#KmLK6
Wszystkie projekty graficzne robiłam z "palcem w nosie", zawsze na wysokim poziomie, chwalona przez nauczyciela za kreatywność. W czasie czterech lat nauki zdobyłam kilka wysokich miejsc w konkursach na szczeblach ogólnopolskich, a na przestrzeni trzeciej i czwartej klasy miałam na swoim koncie już kilka zrealizowanych zleceń (dla mniejszych firm). Dla wszystkich było jasne, że mam talent, wręcz dar: obowiązkowo studia na ASP, potem wielka kariera. Mama opowiadała znajomym, że będę szanowaną panią graficzką, babcia rozmyślała dla jakich wielkich firm będę tworzyć, nauczyciele praktycznie sikali po nogach, że po pierwszym roku (kiedy zaczynałam mój kierunek był nowo wprowadzony) wypuszczą z murów szkoły kogoś tak utalentowanego, młodsze roczniki do porzygania wysłuchiwały o moich "wybitnych osiągnięciach". Dostałam nawet zaproszenie na jakieś wypasione warsztaty graficzne. Po prostu istny szał.
A prawda jest taka, że nienawidziłam tego, co robię. Projekty musiałam oddać dla ocen, uczestnictwa w konkursach wymagała ode mnie szkoła i nawet zlecenia znalazł dla mnie w internecie nauczyciel. Byłam chora za każdym razem, jak siadałam do programu. Nie wiem jakim cudem skończyłam szkołę (tzn. wiem - na opinii), bo wystarczała myśl, że mam dziś pięć godzin grafiki i dosłownie zwalało mnie z nóg. Miałam tyle nieobecności, że powinni mnie oblać. Ale miałam też przyzwoite stopnie i opinię dumy szkoły, więc nikt nie śmiał robić mi problemów ze skończeniem ostatniego roku.
I nie było żadnych studiów, zwłaszcza graficznych. Nie było, nie ma i nie będzie pracy w zawodzie. Podobno urodziłam się z piórkiem cyfrowym w dłoni, znam trzy języki obce (w tym japoński)... i jestem kelnerką. I uwielbiam tę pracę.
Mama do dzisiaj ryczy, że miałam możliwość bycia "kimś", jak córka Kasi, która studiuje medycynę, a zapieprzam w zawodzie, w którym mogłabym pracować nawet bez szkoły średniej. Babcia poczuła się tak dotknięta moim brakiem większych ambicji, że przestała się odzywać. Znajomi ze starej klasy prześcigają się w domysłach, że pewnie jestem w czwartej ciąży i mąż Arab nie pozwala mi wychodzić z domu, bo to niemożliwe, że nie koszę kokosów na pracy w grafice. Ponoć nawet nauczyciele załamują ręce nad głupotą, którą się wykazałam.
A podobno najważniejsze w życiu to być szczęśliwym...
Dlaczego nie poszłaś do jakiegoś ogolniaka albo na jakiś kierunek, który Cię interesuje?😐
Prawdopodobnie jeszcze ten jeden raz uległa presji ze strony rodziny.
W mojej okolicy często ktoś idzie do technikum, "bo będzie papierek i w razie czego plan B", nawet jeśli niespecjalnie ich interesuje dany kierunek. Możliwe, iż autorka(niewykluczone, że namawiana przez rodziców) poszła z tego samego powodu?
I całe życie będziesz kelnerka? Wiem, że pewnie mnie zjedziecie i wiem, że każdy ma prawo żyć po swojemu. Wyrażam tylko swoja opinie.
Moim zdaniem to jest głupota. Jedna rzecz to być szczęśliwym, ale z samego szczęścia nie wyżyjesz.
To wyglada troche na taki bunt, żeby pokazać innym, że nie moga toba rzadzić.
Obyś za parę lat nie obudziła się z myśla, że to jednak nie był tak dobry pomysł jak ci się teraz wydaje.
Mam to samo zdanie, jako grafik moglas sie dorobic po paru latach i pozniej robic to na co masz ochote, a teraz powiedz mi ze pensja kelnerki cie uszczesliwia. Tak hajs to nie wszystko ale sporo ulatwia
też tak uważam, i oczywiście nie ubliżając kelnerkom, to nie jest zawód w którym można się wykazać ambicjami, ale najwyraźniej każdemu zalezy na czymś innym
Ja mam bardzo podobne podejście do życia. Co prawda skończyłem szkole ze świetnymi wynikami, jestem na dość przyszłościowym kierunku studiów, ale strasznie go nie lubię, a uszczęśliwia mnie praca w pizzerii. Do tego stopnia że planuję otwarcie własnej. Każdy ma swój sposób i plan na życie, nie każdy potrzebuje do tego pieciocyfrowej pensji i prestiżowego zawodu. Niektórych cieszą małe rzeczy i więcej czasu na przyjemnosci i życie prywatne. Autorko, rozumiem i wspieram twój wybór!
