Głupio mi i wstyd z jednego powodu... Mimo ukończenia studiów magisterskich i inżynierskich z najlepszymi wynikami na roku, teraz zarabiam praktycznie tyle samo, co pracownik marketu. Pracuję w zawodzie, lubię swoją pracę (badania/nauka), ale nie zarabiam tyle, ile bym chciał. Wysyłam CV w różne miejsca, ale mam wrażenie, że każdy chce zatrudniać za najniższą krajową. Od kiedy na pracuj w ankiecie zaznaczam widełki z oczekiwanym wynagrodzeniem na poziomie 4000-5000 zł netto, to do tej pory nikt się do mnie z żadnej oferty nie odezwał. Nie wiem w czym może tkwić problem. Może chodzi o doświadczenie (około 9 miesięcy), a może mam za duże wymagania co do płacy... Poza tym jestem pewny swojej wiedzy i umiejętności, CV mam w porządku (konsultowane z doradcą zawodowym), a branża, w której pracuję, jest dochodowa.
Dodaj anonimowe wyznanie
Sry, ale 9 miesięcy, to nie doświadczenie.
Pisz 8 albo 10 bo jak napiszesz 9 miesięcy to sztuczna inteligencja myśli że jesteś w ciąży.
@Koniowaty
Nie masz własnej inteligencji, że musisz się sztuczną posiłkować?
jeżeli nie wiesz to zdradzę Ci sekret @vylarr - teraz są boty, które przeskanują CV zanim otworzy je człowiek. Więc tak, jak zobaczy 9 miesięcy może skojarzyć to z ciążą i od razu wywalić, że nawet rekruter tego nie zobaczy
Studia dają Ci jakąś wiedzę, ale doświadczenie nabędziesz jedynie w pracy. Teraz zarabiasz mało, ale masz szansę na rozwój i podniesienie swoich zarobków w perspektywie kilku lat, gdy już będziesz miał realne doświadczenie w zawodzie. Pracownik marketu nie ma takich możliwości.
Witaj w realnym życiu :)
Bo zacząłeś... analnie.
Skoro lubisz swoją pracę i określasz ją jako badania/nauka, to zakładam, że jesteś lub chcesz być młodym/początkującym naukowcem. Tu nie dostaniesz kokosów, bo ze względu na debilne wymogi dotyczące szeroko rozumianej parametryzacji uczelnie i instytuty projektowe/wdrożeniowe, a także laboratoria i tym podobne, działające przy uczelniach nie zatrudniają magistrów. Jest to nielegalne, ale tak jest i chwilowo tego nie zmienisz. Masz na początek dwie opcje:
1) Bardziej dochodowa, ale mniej pewna - napisz projekt, zaaplikuj o grant dla młodego naukowca;
2) Zorientuj się na platformie ofert uczelnianych, kto poszukuje do grantu młodego naukowca. To jest dużo mniej dochodowe, ale tu pieniądze już są i odpada Ci cała papierologia oraz inne koszty.
Takie projekty trwają 2-5 lat i często ich celem jest spieniężenie wyników, więc kierownik projektu ma kontakty z liczącymi się firmami z branży.
Spróbuj też przejrzeć listę konferencji branżowych. Jeszcze dziś wiele odbywa się online, czasem koszty nie są tak strasznie duże. Jakiś referacik, fajny projekt, dobre CV - i już będziesz "atrakcyjniejszy".
Nie wiem, w jakiej branży działasz, ale czasami wartość rynkową podnosi udział w projektach prowadzonych w ramach fundacji czy innych organizacji non-profit. Tu pieniędzy zwykle nie masz, ale zdobywasz doświadczenie i fajny wpis do CV - biznes odpowiedzialny społecznie jest pożądany.
I jeszcze coś. Studia to początek. Zrób sobie coś jeszcze - podyplomówkę, jakiś certyfikat, parę kursów, coś, co Cię bardziej wyspecjalizuje w Twojej dziedzinie i pokaże, w jakim wąsko pojętym kierunku się specjalizujesz.
Jeśli pracujesz jako naukowiec no to niestety, większość naukowców kasą nie śmierdzi. Podwyżki będą (a przynajmniej powinny być), ale krezusem nie zostaniesz. No i 9 miesięcy to jest niewielkie doświadczenie.
Obecnie studia można zrobić z zamkniętymi oczami, Twoje wyniki dla pracodawcy nie mają znaczenia, liczy się co możesz i co umiesz zrobić. Po studiach zazwyczaj się nic nie umie i lepiej zapomnieć co Cie nauczyli na studiach, bo w rzeczywistości pracuje się nieco inaczej. Więc jeśli to nie jest zawód w którym wymagane do pracy są uprawnienia (elektryk, lekarz, architekt itp) to studia nic nie znaczą. Pracodawca traktuje Cie jak kogoś bez wiedzy i chce zobaczyć czy jesteś warty inwestycji, po jakimś czasie będzie podwyżka, albo zdobądź doświadczenie i wtedy szukaj nowego miejsca pracy żeby już z doświadczeniem dostać na start więcej ;)
Witaj w rzeczywistości. Twoje umiejętności są wyceniane na 4242 brutto, nie ważne ile ty byś chciał zarabiać, nikt nie zapłaci ci więcej. Musisz się kolego z tym pogodzić.
Ojej, przekonałeś się po zainwestowaniu w ciul czasu i pieniędzy, że papierek nie daje kasy?
Może naucz się ROBIĆ coś, co jest innym ludziom przydatne. Wtedy bedą oni chcieli Ci za Twoją pracędobrze zapłacic.
