#iAZqX
Zwykle bawiłyśmy się zwyczajnie – w sklep, dom, wojny na owoce, ale czasem, gdy nikt nie patrzył, do akcji wchodził Ken gwałciciel. Tak, dobrze czytacie – Ken gwałciciel. Nasza „zabawa” polegała na tym, iż ów Ken porywał lalki, zamykał je w piwnicy i gwałcił. Oczywiście jakiś czas później na ratunek przebywał Ken numer 2 (bardziej przystojny) i ratował niewiasty z opresji.
Nie mam pojęcia skąd nam się to wzięło. Na co dzień rodzice nie pozwalali nam oglądać „dorosłych” filmów ani nawet słuchać wulgarnej muzyki. Nigdy też nie przyłapałam rodziców w łóżku.
Byłyśmy dziwnymi dziećmi.
My bawilysmy się w cos w stylu burdelu. Kena mialysmy jednego i szedł on sobie do wyżej wymienionego miejsca i tam wśród 20 Barbie wybierał tą jedna, która zabierał do pokoju. :") Historia kończyła się jednak happy endem, gdyż Ken zakochiwal się w prostytutce, brali ślub i mieli dzieci. 😂
Takie trochę Pretty Woman. :D
Mam trochę problem ze zrozumieniem tej logiki. Bierzesz sobie prostytutkę, to źle. Bierzesz sobie prostytutkę, zakochujesz się w niej i bierzesz ślub, to super romantyczne.
Wychodzi na to, że ślub to taki chrzest. Kasuje poprzednie grzechy.
Ja do dziś bawię się lalkami, nie mam własnych, ale kiedy tylko jadę do młodszej kuzynki nie mogę się doczekać, aż zacznę się nimi bawić
E tam dziwnymi.
Ja ze swoją Barbie i Kenem bawiłam się odgrywając scenę na wyimaginowanej plaży, gdzie Barbie wchodziła do wody popływać i zaczynała się topić, a wtedy Ken rzucał się jej na ratunek i - pod wodą, bo chrzanić logikę - najpierw robił Barbie resuscytację usta-usta, a jak Barbie odzyskiwała przytomność to przechodzili do seksu - nadal pod wodą.
Bawiłam się tak tylko będąc sama w pokoju, pilnując by nikt mnie nie nakrył.
Jak byłem mały, to bawiłem się lalkami kuzynek. Urywałem im głowy i wcale nie wyrosłem na seryjnego mordercę.
Wydaje mi się, że miałam podobną zabawę z kuzynka do twojej 😂