#MxXBr
Myślimy sobie ok, policja takimi nie jeździ (mieliśmy nieprzeciętną wiedzę na temat samochodów policyjnych i kryminalnych). Nagle wychodzi czterech łysych klientów z przodu i tyłu furgonetki (co wyglądało jak jakieś przygotowania do napadu na rybny) i zaczynają do nas podchodzić. My już gówno w gaciach, bo typy szerokie na dwa metry, to zaczynamy coraz to szybciej iść do tyłu, żeby w końcu zacząć biec. Klienci nas gonią, w końcu ich jakimś cudem zgubiliśmy. Szybki plan działania - było nas czterech, to się rozgrupowaliśmy po dwie osoby i każda grupa zaczęła iść inną stroną do klubu. Myślimy sobie "szprytne bestie, teraz będzie łatwiej im uciec", ale nie - gdy nas w końcu znaleźli okazało się, że także rozdzielili się na dwa plutony. No i znowu ta sama zagrywka - bawimy się w policjantów i złodziei, tyle że mieliśmy przed oczami raczej finał w niebiosach.
Cała akcja do tej pory trwała już z godzinę, my dalej w biegu i w końcu, żeby uciec wpakowaliśmy się w jakiś ślepy zaułek z nadzieją poziomu modlitwy do sfer wyższych, żeby nie ogarnęli gdzie się właśnie teleportowaliśmy. Pech chciał, że modlitwy nie pomogły i tak czekając sobie z nadzieją na lepsze jutro, trzech osobników w spodniach z trzema paskami nagle wyskoczyło jak przysłowiowe Filipy z konopi przed naszym jedynym wyjściem. Podchodzą do nas z aurą, w której dało się wyczuć żądze mordu. My już trzecie gówno w gacie z myślą, że to ostatnie w naszym życiu, a ci stają przed nami i patrzą tak chwilę na nas jakby wyczuli ten piękny aromat unoszący się w powietrzu. Nagle lekkie zdziwienie na twarzy, po czym wraca pełny poziom agresji i zaczynają krzyczeć:
- Gdzie jest ku*wa pomidor ?!
- Jaki pomidor?
- Nie znacie pomidora?
- Nie.
- To na ch*j uciekacie?
- Bo nas goniliście.
I po prostu poszli sobie jakby nas nie było. Półtorej godziny świetnej zabawy z nieznanymi kolegami, żeby się okazało, że można było po prostu poczekać aż podejdą i się spytają, czy nie widzieliśmy pomidora...
Potem tylko ubaw ze znajomego, który podczas ucieczki schował piwo do wewnętrznej kieszeni kurtki, żeby nie wyrzucać bo piniondze wydane, co i tak mu się w końcu podczas biegu tak spieniło, że obsikał nim całą kurtkę i spodnie.
Hahahaha :) dobry styl, świetnie się czytało i aż was polubiłem w tej historii na tyle, że było mi żal się rozstawać z wami pod koniec historii :)
A może oni chcieli zagrać z wami w pomidora?
Ja sie tu nie zgodze, momentami trudno sie to czytalo. Sam lubie zdania wielokrotnie zlozone, ale tutaj to juz troche przesada.
"Cała akcja do tej pory trwała już z godzinę, my dalej w biegu i w końcu, żeby uciec wpakowaliśmy się w jakiś ślepy zaułek z nadzieją poziomu modlitwy do sfer wyższych, żeby nie ogarnęli gdzie się właśnie teleportowaliśmy." - co to jest nadzieja poziomu modlitwy?
"szprytne bestie, teraz będzie łatwiej im uciec" - komu bylo latwiej uciec? Ze zdania wynika, ze lysym, a z kontekstu, ze autorowi i jego znajomym.
"My już trzecie gówno w gacie z myślą, że to ostatnie w naszym życiu, a ci stają przed nami i patrzą tak chwilę na nas jakby wyczuli ten piękny aromat unoszący się w powietrzu" - trzeba tam dolozyc czasownik, albo zmienic "gacie" na "gaciach".
"Pech chciał, że modlitwy nie pomogły i tak czekając sobie z nadzieją na lepsze jutro, trzech osobników w spodniach z trzema paskami nagle wyskoczyło jak przysłowiowe Filipy z konopi przed naszym jedynym wyjściem." - tych trzech osobnikow wyskoczylo czekajac sobie z nadzieja na lepsze jutro? Poza tym Filip wyskakuje z konopii, a nie z konopi.
Potencjal jest, ale warsztat trzeba poprawic.