Nie znam się na Twojej branży, ale pewnie z biegiem czasu będzie lepiej. Ja też skończyłam studia. Pewnie część obecnych tu osób wie, jakie. O mojej branży uważa się, że jest bardzo dochodowa. I jest, ale mamy przy tym jeden haczyk. Trzeba pracować na swoim. A do tego same studia nie wystarczą. Jeśli nie wtopię około 20 tysięcy złotych i nie poświęcę kilku lat na naukę, do emerytury będę pracować za minimalną. Jedna z moich szefowych, ogólnie spoko osoba, powiedziała, że minimalna to dobra wypłata dla osoby, która się uczy (po studiach).Mojej koleżance proponowano pracę za mniej niż minimalną (nie dopytała o szczegóły, może miał być ryczałt, nie skorzystała z oferty), a ja w jednej z moich poprzednich prac w branży przyuczałam się za darmo. Gdy już zaczęłam zarabiać wymarzoną minimalną na zleceniu (swoją drogą, szefowa długi czas później powiedziała, że w życiu nie da nikomu umowy o pracę), między innymi za pójście do kuchni, na które pozwoliła mi osoba z pracy siedząca ze mną w pomieszczeniu, zostałam ukarana. Miałam od tej pory pracować za darmo. Ponad miesiąc. Dojeżdżałam z przesiadkami i pomyślałam, że wolę być bezrobotna niż dopłacać do tej pracy. Czekałam na wypłatę za te dni, za które miało być mi zapłacone. Miałam się zwolnić, ale w międzyczasie szefowa powiedziała, że już nie muszę pracować za darmo. Więc zostałam, do znalezienia kolejnej pracy. Ale co byłam stratna finansowo za te ileś dni, to moje. Szefowa nie mogła pogodzić się początkowo z moim odejściem. Nie znam osoby, która wytrzymałaby tam więcej niż dwa lata. Gdyby jeszcze szefowa była biedna, ale ona miała naprawdę krociowe zyski. To najbogatsza osoba, jaką znam. Teraz nie narzekam na pracę za minimalną. Jeśli nie mam mobbingu, mogę wyjść normalnie do toalety i się najeść, nie jest najgorzej. Jest taka książka Rafała Wosia "To nie jest kraj dla pracowników". Nie myślałeś o wyjeździe? Moja ciocia jest weterynarzem w Stanach i żyje jej się bardzo dobrze, może inżynierom też jest lepiej niż tu?
Swoją drogą, kiedyś naiwnie myślałam, że niskie zarobki biorą się z braku wykształcenia i zawodu. W dzieciństwie myślałam, że osoba nisko wykształcona zarabia mało, średnio wykształcona - więcej, a osoba najlepiej wykształcona - najwięcej. Cóż, Polska to nietypowy kraj. Myślałam też, że jeśli generuje się duże zyski dla pracodawcy, to coś się z tego ma. Ale nie u takich osób jak osoba, o której napisałam w komentarzu powyżej. Gdyby pracowała sama, bez pracowników, nie byłaby w stanie zarobić nawet połowy, ba, nawet ćwierci tego, co zarabia z pomocą pracowników niższego szczebla, ale nie ma to wpływu na wypłatę.
Nie dając umowy o pracę, popełniała przestępstwo.
Karząc pracownika za przerwę, popełniała drugie przestępstwo.
Pewnie wiesz, ale dopiszę dla osób, które ewentualnie nie wiedzą:
1. Umowę zlecenie można dać wyłącznie na zlecenie. Czyli na czynność jednorazową (np. przeprowadzka, napisanie strony www), nieregularną (np. zlecanie co kilka tygodni umycia okien, zlecenie naprawy samochodu w razie usterki) czy regularną, ale ograniczoną godzinowo (np. posprzątanie domu raz w tygodniu, opieka nad dzieckiem kilka razy w miesiącu, zrobienie zakupów dwa razy w tygodniu). Jeżeli czynności zawodowe odbywają się regularnie, w miejscu wskazanym przez osobę, która ich oczekuje, w czasie i zakresie godzinowym regulowanym przez tę osobę, to jest to wyłącznie praca i umowa o pracę.
2. No, właśnie - na zleceniu zleceniobiorca sam decyduje, ile godzin pracuje, ile dni w tygodniu i kiedy robi sobie przerwy.
Kiedy to się działo? Bo jeśli odpowiednio niedawno, to jeszcze możesz coś ugrać.
Zabawne, że to branża prawnicza. Szewc bez butów chodzi. Wśród moich znajomych takie historie to niestety często norma, a nie wyjątek. Niektórym obiecywano zatrudnienie po darmowym miesiącu, ale do tego nie dochodziło. Inna osoba miała ustną umowę - zlecenie. Miała dostać wypłatę na koniec miesiąca, a nie dostała nic i odeszła. Te wszystkie historie u różnych pracodawców. To było dwa lata temu, ale nie zamierzam się z sądzić z byłą szefową. Po prostu nie chcę tak trafić w przyszłości.
Didja, a nie pomyliłaś umowy zlecenie z umową o dzieło?
Nie rozumiem ludzi, którzy od razu po studiach chcą zarabiać nie wiadomo ile... Trochę pokory może?
To żyj zarabiając nie wiadomo ile. Trochę poczucia rzeczywistości może?
@upadlygzyms akurat ja wiem, ile zarabiam teraz, a ile na początku i ile mnie to kosztowało. Do tych oczekiwanych kokosów trzeba dojść często ciężką pracą, a nie, od razu po studiach wyskakiwać z roszczeniami wielkich zarobków.
Jeśli 4-5k jak w wyznaniu, to te kokosy jakieś takie karłowate trochę. Chorowały w dzieciństwie, czy jak?