#V9hY1

Po zakończeniu wieloletniego związku pojawił się u mnie problem z alkoholem. Nie „zapijałam” samego faktu rozstania, to zaczęło się jakiś rok później, problemem był raczej nadmiar wolnego czasu. Niby nic nadzwyczajnego, raz czy dwa kupiłam sobie jakieś piwo smakowe, z czasem to stało się nawykiem, po pracy zawsze kupowałam sobie piwo „do telewizora” – w końcu jedno czy dwa słabe piwka to nic złego. Bardzo się myliłam. Z czasem to nie było jedno czy dwa piwa, ale trzy czy cztery. Na pierwszy rzut oka nikt by tego nie zauważył, zadbana kobieta przed trzydziestką, dobra praca, grono znajomych, ale tak stałam się alkoholiczką. Po ponad roku od pierwszego „piwka do telewizora” moją pierwszą myślą po wyjściu z pracy stało się kupienie alkoholu – mogło być wino, mogło być piwo, to nieważne, ważne, by miało procenty.
Moje życie wyglądało tak: po pracy szłam do pobliskiego sklepu, kupowałam alkohol, piłam do wieczora, rano łyknęłam jakąś tabletkę na ból głowy i tak codziennie od poniedziałku do piątku.

Prawdą jest to, że alkoholik zdaje sobie sprawę, że jest źle, dopiero wtedy, gdy sięga dna. W moim przypadku tym dniem był wyjazd do koleżanki na jej urodziny. 
Na samych urodzinach nie mogłam pić, bo pojechałam samochodem; gdy widziałam, jak inni popijają sobie piwo czy wino, wewnątrz dosłownie mnie skręcało. Z powrotem miałam do domu około 60 kilometrów, oczywiście miałam już „plan”, co będę robić po powrocie. Na pierwszej lepszej stacji paliw kupiłam sobie czteropak piwa, który zamierzałam wypić, gdy tylko wrócę do domu. Nawet tej drogi nie wytrzymałam, zajechałam na MOP przy drodze ekspresowej, wypiłam wszystkie piwa i zasnęłam w samochodzie. Następnego dnia obudziłam się na kacu gdzieś przy ekspresówce w zimnym samochodzie, zmarznięta na kość. Dopiero wtedy, trzeźwiejąc na tym MOP-ie, zdałam sobie sprawę, jak bardzo jest źle – nie byłam w stanie przejechać kilkudziesięciu kilometrów samochodem, bo nałóg był silniejszy. Gdy wróciłam do domu, powiedziałam sobie dość, tak dalej być nie może. Następnego dnia zrobiłam sobie próby wątrobowe – tu kolejna czerwona lampka, wszystkie wyniki wyszły oczywiście źle. Postanowiłam: koniec z tym, tak nie może wyglądać moje życie. 
Nie poszłam do specjalisty czy na spotkania AA, sama próbuję zmierzyć się ze swoim nałogiem. Właśnie minęło pół roku od pamiętnej sytuacji z drogi ekspresowej, wtedy po raz ostatni napiłam się alkoholu. Moje życie wygląda inaczej, czuję się lepiej, wyniki się poprawiły, mam więcej energii, zaczęłam biegać, jeździć rowerem, lepiej wyglądam.

Nie jest łatwo, czasami jest chęć, by się napić, są trudne momenty, ale walczę i łatwo się nie poddam, nie chcę zmarnować sobie życia przez alkohol!
NiezbytSprytny Odpowiedz

Utrzymasz ten mindset to nic Cię nie zatrzyma.

karlitoska Odpowiedz

Szacuneczek i wytrwałości! Myślę, że musisz być dość ogarniętą osobą, bo na szczęście Twoje dno było jeszcze na długo zanim alkohol znacząco zniszczył Ci życie.

SfilcowanyKot Odpowiedz

Szacuneczek za przystopowanie i powodzenia, dasz radę!

fantafighter77 Odpowiedz

4 piwa i kac? Po takiej dawce do dopiero da się jakoś żyć. No chyba, że ktoś ostro wali naftę dzień w dzień...

Postac

Ja nie piję prawie wcale. Założę się, że gdybym wypiła 4 piwa, to miałabym kaca.

Lunathiel

Kwestia osobnicza. Każdy z nas ma trochę inny organizm i inną tolerancję na różne rzeczy, w tym różne rodzaje alkoholu.

MaryL2

@Lunathiel dokładnie, jest tyle mitów na temat picia, że dramat. Ludziom się wydaje, że jak ktoś dużo pije, to jest zaprawiony w boju i ma mocniejszą głowę. A właśnie jest na odwrót, alkoholikom spada tolerancja

Cystof

I tak i nie. Alkohol jest rozkładany przez dehydrogenazę alkoholową. Enzym wydzielany wtedy gdy wykrywany jest alkohol w organiźmie. Jeżeli nie pijesz stężenie jest niziutkie. Szybciej odpaść nawet przy niewielkich ilościach. Jeżeli pijesz w dłuższym ciągu organizm stałe wytwarza potrzebny enzym. Można wypić więcej bo alkohol jest metabolizowany od razu. Oczywiście nie cały, tym niemniej cały proces zaczyna się dużo dużo szybciej.

Także tak, zaprawiony wujek Janusz który nie wyobraża sobie kolacji bez "piwerka" faktycznie zazwyczaj może wypić więcej.

Chyba że dobijamy do momentu w którym wątroba przestaje wyrabiać, wtedy faktycznie może odpaść zadziwiająco szybko.

No i oczywiście jeśli przerwie ciąg na jakiś czas to poziom dehydrogenazy z powrotem spadnie i cały "trening głowy" idzie się bujać.

Poza tym organizm się adaptuje do każdej substancji psychoaktywnej i po czasie człowiek potrzebuje zwiększać dawkę by uzyskać ten sam efekt.

Dragomir Odpowiedz

Bardzo Ci kibicuję w tym dobrym postanowieniu 👍

Dodaj anonimowe wyznanie