Za czasów przedszkola bardzo lubiłem pomagać mamie w kuchni. Pech chciał że pewnego dnia gdy stałem koło piekarnika mama zapaliła ogień. Moje włosy się zajęły, zostało małe przypalone kółko na środku głowy. Nazajutrz w przedszkolu kiedy przedszkolanka zapytała mnie co mi się stało, mój dziecięcy rozum podpowiedział że jak powiem prawdę, to jeszcze mnie zabiorą do domu dziecka. Więc odpowiedziałem, że jak biegałem na dworze to słońce tak mocno świeciło, że mi się włosy przypaliły...
Dodaj anonimowe wyznanie
Pech chciał? Raczej Twoja mama chciała zapalić ten ogień. Nie patrząc na dziecko stojące obok.
Jak się plątał non stop pod nogami a ona musiała ugotować, to tak się stało. To było przez nieuwagę, ten oskarżający ton jest niefajny.
Musiał mieć tą głowę bardzo blisko płomieni. Mając dzieci trzeba bardzo uważać, a to wypadek z rodzaju tych, których łatwo uniknąć.
Przy dzieciaku latającym wszędzie dookoła, kiedy lepiej mieć go przy sobie niż z dala, a kiedy ma się przy okazji na głowie gotowanie i sprzątanie wcale nie jest tak łatwo absolutnie zawsze perfekcyjnie sobie z tym poradzić. Mógł jej podejść pod rękę albo ona podeszła tak, że go nie widziała i się stało. Gwarantuję, że nauczył się na przyszłość żeby uważać gdzie podkłada dynię, a może i mama wyciągnęła jakąś lekcję z tego zdarzenia. Nic się nie stało, nikt nie ma traumy, nikt celowo tu nie chciał nikogo skrzywdzić.
Chyba uważasz, że trzeba na takie dziecko patrzeć 24h/dobę. Jest to zwyczajnie niemożliwe. Z dziećmi nie wszystkiego da się uniknąć. Kiedyś wyciągałam ciasto z piekarnika, a właściwie wyciągałyśmy je z kuzynką, która u mnie była. Odgrodziłyśmy niby dostęp do piekarnika samymi sobą, a mój dwuletni wtedy syn podbiegł i wsadził rękę wprost pod wyciąganą brytfannę i się oparzył. Po prostu nie znasz dnia ani godziny.