#GU1jP
Od początku naszej znajomości bardzo dużo opowiadał mi o swoich wyjazdach – a to był w Stanach, a to w Grecji, a to na rowerach przez Francję, na obozach w górach... Byłam pewna, że wreszcie spotkałam bratnią duszę, bo sama uwielbiam podróżować, poznawać nowe miejsca i kocham górskie wędrówki. Wreszcie znalazł się ktoś, kto ma podobne pasje! Tymczasem przez cały ten czas, kiedy się znamy, byliśmy raz na tygodniowym wyjeździe i może trzy razy wyskoczyliśmy gdzieś w weekend. Zawsze gdy proponuję wycieczkę, słyszę wymówki: „Nie mam pieniędzy, nie lubię prowadzić na długich trasach, mogłaś powiedzieć wcześniej, bo teraz nie dostanę wolnego w pracy”. Nieważne, że proponuję wyjazd pociągiem, żeby nie musiał się męczyć za kierownicą (ja nie prowadzę), kasy też nie potrzeba nie wiadomo ile, żeby zorganizować fajny wyjazd. Zaczęłam z większym wyprzedzeniem mówić, że np. za miesiąc długi weekend i miło by było gdzieś wyskoczyć. W odpowiedzi słyszę: „No spoko, możemy jechać”, po czym znów kończy się tak samo. Co nie przeszkadza mu nadal opowiadać z tęsknotą w głosie o tych wspaniałych wojażach po Polsce i Europie sprzed kilku lat... Zaczyna mnie to coraz bardziej wkurzać, bo kompletnie nie wiem, w czym jest problem. Jakakolwiek próba rozmowy kończy się jego irytacją i stwierdzeniem, że ile można mi powtarzać, że nie ma kasy, nie ma wolnego albo coś tam jeszcze.
Podobnie zaczęło to wyglądać z wyjściami na miasto, do kina itp. Wyciągnąć go gdzieś to prawdziwe święto. Najchętniej wolny dzień spędzałby na kanapie przed telewizorem. Jakiś czas temu przynajmniej wychodziliśmy wspólnie na jedzenie, teraz też coraz częściej woli zamawiać do domu. Z jednej strony staram się go zrozumieć, bo ma nieregularny grafik w pracy, rzadko zdarza mu się mieć cały weekend wolny – zwykle ma wolną niedzielę i jeden dzień w tygodniu. Rozumiem, że bywa zmęczony i ten jeden dzień nie zawsze wystarcza na odpoczynek. No ale bez przesady, ja też pracuję na pełny etat, nieraz po pracy czy w weekend załatwiam jeszcze sporo innych spraw i jakoś potrafię znaleźć chęci na pójście do muzeum, spacer po parku itp. Nie wymagam od niego spędzania w ten sposób czasu zawsze, gdy się widzimy, ale chyba jedną czy dwie niedziele w miesiącu mógłby poświęcić? Szczerze mówiąc, przez ostatnie dwa czy trzy miesiące aż odechciewa mi się do niego jeździć, kiedy wiem, że w perspektywie jest znowu cały dzień z Netflixem...
Niby wszystko jest okej, mamy wspólne tematy do rozmowy, podobne poczucie humoru, na sprawy łóżkowe też nie mogę narzekać, ale ten temat nie daje mi spokoju. Coraz trudniej mi wyobrazić sobie zamieszkanie razem, bo domyślam się, jak to będzie wyglądało.
Zanim ktokolwiek skomentuje: nie, nie musimy wszędzie jeździć razem i wszystkiego robić razem. Nie mam z tym problemu, że jak jemu się nie chce to wyjeżdżam sobie sama albo np. z siostrą. No ale chyba też nie chodzi o to, żebyśmy ZAWSZE spędzali wolny czas osobno, chyba nie na tym polega związek. Jeśli ja potrafię się do pewnego stopnia dostosować do kogoś i jeden weekend spędzić na kanapie oglądając seriale, to chyba druga strona w kolejny weekend mogłaby się trochę dostosować do mnie i ruszyć się gdzieś dalej niż do osiedlowego sklepu.
