#jMo6U
Rodzice naciskali, mąż naciskał, ja się też starzeję (co mi ktoś wytknął), no i zgodziłam się. Odstawię antykoncepcję.
Ciąża okazała się istnym piekłem. Płacz, napady szału, samookaleczenie. Oczywiście poszłam do psychiatry. Coś tam dał, ale niewiele. A ja zasłaniałam lustra w domu i miałam myśli samobójcze codziennie. A do tego dochodziły przecież problemy czysto fizyczne – ból, wymioty, takie tam. Czekałam na poród, żeby tylko to już był koniec. W końcu urodziłam. Bolało bardzo, ale i tak dla mnie było w porządku, przynajmniej psychicznie dobrze się czułam.
No i pojawił się on. Początkowo było dobrze, ale teraz... Mam taki kryzys w małżeństwie, że nie potrafię sobie poradzić. Nie karmię piersią, więc piję (czasem), łykam tabletki na uspokojenie (codziennie) oraz antydepresanty i staram się po prostu nie rozsypać. Oboje z mężem żałujemy tej decyzji. Nigdy więcej.
Tak to jest, jak wszyscy są ważniejsi niż ty. Zmieniłam się, ale cóż. Jest już za późno.
Jak można kochać kogoś, jednoczesne żałując, że istnieje?
Z tego co kojarzę, to nie jest za późno. Możesz oddać dziecko do okna życia. Proponuję jednak najpierw wizytę u psychiatry. Terapię dla rodzin, skoro Wam się nie układa. Walczcie o to małżeństwo, o rodzinę. Jeśli się nie uda, to trudno, ale będziecie mogli powiedzieć, że zrobiliście wszystko, bo potrafiliście. Najgorszym rozwiązaniem jest nie robić nic.
Można kochać kogoś, a jednocześnie żałować, że istnieje, bo te uczucia są od siebie zupełnie niezależne. Może w przypadku autorki ciężko ten dysonans zrozumieć, bo niewiele tak naprawdę napisała, ale podam ci innych przykład. Wyobraź sobie bardzo biedną rodzinę, na skraju ubóstwa, nie stać ich na podstawowe potrzeby typu jedzenie, woda, ogrzewanie. I mają małe dziecko, któremu nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa, zdrowia, pożywienia, i tak dalej. Mogą kochać to dziecko z całych sił, a jednocześnie żałować, że się urodziło, bo wiedzą, że będzie miało bardzo ciężkie życie, będzie głodować i żyć w ubóstwie. Skrajny przypadek, ale może lepiej zrozumiesz, że można odczuwać tak różne emocje jednocześnie.
Autorka może kochać syna, bo miłość to nic innego jak chemia i hormony, ale jednocześnie żałować, że się na niego zdecydowała, bo przepłaciła to zdrowiem i jej własne życie się całkowicie posypało.
Terapia dla rodzin to dobry pomysł. Czasu nie cofnie, ale wciąż może próbować walczyć o swoje szczęście.
Mozna kogos kochac i nienawidziec jednoczesnie. Zdarza sie.
Dokładnie. Kochasz czy żałujesz? Postac dobrze radzi, idźcie na terapię a jak się nie uda to daj dziecku szansę i je oddaj. Dopóki jest małe ma szansę na kochających rodziców i dobry dom.
Teraz pozostaje Ci dbać o dziecko, ale również o siebie. Jeśli o siebie nie zadbasz będziesz coraz bardziej sfrustrowana i to sie na nim odbije. To dobrze, że bierzesz leki, ale może oprócz tego warto by pomyśleć o jakiejś niani do pomocy? Jest to koszt, ale Twoja psychika jest bardzo ważna i dla Ciebie i dla dziecka też.
Tu autorka.
Ludzie, to wy jesteście w większości nienormalni. Moje dziecko ma od początku dobrą opiekę, również moją, a aktualnie ja dochodzę do siebie i tylko ciągle myślę co mu jeszcze dać z siebie i materialnie. Po prostu byliśmy w szoku dwa tygodnie po porodzie. Tak, mam zaburzenia. Tak, są obecnie już uregulowane. Funkcjonuję normalnie.
