#VRZ0G
Jak miałem 17-lat trenowałem wówczas bardzo popularną dyscyplinę zwaną parkour'em. Pech (szczęście) doprowadziło mnie na zdjęcie rentgenowskie, moja kostka była w strzępach, co gorsza w mojej kości piszczelowej światło dzienne ujrzał ubytek wielkości dwóch pięciozłotówek.
Pół roku później trafiłem do szpitala w jednym z większych miast Polski, z racji mojego wieku, wylądowałem na oddziale dziecięcym. To czego tam doświadczyłem na zawsze odmieniło moją osobę. Widziałem umierające młode buźki, które walczyły mimo wszystko. Postanowiłem, że każdego dnia będę starał się przez najbliższy tydzień poznawać nowego "kajtka" i sprawić aby się uśmiechał chociaż przez 15 min. Po dwóch-trzech dniach znałem prawie każde dziecko na oddziale, czasami płakałem w poduszkę z bezsilności jak widziałem zaciągniętą kotarę i respirator w sali obok... Rodzice tych dzieci dziękowali mi za to jakim wspaniałym chłopakiem jestem (taki powinien być każdy człowiek, bez względu na wiek).
Dwa dni przed moją operacją poznałem Kasię, dziewczyna była dwa lata młodsza ode mnie. Bardzo się polubiliśmy, okazało się, że będziemy mieli zabieg tego samego dnia. Życzyliśmy sobie powodzenia i rzuciliśmy: do zobaczenia. Po moim wybudzeniu pytałem tylko o to jak Kasia, czy jeszcze ją operują. Pigwy mnie zbywały, mówiły abym odpoczywał. Całe popołudnie przespałem po narkozie. Wieczorem zauważyłem, że łóżko Kaśki dalej było puste... dnia następnego zniknęły jej rzeczy. Zabierali je jej rodzice, cali we łzach... Ja chyba tak jak i oni nigdy nie pogodziłem się z odejściem mojej koleżanki.
Po wyjściu ze szpitala zostałem dawcą krwi, dawcą szpiku (tak mogę, jestem zdrowy), w przypadku nagłej mojej śmierci chcę oddać moje narządy do przeszczepu. Jeżeli masz sposobność pomóc, nie wahaj się. Te dzieci walczą każdego dnia, dając im uśmiech dajesz im wiarę w lepsze jutro, dajesz coś czego czasami po latach walki nie mogą dać im już ich bliscy. Wysokie 5 dla wszystkich walczących Rodzin! Wielkie 5 dla wszystkich małych "kajtków" którzy dla mnie zawsze będą bohaterami, jesteście WIELCY!!! Bądźcie zdrowi i szczęśliwi! :)
Podziwiam i popieram. Z racji wieku już się nie nadaje ale oby było jak najwięcej takich ludzi jak Pan!
Jesteś świetnym gościem
Ze złamaniem na onkologii?
A gdzie tu jest napisane, że trafił ze złamaniem na onkologię? Po prostu w trakcie rentgena musieli mu wykryć jakąś zmianę nowotworową (pewnie ten ubytek) i z tego powodu pół roku później trafił na onkologię. Zapewne najpierw mu naprawili złamanie, czekali aż się zrośnie i miał pewnie dodatkowe badania pod kątem raka i po pół roku trafił na zabieg związany z nim już.
Na oddziale ortopedycznym trafiają się pacjenci onkologiczni ze złamaniami wynikającymi np z przerzutów do kości.
Nawet całkiem logiczne, cofam pytanie. Dzięki.
Nie każdy musi żyć. A tym bardziej się rozmnażać.
Nie kazdy tez musi pisac komentarze na tym portalu, Ty jednak sie nie powstrzymales (niestety).