W moim mieście co roku organizowany jest swego rodzaju event dla turystów, przejezdnych. Koncerty, alkohol, stoiska pełne dziwactw i wiele innych atrakcji. Jak co roku wybrałem się na ten event z grupką znajomych, żeby poodwalać jakieś głupie rzeczy. Wiadome jest, że w trakcie takich zabaw liczy się krew w alkoholu, a nie odwrotnie, dlatego dość szybko skończyłem. Mocno chwiejnym krokiem postanowiłem wrócić do domu przez tory kolejowe, bo najszybciej i najłatwiej trafić. Idąc po tych drobnych kamyczkach i potykając się co parę metrów, znalazłem coś. Ale to nie było zwykłe coś, bo przykuło to moją uwagę na tyle, że zamarłem w bezruchu. Przykucnąwszy, zacząłem wlepiać gały w jakąś kulkę, która dziwnie mruczała. Czułem się jak Gagarin, jakbym zobaczył coś, czego żaden inny człowiek jeszcze nie widział. Dotknąłem to. Okazał się być to jeż, po dłuższym patrzeniu się na niego nadal tylko mruczał. W moim mózgu zaczęło ruszać się coś, co nawet Vladimir Demikhov spisałby na straty. Wpadłem na pomysł! JEST CHORY! Przecież to jasne – mruczy, bo go boli, jak mnie boli brzuch, to też się zwijam jak on. Więc jako zapalony miłośnik wszystkiego, co żywe, postanowiłem go wziąć następnego dnia do weterynarza. Wyjąłem butelkę złotego trunku z plecaka i włożyłem do kieszeni, a na jego miejsce ułożyłem kuleczkę. Zadowolony z siebie, bo uratowałem życie jeżowi, brnąłem dalej ku przygodzie!
Po jakimś czasie zobaczyłem coś, co kolejny raz zmusiło mnie do postoju. Ukucnąłem jak poprzednio, a tu znowu jeż! Znowu skulony i mruczy! No nie ma innej możliwości! Oba pewnie się czymś zatruły i trzeba im pomóc. Dlatego jego też usadowiłem w plecaku. Całkiem szczęśliwy, wczołgałem się do domu. Postanowiłem zwierzaczkom zrobić kojec ze starej poduszki. Dałem im kawałek zaschniętego chleba i... No właśnie! Nie mam czym ich uraczyć do picia! Cola jest niezdrowa, więc najprościej będzie uraczyć je trunkiem z żubrem na butelce! Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Ułożyłem następująco pupili na poduszce i sam ruszyłem ku objęciom Morfeusza.
Jeże po opróżnieniu miski rano dziwnie się zachowywały, dlatego po tym, jak sam uzupełniłem płyny, dałem im zwykłej wody. Kiedy wytrzeźwiały, zawiozłem je tam, gdzie je znalazłem.
Ot, taka historia o pomaganiu zwierzętom.
Dodaj anonimowe wyznanie
Też bym tak chciał. Najeb@ć się za darmo i potem jeszcze transport na chatę za friko.
Mruczące jeże? XD Na dodatek je upiłeś, pomoc pierwsza klasa :D
Jeże przeżyły przygodę życia :D
A mogła być to piękna przyjaźń
Haha, obstawiałem, że wziąłeś do domu końską kupę...
Mam nadzieję, że jeże w porządku się już czują I do listy dolegliwości nie dodałeś im rozwalonej od piwska wątroby :D
Ahoj przygodo!
brzmi woodstockowo :D
Na pewno te jeżeli były tak głupie jam ty, żeby się naźgać piwem. Aha.
Martwiłam sie że o nich zapomnisz..