Mam dość. Serdecznie dość. Niedawno straciłam pracę. Dość niespodziewanie. Zamknęli zakład pracy, wszystkim podziękowali. I siedzę w domu i szukam nowej pracy. Na początku było okej. Wzięłam na siebie praktycznie wszystkie obowiązki w domu, bo dla mnie to logiczne, że skoro mąż pracuje, to nie będzie jeszcze tyrał po pracy. I tak teraz wstaję rano, ogarniam siebie, dzieciaki. Potem zakupy, gotowanie, sprzątanie, pranie itd. Niestety potem zaczęło się „skoro nie pracujesz, to...”. I tak pojawiły się prośby. Od męża mniej. Najwięcej od rodziny. Żebym pojechała z babcią do lekarza, bo będzie jej wygodniej samochodem niż tramwajem, żebym pojechała zrobić zakupy rodzicom, chociaż nie są starzy, bo przecież pewnie i tak będę w sklepie, zawiozła dokumenty do urzędu, upiekła komuś wymyślne danie, które zajęło mi prawie cały dzień. I każda z tych rzeczy byłaby dla mnie zupełnie OK, ale na przykład mama też nie pracuje, ale przecież ona ma sklep dalej, więc prosi mnie. A ja zaczynam mieć pracy na cały dzień. Codziennością staje się, że gdy ci pracujący mają fajrant po 16, ja często zapieprzam do 21, bo przecież ja nie pracuję, więc mam MNÓSTWO czasu. Wiem, co powiecie. Postaw im się, porozmawiaj z nimi. Ja wszystko to wiem, ale strasznie ciężko jest mi to wprowadzić w życie. Całe dzieciństwo byłam tresowana, żeby robić za innych, żeby inni nie musieli. I choć jestem świadoma tych schematów, to zawsze gdy ktoś mnie zaczepi, żebym coś zrobiła, odruchowo się zgadzam, a potem pluję sobie w brodę.
Dodaj anonimowe wyznanie
Nikt Ci nie pomoże, jeśli sama nie nauczysz się odmawiać. Musisz sobie postanowić, że następnym razem, jak rodzina Cię o coś poprosi, to powiesz nie.
Wierz mi, że próbuję. Mimo wiecznego poczucia winy, że nie jestem dość dobra.
Im więcej pomagasz, tym mniej będą to szanować.
Może spróbuj nie odpowiadać od razu, tylko zawsze dawać sobie więcej czasu na zastanowienie?
Jeśli tak Ci będzie łatwiej, możesz użyć wymówek. Ustaw sobie w kalendarzu kilka fikcyjnych rzeczy (wizyt lekarskich, rozmów online lub na żywo - co Ci wyobraźnia podpowie - byle osoba z zewnątrz nie mogła tego łatwo zweryfikować) i jak ktoś Cię poprosi o przysługę, to powiedz że musisz sprawdzić kalendarz, bo chyba coś masz do załatwienia tego dnia. Potem masz chwilę, żeby się zastanowić i w razie potrzeby przesunąć coś na tę datę.
Pamiętaj, że nie masz obowiązku pomagać wszystkim dookoła. A dobra to powinnaś być przede wszystkim dla siebie, a dopiero potem dla innych. Jeśli nie potrafisz odmówić wprost, to rób tak jak napisał Uzytkownik404 wymyślaj fikcyjne wymówki, nie zgadzaj się od razu na wszystko. Zrobisz to kilka razy, to potem będzie łatwiej.
Wierz mi rozumiem Twój ból, bo sam musiałem się nauczyć odmawiać pomocy innym. Kto jest za dobry dla innych, jest wykorzystywany.
Dziękuję za rady.
Jako młoda dorosła (tak do 22, może 23 lat) miałam jakąś śmieszną pracę w niepełnym wymiarze godzin, nie miałam własnej rodziny, mieszkałam sama więc obowiązków wobec pozostałych domowników też nie miałam, no generalnie miałam bardzo dużo wolnego czasu. Więc rodzina też zrobiła sobie ze mnie darmową pomoc. Wtedy mi to nie przeszkadzało, co prawda kilka razy się poirytowałam kiedy ja prosiłam ich o pomoc i dostawałam odmowę, no ale trudno, szybko o tym zapominałam. Teraz jestem już starsza, mam pracę na etat, rodzinę (męża i psa), hobby, więcej obowiązków i roszczeniową rodzinkę na karku która nadal wydzwania do mnie z prośbami o jakieś głupoty które mogliby zrobić sami, ale im się nie chce. Oczywiście gdybym to ja poprosiła ich o coś, to mają milion wymówek. Dawno nie próbowałam, ale wszystkie próby które podjęłam w przeszłości tak się właśnie kończyły. Mało tego, ich "prośby" nigdy nie brzmią jak prośby, tylko jak informowanie mnie, że tego a tego dnia, o tej i o tej godzinie, zrobię dla nich to i to. Paradoksalnie, ta część rodziny która jest gotowa wyświadczyć mi jakąś przysługę nie zarzuca mnie co chwilę prośbami o robienie przysług im. Jak kilka (albo raczej kilkanaście/kilkadziesiąt) razy odmówiłam argumentując to tym że tak, mogłabym, ale oni też mogą to zrobić i oboje w tym czasie wolimy robić coś innego, tyle że to im na tym żeby to było zrobione zależy, a nie mi, to się poobrażali i teraz już nie dzwonią wcale, z czego jestem bardzo zadowolona. Naprawdę polecam stawianie granic. Jeśli nie potrafisz być tak bezpośrednia, wymyślaj głupie wymówki. Oni będą wiedzieli że ściemniasz, ale idź w zaparte że no chciałabyś, ale nie możesz. Jak ich prośby nie będą przynosić oczekiwanych rezultatów, to bez znaczenia czy będą wierzyć w te wymówki czy nie, w końcu przestaną prosić.
