie jesteście zaręczeni. Ale to tylko moja opinia.
Ja też chyba bardziej zakładam, że nic z tego. Może po prostu boi się, że jak powie wprost, że ZE MNĄ tego ślubu nie chce, to odejdę i nie będzie miał rezerwy jak spotka tę jedyną?
Tzn jak właśnie jej nie spotka.
Może po prostu się boi? Chce z tobą być, się boi się organizacji ślubu, że po ślubie się zmienisz albo coś? Najważniejsze to porozmawiać otwarcie z partnerem.
Rozmawiam. I co? I nic to nie daje.
Mnie się też wydaje, że on tylko wpędza cię w lata. I pewnie serio jesteś opcją zapasową.
Wiem co czujesz. Ja też się tak miotam między tym, że chcę go zostawić a tym, że to może być zła decyzja, bo przecież bywa też fajnie.
Tak to już jest, nie jesteśmy tacy sami. Kobiety oczekują stabilizacji, głównie finansowej ale też tak ogólnie, a mężczyźni oczekują miłości i wierności. Tak z grubsza rzecz ujmując.
O, w punkt. Tak ogólnie.
Miłość i wierność ma. Ma też codziennie ugotowane, posprzątane, zakupy zrobione. Dbam o siebie. W sumie prawda, po co miałby zabierać sobie możliwość wyjścia bez słowa jak już znajdzie tę jedyną, skoro już ma wszystko, co mu potrzebne do codziennej egzystencji, nie?
Rozumiem, że masz na myśli, że kobiety chcą ślubu, a facetom wystarczy szczęśliwy związek bez formalizacji? Przez lata tak myślałam, bo taki obrazek funkcjonuje w społeczeństwie, aż nie spotkałam kogoś, kto był mnie zupełnie pewny. I to on pierwszy sygnalizował potrzebę sformalizowania tego związku, on naciska żebyśmy kupili mieszkanie już na wspólność małżeńską, a nie 50/50, mimo że prawnie tu w zasadzie nie ma żadnej różnicy. Generalnie mi tez zależy na tym ślubie, ale mam poczucie, że jemu zależy nie mniej. Żadne z nas nie jest finansowo zależne od drugiego, ten ślub nic między nami realnie nie zmieni, nikt nikogo na nic nie łapie, bo żadne z nas się nie łudzi, że ślub jest jakimś magicznym sposobem na zatrzymanie kogoś przy sobie choćby nie wiem co, chodzi tu raczej o symbol. Obserwując facetów w moim środowisku, dochodzę do wniosku, że jak facet jest pewny związku, to chce tego ślubu (nie tylko na podstawie mojego partnera, ale tez znajomych, rodziny, itd).
A jak sobie nie poradzę? Całe dorosłe życie z nim byłam. Wychował mnie sobie. On zajmuje się płatnościami, samochodem. Co jak nie ogarnę?
Ogarniesz. Rozumiem, że skoro dajesz pieniądze na życie to pracujesz. A skoro pracujesz to i wykonujesz jakieś obowiązki, to czym to się różni od załatwienia kilku dodatkowych rzeczy? Dasz radę. Za wszystkie opłaty możesz zrobić przelew, do internetowych kont są instrukcje, na każdym rachunku/ prognozie za gaz/prąd, umowie za mieszkanie są dane na jakie trzeba zrobić przelew. Od samochodów są mechanicy, najważniejsze rzeczy możesz wygooglować na co zwracać uwagę, co oznacza dana kontrolka. Na YouTube są filmiki instruktażowe do wszystkiego. Możesz podpytywać znajomych, współpracowników. Też się czasem zastanawiam jak coś zrobić jeśli robię coś rzadko/ po raz pierwszy, normalka.
On Cię trzyma tylko i wyłącznie dlatego, że ma w domu ogarnięte i ugotowane i jeszcze dokładasz się do wspólnego życia. Inaczej sam by musiał robić i opłacać mieszkanie i resztę i by miał mniej kasy na własne przyjemności, hobby. To wcale nie jest miłość, tylko wygodnictwo.
Dziękuję :)