Zacznę od tego, że od zawsze niezwykle żal mi było niepełnosprawnych dzieci. Pomagam jak mogę wszelkim fundacjom, choć na wiele mnie nie stać. Parę(dziesiąt) lat temu urodziłam niepełnosprawnego synka – skazany był na wózek. Z racji, że wtedy technologia nie była tak do przodu, choroba ujawniła się dopiero po porodzie. Od tamtego czasu płakałam bez przerwy. Nie mogłam się pogodzić z tym, że mój syn jest inny, nigdy nie będzie mógł biegać...
Rok temu doszła do mnie wiadomość, że pewna fundacja zdobyła wystarczająco dużo pieniędzy na skomplikowaną operację mojego synka i rehabilitację.
Dwa słowa: kocham Was.
Dodaj anonimowe wyznanie
Super! Zycze, zeby wszystko sie udalo!
Dobro wraca :)
Zdrówka ☺
Dlatego właśnie też coś zawsze dorzucę, tyle ile mogę, choćby najmniejszą kwotę. I modlę się, żebym kiedyś takiej pomocy nie potrzebowała, albo jeszcze gorzej moje dzieci. A jeśli już by się tak zdarzyło, to nie będę miała wyrzutów sumienia i oporu prosić o pomoc.
Czekaj, zebrała forsę na operację i rehabilitacje parędziesiąt letniego syna? To ile ty masz lat?