To nie jest paradoksalne. Po prostu oni nie są roszczeniowi i egoistyczni.
Może zacznij Ty prosić o pomoc? "skoro jedziesz do pracy, to i tak masz po drodze, zrób...". Coś za coś. Nie daj się wykorzystywać - najzdrowsze relacje to te symetryczne.
I tu wychodzi taka relacja, że aż wstyd się przyznać. Z drobiazgami mi pomogą (typu gotujemy razem, a druga osoba ma mi podać sól czy pokroić cebulkę) , się jak proszę o coś co wymaga nieco więcej wysiłku to już są żale, pretensje i pytania czy na pewno nie poradzę sobie sama. Na przykład jak skręciłam kostkę i poprosiłam o zawiezienie do lekarza to usłyszałam zmęczone pytanie czy naprawdę nie mogę pojechać tramwajem lub taksówką. Mąż z kolei sam z siebie pomoże, ale jak go o coś poproszę to zaczyna się sobie "zaraz" albo próbuje mnie przekonać, że dużo logiczniej będzie jak ja to zrobię. Ostatnio nawet poprosiłam go o wywołanie zdjęć, gdzie zakład ma dosłownie 500 metrów od pracy. Stwierdził, że ja powinnam pojechać, bo on tam boi się rowerem, bo jeszcze mu ukradną, bo tyle tłumów a ja mogę sobie spokojnie podjechać jak ludzi będzie mniej. I wiem, że mogłabym po prostu powtarzać ich teksty, się rzecz w tym, że granica jest tak rozmyta, że nieświadomie pozwalam ją przesuwać. Czasem oni mi pomogą, czasem ja im. Tylko moje "czasem" jest jakoś tak za często.
Mrowencja2
Czyli tak szmatka z Ciebie. Tak na Ciebie patrzą, a nikt się z flanelką do wycierania podłogi nie liczy.
Napisałaś, że macie dzieci. Może przemówi do Ciebie argument "dziecka" (obecnie mam ponad 30, więc stare dzieje) wychowywanego przez kobietę uległą jak Ty. Jeżeli chcesz, żeby Twoje dzieci nauczyły się, że nie wolno mówić "nie", bo to brzydko, nieładnie, niegrzecznie tak - rób dalej to co robisz. Moja mama też była tresowana, też była świadoma, też nic z tym nie zrobiła, a ja niby ją kocham, ale jednocześnie jej nienawidzę. Jeśli podoba Ci się taka wizja, to spoko, dalej sie nie zmieniaj.
Ciężko Ci powiedzieć "nie", ale pomyśl w ten sposób: skoro wiecznie załatwiasz coś dla innych, masz na głowie dom i dzieciaki, to kiedy tak właściwie masz szukać nowej pracy?
Wstaję wcześnie rano i kiedy jeszcze inni śpią się tym zajmuję.
Patrzę na Twoje inne komentarze i widzę, że już zaczęła pojawiać się w Twoim domu przemoc, a dopiero niedawno straciłaś pracę. Musisz przemyśleć relacje z rodziną i mężem.
(Twój mąż "przeprosił" Cię tylko dlatego, że chciał Ci wmówić, że wina leży też po Twojej stronie.)
Ech. Dzisiaj mąż mnie już dobił... Powiedział, że uważa, że robię za mało. I powiedział, że krzyczy na mnie, bo go prowokuję i nie szanuję...
Potem przyszedł, powiedział, że oboje zachowaliśmy się źle, że mnie kocha i czy zamierzam przełknąć dumę i zapomnieć o tej kłótni. Szczerze to już nie mam siły walczyć o te głupie obowiązki w domu
Girl... No 💀
Bardzo mi przykro. Niestety zdarza się, że mężczyzna utrzymujący dom nie szanuje żony. Mam nadzieję, że uda ci się znaleźć pracę choćby na pół etatu, to poprawi twoje notowania.
W kłótni mówi się różne rzeczy, których się potem żałuje. Stres, zmęczenie, emocje. Całokształt zachowania się liczy, a nie wykrzyczane w złości słowa.