"Byłam pewna, że wreszcie spotkałam bratnią duszę"
Podejrzewam, że te jego opowieści to..... tylko opowieści.
Na coś trzeba było Cię złapać. Udało mu się, związek jest, nawet bywa fajnie, skoro piszesz:" mamy wspólne tematy do rozmowy, podobne poczucie humoru, na sprawy łóżkowe też nie mogę narzekać"
Ale...." w perspektywie jest znowu cały dzień z Netflixem".
Ten rozjazd będzie się tylko pogłębiał. Jeśli nie akceptujesz wyłącznie "kanapowych" sposobów spędzania wspólnego czasu, to chyba lepiej się rozstać (zanim na plan nie wejdą dzieci, kredyty, i temu podobne konsekwencje związku).
Ale akurat jego niechęć do wyjazdów gdy przyjdą dzieci może się przydać. Autorka będzie jeździć ze znajomymi, a mąż zostanie z dziećmi
Z niemowlakami podróżuje się trudno, a one z tych podróży nie korzystają - wręcz przeciwnie, im mlodsze dzieci, tym więcej stałości potrzebują. Wtedy taki wyjazd na weekend kilka razy w roku, do tego jedne wakacje - czyli coś, co Autorka ma z partnerem w tej chwili - wystarczają. A na resztę wycieczek Autorka sama.
Jak dzieci podrosną, to opowiadający z tęsknotą o podróżach tata na pewno na wyjazd pojedzie - chociażby przez to, że dzieci będą go tak dopytywać i męczyć, na co Autorka być może nie ma śmiałości i ochoty, że będzie mu głupio. A jeśli podróżować naprawdę lubił, to wystarczy mu to przypomnieć. Jak widać radość dzieci, to się zdecydowanie bardziej chce coś robić.
Różne mogą być powody takiego zachowania i żeby się dowiedzieć o co chodzi, musisz go po prostu zapytać. Bo może być tak, że te historie, które opowiada są zmyślone albo mocno podkoloryzowane.
Może być tak, że się po prostu zmienił. Kiedyś lubił podróżować i spędzać czas aktywynie, a teraz nie lubi, znudziło mu się to, ma inne potrzeby czy priorytety. Ja kiedyś lubiłam chodzić na imprezy i tańczyć, teraz już nie mam takich potrzeb. Wychodzę z raz na rok albo rzadziej. Bardziej wolę siedzące spotkania i domówki. Ludzie się po prostu zmieniają z wiekiem, z nabytymi doświadczeniami. Oczywiście nie wszyscy, jeden będzie całe życie podróżował, a drugi po kilku latach stwierdzi, że już mu wystarczy na całe życie.
Może też być tak, że jego wizja wyjazdów i podróży nie zgadza się z twoją wizją. Byliście raz i mu się zwyczajnie nie podobało.
Jedyną opcją jest szczera rozmowa. Bez złości, wbijania szpilek i czepialstwa. Zapytaj, co się w jego życiu zmieniło, że kiedyś lubił podróżować, a teraz nie chce. Ja to powtarzam za każdym razem tutaj - ludzie, rozmawiajcie ze sobą!
Kicha i tyle. Jeszcze to Ty do niego jeździsz (a przynajmniej tak wynika z wyznania).
Za parę lat Twój kanapowiec wyhoduje sobie bebzon jak bęben, i dalej będzie opowiadał ckliwe historyjki o swoich wielkich wojażach. Bo on by naprawdę chętnie gdzieś pojechał i coś fajnego porobił, tylko... mu się nie chce. Ot, i cała filozofia.
Tu nie poradzisz. Jeśli mu się nie chce, to mu się nie chce. A pretekst do siedzenia w chacie zawsze się znajdzie. Kasy nie ma, noga boli, chrypka bierze, deszcz będzie padał itd.
Jak to w powiedzeniu: kto chce, szuka sposobu, kto nie chce, szuka powodu.
Chłopak się wyszumiał i naszła go ochota na stabilizację. Ciesz się, że przy tobie.
Widocznie mu się zmieniło i nie ma już ochoty. Ale autorka chyba dała się nabrać na te opowieści, skoro z nią niemal nigdzie nie wyjeżdżał.