Oddać dziecko. Chorzy jesteście. Najpierw się pomaga rodzinie, jeśli nie jest patologiczna. A nasza jest po prostu nieco inna od standardu. I za to ten hejt?!!
I już nie żałuję, mimo że jest mi ciężko.
A z mężem pewnie kiedyś się rozstanę, ale to raczej nie ma znaczenia. Staramy się być po prostu przyjaciółmi teraz.
Smutne, że tak niewielu ludzi potrafi znaleźć w sobie kroplę empatii.
I potem społeczeństwo jest jakie jest.
Jest coś takiego jak baby blues.
Był problem z baby blues i do tego nałożyły się inne zaburzenia. Udało się wyregulować terapią i lekami.
Może masz rację, co do męża. Może za szybko odpuszczam. Przyznam, że po prostu brak mi sił, by znowu walczyć. Dziękuję za dodanie motywacji. Tym bardziej że mój mąż świetnie sobie radzi z małym i bierze na siebie dużo obowiązków. Wiesz, kocham go, tylko każdy ma swoją granicę wytrzymałości.
W komentarzu piszesz: "Funkcjonuję normalnie."
W wyznaniu piszesz:
"Mam taki kryzys w małżeństwie, że nie potrafię sobie poradzić. Nie karmię piersią, więc piję (czasem), łykam tabletki na uspokojenie (codziennie) oraz antydepresanty i staram się po prostu nie rozsypać."
To jest według Ciebie normalne funkcjonowanie??
Nie dziw się, że ludzie próbują szukać różnych sposobów na rozwiązanie Twoich problemów, które opisujesz w wyznaniu, a które są totalnie sprzeczne z ogólnie pojętą normą.
"I za to ten hejt?!!"
Droga Autorko.
Prawdopodobnie ciągle jeszcze jesteś niestabilna emocjonalnie, skoro tutejsze komentarze nazywasz hejtem.
Wpisz to wyznanie na jakimkolwiek typowo kobiecym forum, w Onecie, WP i temu podobnych. Wtedy przekonasz się, jak wygląda _prawdziwy_ hejt.
Ale wiesz, że takie rzeczy się zmieniają z czasem? Przez 2 tygodnie wiele może się zmienić, naprawdę.
No to napisz normalnie, że się zmieniło, bo skąd komentujący twoje wyznanie mają to wiedzieć? Komentują to co napisałaś.
Uważasz komentarze tu za hejt? Jesteś naprawdę przewrażliwiona.
Każdy tu stara się jakoś doradzić, bo chodzi o małe dziecko i myślę, że duża część czytających po prostu się o nie martwi.
Z wyznania trudno wyczytać, że jest wszystko ok, szczególnie że piszesz że cały czas żałujesz. Emocjonalne odrzucenie dziecka ma na niego również ogromny wpływ i na pewno wyczuwa to, że żałujesz, mimo że nie jest tego świadomy.
Skonsultuj się z naprawdę dobrymi specjalistami, może nawet nie jednym, bo masz swoje problemy i do tego poważne problemy rodzinne.
