#KSnwg
Na moim osiedlu psy bardzo często latają bez smyczy, a ich właściciele mają to gdzieś. Akurat moja córka nie jest zbyt ufna wobec psów, więc prawie nigdy nie lata do nich i nie głaszcze. Kiedyś jednak miałam sytuację, że stałam na parkingu z córką i podszedł do niej dość spory pies, córka bardzo nieśmiało wyciągnęła do niego rękę, którą natychmiast cofnęłam i zaczęłam z niecierpliwością wypatrywać właściciela czworonoga, aż w końcu zobaczyłam dziewczynę wpatrzoną w telefon, pewnie nawet nie zorientowała się, co się stało. Takich sytuacji mieliśmy naprawdę dużo.
Mężowi pies puszczony samopas wielokrotnie wpadał pod koła samochodu, w ostatniej chwili zawsze zdążył wyhamować, ale raz byliśmy świadkami potrącenia. Proszę Was, wy i wasze psy nie jesteście pępkami świata. Tak samo, jak czyjś pies może się bać dzieci, tak samo moje dziecko może się bać psów. Bo jakoś o tym, że pies puszczony bez smyczy podbiega do wystraszonego dziecka rzadziej się mówi.
Może dlatego rzadziej się o tym mówi, że w większości te historie o "psach podbiegających do wystraszonego dziecka" wyglądają tak, że pies jest w odległości jakichś 5m od dziecka, a rodzic już się pieni, wścieka i awanturuje? Mój pies nie podchodzi do obcych ludzi, nie lubi tego, a tak już ma, że jak czegoś nie lubi, to stara się od tego odsunąć. A i tak zdarzały nam się sytuacje, nawet kiedy był zapięty na smyczy, że komuś jego obecność w przestrzeni publicznej przeszkadzała. Najbardziej stuknięta wariatka regularnie spaceruje w parku który upodobali sobie psiarze, no istna wylęgarnia psów, tych na smyczy i tych bez. I kobieta regularnie się awanturuje. Zrobiła mi awanturę nawet o to, że powinnam mieć krótszą smycz, bo ona by sobie życzyła żeby odległość między nią a moim psem była większa (kojarzyłam już tą wariatkę więc nie podchodziliśmy jakoś szczególnie blisko, pomiędzy nią a psem spokojnie przeszedłby jeszcze ktoś, nadal nie będąc narażonym na bezpośredni kontakt ani z nią, ani z psem - czyli mnóstwo miejsca), bo "ona się bardzo boi psów". Powiedzmy sobie szczerze, czyjeś lęki to nie jest mój problem i nie widzę powodu żeby sobie ograniczać swobody i prawa, bo ktoś tak sobie życzy. Mamy też sąsiadkę która wzywała straż miejską bo "groźny" pies bez smyczy po osiedlu biega - nie po osiedlu, a po łące za osiedlami, a panowie z SM którzy przyjechali sprawdzić zgłoszenie popukali się w czoło jak zobaczyli tego "groźnego" psa. No i faceta, który na mnie nawrzeszczał (ale po zwróceniu mu uwagi że reakcja jego dziecka była mocno przesadzona i absolutnie nie była naszą wina przeprosił i sam przyznał że poniosły go emocje) bo jego dziecko, kiedy tylko zobaczyło psy, wpadło w panikę i zaczęło biec w kierunku ruchliwej ulicy.
Psy nie znikną z przestrzeni publicznej tylko dlatego, że ktoś się ich boi bądź nie lubi.
Jako osoba bojąca się psów, całkowicie się z tobą zgadzam Autorko. Zdecydowana większośc właścicieli psów ma gdzieś swoich podopiecznych; siadają na ławce a piesek niech sobie pobiega albo nosy w telefonie. Dla mnie nieważne czy pies jest przyjazny czy nie, nie chce by do mnie podchodził. Miałam trzy sytuacje gdy pies się na mnie rzucił a właściciele mieli to w d.pie. Nie raz prosiłam włascicieli w trakcie spaceru czy mogliby zawołać psa do siebie bo się boję (nawet nie chodziło mi o kaganiec/smycz, tylko by pies ode mnie odszedł) i za każdym razem byłam wyśmiana, że psów nie trzeba się bać.
Tam. Rzadziej się mówi a sytuacja jest znacznie częstsza. Tyle, że teraz taki mamy klimat, że niektórzy z około 20-Latków myślą, że są fajni jak nazwą dzieciaka gówniakiem i pomarudzą. Ostatnio czytałam dyskusję na FB o strasznych dzieciach krzyczących w autobusie. Serio, większość życia podróżowałam komunikacją i płaczące dzieci to był margines. Najbardziej głośne zawsze były klnące nastolatki, młodzież z telefonami i oczywiście żule. O nich nikt nie wspomniał. Dlaczego? Bo jedyną grupą społeczną po jakiej obecnie można jeździć są dzieci.
A zwróć szanownemu właścielowi psa uwagę to wielkie oburzenie
Albo odpowiedz „on tak już ma, nienawidzi biegaczy”, „.on nienawidzi kotów”, „no ale przecież się nic nie stało”.
Kiedyś biegałam po boisku i co chwile podbiegał do mnie pies dopiero jak krzyklam na właściciela że się go boję i ma go zabrac to łaskawie go do siebie zawołał i zapiął na smyczy
Jako wlascicielka suczki, akurat wyjątkowo przyjaznej w stosunku do dzieci - i tak z reguły trzymam ja na smyczy, choć ona nigdy sama z siebie do ludzi nie podchodzi. No chyba, że ja zawołają, to wtedy się łasi o pieszczoty. Powiem szczerze, że akurat dzieci to chyba jedyna grupa społeczna, która sama mi nie podchodzi do psa z łapami, tylko zawsze pytają, czy mogą pogłaskać.
Pomimo tego, że to jest psiak z wzorowym zachowaniem w stosunku do ludzi, to i tak chodzi na smyczy, bo zdaje sobie sprawę że nie jestem pępkiem świata i ktoś może się obawiać. Wielu właścicieli psów myśli, że skoro oni znają swojego psa, to inni też powinni - i to jest moim zdaniem problem. Sama nie znoszę jak po osiedlu chodzą takie nieusluchane bez smyczy, bo stwarzają zagrożenie zarówno dla dzieciaków, jak i innych psów.