Postac
To niech przeprosi, a zwala winę na żonę i jeszcze pyta, czy "zamierza przełknąć dumę".
*a NIE zwala winę, ofc...
Przykre... Masz kogoś do kogo możesz wyjechać? Na tydzień, dwa? SAMA?
Jeśli nie to są grupy barterowe.
Wyjedź. Zostaw list że masz dość. Żeby wszyscy się ogarnęli i odczepili bo Ty TEŻ JESTEŚ CZŁOWIEKIEM. Nie robotem. Nie sprzątaczką i nie darmową służącą. Ty również masz prawo do odpoczynku.
Mąż jest dorosły, ty ogarniałaś obowiązki i pracę jak ją miałaś, to on też da radę.
Użytkownik - oczywiście, że powinien przeprosić. Moim zdaniem tekst o przełykaniu dumy świadczy o tym, że emocje jeszcze nie opadły i pora na normalną rozmowę nie jest odpowiednia.
Właśnie mąż zawsze oczekuje, że jak tylko się uspokoi, ja polecę w jego ramiona. Jeśli czuję się zraniona jego słowami, to obwinia mnie, że chcę się kłócić zamiast po prostu przytulić się i dać spokój. Nawet jeśli ja nawet nic nie mówię, tylko chcę chwili spokoju. Bez wrzasków, ale i bez tulenia się i buziaków.
Znam takie coś @Mrowencja2, ja mam tak że jak coś się stanie to muszę to przetrawić. Nieraz mi to zajmie dzień, nieraz muszę się z tym przespać, nieraz dłużej. I potrzebna jest wtedy rozmowa na spokojnie, żeby to się uspokoiło. A jeśli druga strona potrafi z kwadrans zmienić nastrój o 180 stopni i po jakimś wyrzyga od razu myśli że będę ją przytulał, jak gdyby nigdy nic a mi to zajmuje zawsze dłużej...to taka niezgodność temperamentów.
Mrowencja2, przeczytałam Twoje wyznanie i przeczytałam też wszystkie Twoje komentarze, w rezultacie widzę trzy bardzo poważne problemy, z którymi się borykasz, być może mniej świadomie, niż Ci się wydaje. 1. Zerowa asertywność i nieumiejętność stawiania granic. 2. Bardzo niska samoocena, brak poczucia własnej wartości. 3. Problem z przemocowym mężem.
To trzy bardzo trudne problemy, Kochana. Początkowo chciałam Ci opowiedzieć, jakie ja miałam problemy z asertywnością i polecić Ci kupienie sobie książki na ten temat. Teraz jednak bardzo polecam Ci abyś przemyślała sprawę pójścia na terapię do psychoterapeuty. Te trzy problemy, które wymieniłam możesz wyeliminować przez terapię. Nawet kilka spotkań być może wystarczy Ci na początek. Ja sama chodzę na terapię już drugi rok i muszę przyznać, że to była najlepsza decyzja, jaką podjęłam w życiu. Chodzę na terapię prywatnie więc płacę za każdą sesję, ale uważam że to są dobrze wydane pieniądze "na siebie" na "samorozwój." Dzięki terapii umiem umówić wtedy, kiedy chcę odmówić, umiem stawiać granice, dzięki czemu nie pozwalam się krzywdzić. Staję się osobą, korą zawsze chciałam być. Polecam Ci to. Zadzwoń na infolinię NFZ I zapytaj o jakieś terminy psychoterapii w Twoim mieście. Lub szybciutko znajdź pracę i wskakuj na portal Znany Lekarz i znajdź sobie terapeutę, który przypadnie Ci do gustu. A gdy następnym razem, ktoś będzie pd Ciebie chciał kolejnej "przysługi" mów, że idziesz na rozmowę o pracę (lub kilka) albo że po prostu potrzebujesz czasu na szukanie pracy bo to ważne dla Twojego budżetu rodzinnego :). Terapia Ci pomoże, jestem tego pewna. Kilka słów ode mnie:co do męża który każe Ci przełykać dumę I się godzić na zawołanie - masz prawo do swoich uczuć i emocji. Twoje potrzeby są ważne. Ty jesteś ważna. Dlatego jeśli chcesz być obrażona i chcesz pokazać że wymagasz większego starania, to MASZ DO TEGO PRAWO. Trzymaj się i powodzenia!
Idź do pracy. Znajdź cokolwiek, byle Ci się opłacało dojeżdżać i jakiś sensowny hajs zostawał i żeby Cię nie wykańczała, nie za wszelką cenę. Serio! Wiem co było jak moja żona skończyła studia,a nie miała pracy. "Ty masz sporo wolnego", "Chodź na zakupy", "Podwieź do lekarza", "Podrzuć do urzędu" itd. Cały dzień leciał. Obowiązki domowe wróciły po czasie do mnie, a ona miała cały dzień zajęty. Uspokoiło się jak poszła do pracy i musiała dojeżdżać.
Skąd ja to znam...