Jeśli zdecydowałaś się zostawić dziecko i je wychowywać to weź za to odpowiedzialność i zacznij patrzeć na nie inaczej niż jako na błąd. Idź do kogoś, kto nauczy cię cieszyć się z tego, co masz w życiu i przywróci ci radość. Nie marnuj sobie i dziecku życia
Nie ma to jak posłuchać otoczenia. Kiedyś kobiety o wiele wcześniej, nawet w wieku 18 lat zachodziły w ciążę i rodziły, ale nikt nie bierze pod uwagę że koło siebie miały mamę, babcie, ciocie, itd. bo wszyscy mieszkali razem, przez co ciężarna i w okresie po popołogowym mogła odpocząć, zrelaksować się, porozmawiać z innymi domownikami. Jak i również kobieta nie musiała się martwić o pracę bo jedna wypłata męża wystarczała by utrzymać rodzinę. Dziś kobieta w ciąży zostaje najczęściej osamotniona, odizolowana, dalsza rodzina żyje sobie a ona sobie, mąż w tym czasie pracuje za dwóch żeby starczyło na utrzymanie rodziny. Dziś również przez dostęp do internetu kobiety mają większą wiedzę o tym jak przebiega ciąża i poród co dodatkowo może napędzić strachu przyszłej mamie. Dziś kobiety również uczą się i pracują żeby nie być zdane na kogoś innego, kiedyś siedziały w domu i nawet jak dostały wpieprz od męża to się i tak nie rozwiodły "bo co ludzie powiedzą". Podsumowując, słuchanie starszego pokolenia które swoje lata młodości przeżyło w zupełnie innych realiach nie prowadzi do niczego dobrego. Zaszłaś w ciążę i nie uaktywniły się u ciebie hormony odpowiadające za to że chcesz tego dziecka, po porodzie również je odtrącasz, albo masz depresję poporodową, albo w ogóle nie chcesz tego dziecka bo masz świadomość jaki ból sprawiło ci przez kilka miesięcy. Jest to trudna sytuacja, jeżeli twój związek z mężem ma się rozpaść to lepiej żeby dziecko trafiło do rodziny gdzie będzie kochane lub weź się w garść i przynajmniej na początku udawaj że je kochasz
Zawsze możesz oddać. Lepsze to niż skrzywdzenie dziecka. Gdyby patola tak robiła, zamiast zostawić dziecko, bo co ludzie powiedzą, to nie byłoby tylu skatowanych dzieci.
No i właśnie dlatego warto słuchać swojej intuicji, a nie podejmować decyzji pod presja otoczenia...
Słońce, jesteś silną i cudowną osobą. Pamiętaj, nic z tego nie jest twoją winą. Jak każdy liczyłaś na normalne doświadczenia związane z ciążą, a zamiast tego dostałaś horror. Widzę, że radzisz sobie z nim najlepiej jak możesz. Starasz się, poszłaś do lekarza, bierzesz leki. Brawo! A teraz po pierwsze: ty kochasz swoje dziecko. Naprawdę. A nie kochasz, nie cierpisz trudnej sytuacji z nim związanej, w jakiej się znalazłaś, bo po ludzku nie masz sił sobie z nią poradzić. To dwa różne uczucia, które trzeba wyraźnie oddzielić. Po drugie. Potrzeba ci czasu. Z tego co wyczytałam powrót do stanu, kiedy kobieta po niej znów zacznie czuć się sobą, psychicznie - to dwa lata od porodu. U ciebie z uwagi na ciężką ciążę może być nawet dłużej. Proszę, daj sobie ten czas i nie oceniaj przez jego pryzmat ani siebie ani swojego małżeństwa. Po trzecie szukaj pomocy gdzie możesz. Spróbuj terapii. Spróbuj po konsultacji zmienić leki, może ta kombinacja ci nie pomaga. Z krótkiego wyszukiwania, ludzie polecają Zoloft, Welbutrin, Prozac, Lexapro. Szukaj informacji, polecam: Reddit: beyondthebump, hasło postpartum depression. Dużo rad i wypowiedzi. Kopalnia wiedzy. Nie masz nic do stracenia. Trzymam za ciebie kciuki!
Po dwóch tych zdaniach miałam dość: To nie jest jej wina? Jak wybrała męża? Jak wybrała życie? Jak ma dziecko, które jej potrzebuje- dostała w pudełku zapakowanym pod choinkę?????????
Nie, to żadne słońce .
O ile nie do końca zgadzam się z twoją wypowiedzią, o tyle masz rację w jednym - i to do Hvafaen -nie da się do końca przygotować na dziecko i to jak bardzo zmieni twoje życie. Zupełnie co innego piszą w kolorowych poradnikach, a czym innym jest życie. I większość osób sobie z tym radzi, ale nie wszystkie.
