#hfThF

Dawno temu, gdy jeszcze nie chodziłem do zerówki, byłem dobrze rozwijającym się dzieckiem, nieco niesfornym, co normalne w tym wieku, ale zawsze uśmiechniętym. Wiecznie nosiła mnie energia i byłem zawsze ciekawy wszystkiego. Jedyny problem jaki miałem, to była moja wymowa „R”. Mimo ćwiczeń z rodzicami i zajęć z niejednym logopedą nikt nie był w stanie „naprawić” mojej wymowy. 

Aż trafił się ten jeden dzień, bodajże było to jeszcze lato. Siedziałem w brodziku na balkonie i nasłuchiwałem tego, co się dzieje na zewnątrz, akurat w tym momencie dwójka nastolatków przechodziła niedaleko, gadali na różne tematy i nie szczędzili przy tym łaciny podwórkowej. Zafascynowany nowo poznanymi słowami pobiegłem do mamy.
– Mamo! A co to znaczy „kurrrr*a mać”?
– Synku... – powiedziała zmieszana mama. – Jak ty pięknie „R” wymawiasz...

Po tej rozmowie byłem zagadywany tak, aby zapomnieć i nie powtarzać nowo poznanego słowa, ale umiejętność wymawiania „R” już mi pozostała.
Domandatiwa Odpowiedz

Genialna mama!

Gosii Odpowiedz

Jak nie chodziłeś do zerówki jeszcze, to nie musiałeś wymawiać R. Jak po 6 urodzinach dziecko nie mówi, to można zacząć biegać po logopedach.

Dodaj anonimowe wyznanie