Ja też nie rozumiem wyboru, ale skoro Autorka jest szczęśliwa to popieram go w 100%.
az sie zalogowałam.. masz talent. nienawidzisz tego? no trudno, ale nie płacz potem za kilka lat, że ten kraj jest do dupy i na nic Cie nie stać... powodzenia ;) każdy wybór ponosi swoje konsekwencje ^^
I dobrze :) choć praca kelnerki no... przyszłościową raczej nie jest ale jeśli ty czujesz się dobrze to super!
najważniejsze to to aby być SZCZĘŚLIWYM
Mam podobnie. Wszyscy w szkołach od podstawówki mówili że mam talent i żebym poszła na studia malarskie. Tylko po co? Skończyłam technikum odzieżowe i klasy profilowane plastycznie. Problem polegał na tym że malowanie bo musze kompletnie nie sprawiało mi przyjemności. Dodatkowo za każdym razem gdy wyobrażałam sobie siebie za dziesięć lat byłam w stercie starych, zakurzonych książek i dosłownie do tej pory połykam wszystko co ma chociaż troche tekstu (nawet ulotki czy etykiety). I nawet mimo tego że odzieżówke skończyłam z najlepszymi wynikami w klasie, wybrałam bibliotekoznawstwo i informacje naukową jako kierunek studiów. Wbrew pozorom, kocham go i wiem że chce się tym zająć.
Czyżby rybnicki ZSME? :P
Ja też znam trzy języki obce, mam etat i zarabiam tak śmieszną kwotę, że dorabiam sobie jako sprzątaczka. Pozdrawiam ;-)
Tak jesteś glupia. Myślisz, że ludzie lubią pracę? Ponad połowa nie. Że śmieciarz lubi kopać w śmieciach? Że architekt lubi kolejny nudny projekt domu? Że dentysta lubi leczyć brudne zęby? Za 10 lat już kelnerką nie będziesz i co wtedy? Call center ci zostanie.
No cóż, doskonale rozumiem Twoje podejście. Jest dokładnie takie jakie miałam w wieku "nastu" lat i jakie ma większość. Dopiero potem człowiek sobie uświadamia, że praca to nie życie, to dodatek. Nie służy on osiągnięciu szczęścia a zarobieniu pieniędzy. Dobry zawód sprawia, że nie musisz się martwić o dom, bez stresu możesz założyć rodzinę a po pracy realizować się w przeróżnych pasjach. Będąc kelnerką ok, może spędzasz sympatycznie 8h, ale ani nie będziesz w stanie się utrzymać ani nie będziesz mieć hobby. Taka przykra, nieidalistyczna prawda.
A dlaczego ma nie mieć hobby? Przecież nie za wszystko trzeba płacić. I dlaczego ma się nie utrzymać? Nawet z minimalnej pensji łóżka przeżyć, a jeśli dojdzie druga, to już na pewno się da we dwójkę.
Postać tak? Gdzie można choćby wynająć kawalerkę z minimalnej pensji? I jakie hobby nie wymaga kasy? Chyba tylko bieganie, choć i tu nie każdy sowa zgodzi...
Czemu zakładasz, że ma mieszkać sama? Może mieszkać z rodzicami albo z partnerem, jak już kogoś znajdzie. Samotne mieszkanie jest takie fajne?
Choćby czytanie książek. Szachy, warcaby, brydż, prace plastyczne (sprzedając swoje dzieła zarobi na "składniki"), gotowanie (i tak musi kupić jedzenie, więc nie ma dodatkowych wydatków) i tak dalej...
Podziwiam Cię.
Gdy inni żyją pod presją i w stresie, gniją robiąc to, czego nienawidzą, Ty postanowiłaś sobie tego oszczędzić. Może i do emerytury kokosów nie zarobisz (chociaż nigdy nic nie wiadomo) ale przynajmniej nie będziesz jechać na antydepresantach jak bardzo wielu ludzi w Polsce ^^