Nie no ludzie, to nie jest jej wina. Moim zdaniem gdyby autorka miała "normalną" ciążę, to nie pisałaby tego wyznania. Niczego by nie żałowała, bo jej stan psychiczny nie byłby w totalnej rozsypce. Coś poważnie złego stało się w jej organizmie w czasie ciąży i trwa nadal. Napady szału, myśli samobójcze, samookaleczenia? Wygląda na rodzaj psychozy. Kto bierze pod uwagę takie ryzyko? Wszyscy myślą, że tego unikną, że wszystko będzie dobrze. Autorka jest bez winy i robi co może. Za bardzo na nią wsiedliście.
Poprawka. Depresja ciążowa. I to ciężka skoro myśli samobójcze były codziennie. Ciężko się o tym doczytać, bo depresja poporodowa jest popularniejsza. Którą zresztą autorka też ma. No niezłe combo. Tak czy inaczej autorka choruje i potrzebuje wsparcia.
Hva, jesteś bardzo zapobiegawcza i to bardzo dobrze. Ale być zapobiegawczym można gdy da się coś przewidzieć. Ja szczerze pierwsze słyszę, że w czasie ciąży stan plus minus zdrowej osoby może tak się pogorszyć, by miała myśli samobójcze każdego dnia i samookaleczała się. I też bym się na to nie przygotowała. Dobrze wiedzieć. Dlatego uważam, że za to nie można winić autorki. Tym bardziej, że w czasie ciąży poszła do psychiatry. Zrobiła wystarczająco, myślała, że leki jej pomogą. W końcu trochę czasu trzeba odczekać, by zobaczyć czy działają. I myślała, że po porodzie będzie lepiej. Bo rzeczywiście czasem tak jest i w momencie porodu wszystko mija. Tutaj nic nie pomogło, więc dopiero teraz trzeba robić więcej.
@GreyWarden polecanie konkretnych leków psychiatrycznych po wyznaniu jest po prostu niebezpieczne. Autorka ma się leczyć u specjalisty - psychiatry. Skąd dokładnie wiesz jaki autorka ma problem zdrowotny? Może któryś z leków wywoła u niej manię albo inny problem psychiatryczny, bo może nie ma tylko depresji a np. zaburzenia osobowości albo chorobę dwubiegunową.
Coztegoze2 Wyraźnie napisałam, że zmiana leków po konsultacji. Wydaje mi się, że to wystarczające ostrzeżenie. Leki podałam w dobrej wierze, bo w postach matek na temat depresji poporodowej te są najbardziej polecane. A o zolofcie to już w ogóle piszą, że poratował im życie i zdrowie psychiczne. To raczej ważna informacja dla autorki, a skoro napisałam o konieczności konsultacji, to nie widzę problemu.
Hva jak zwykle wszystko idealnie wie i na wszystko się przygotowała bla bla bla pracowałam w branży około dziecięcej przeczytałam mnóstwo książek i artykułów i nie tych cukierkowych,miałam przy sobie naprawde zaangażowanego tate a czas po porocie i tak mnie zaskoczył. Nie da się przewidzieć jaki będzie poród i jakie będzie dziecko i jak wahania nastrojów w połączeniu z prenamentnym zmęczeniem wpłyną na Twoją psychike. Ktoś tu dobrze napisał że to nie jej wina. Ludziom z problemami psychicznymi też mówisz że to ich wina? Bo u niej ewidentnie trudna ciążą doprowadziła do choroby natury psychicznej
Minęło trochę czasu. Już nie żałuję nawet odrobinę. Pomógł psycholog, psychiatra i przyjaciele. Dziękuję Hva za wsparcie do końca. Do zobaczenia w innych historiach!
Pomału. Od początku. Zaczęłaś się ciąć przez ciążę? Chlać zaczęłaś przez ciążę? Czy miałaś już nierówno wcześniej?
Oooo włączyła się autorka tekstu, czekam na udział