#0NPAC
Mam małą jednoosobową działalność gospodarczą (handel przez internet) w Łodzi.
Zatrudniałem pracowników z rocznika '95-'98. Średnia na zapakowanie jednej paczki: 1,5 minuty.
Zatrudniałem też pracowników z rocznika '04-'06. Średnia na zapakowanie paczki: 8 minut (osiem, serio!). I to nie jest jednorazowy przypadek, przerobiłem już cztery osoby. Był jeden pracownik, który robił to z prędkością 1,5 minuty i pracował u nas dwa lata na studiach, po nim poszukiwania kolejnego takiego to jak szukanie igły w stogu siana.
Jak im się mówi, żeby pracowali normalnie, to po stu wypracowanych godzinach płaczą, że się dopiero uczą. Czaicie? Masz ekran, na którym są przedmioty, które ktoś kupił i uczysz się sto godzin wsadzić te przedmioty do kartonu i go zakleić... Nawet sam po iks latach poszedłem pakować te paczki razem z pracownikami, żeby zobaczyć, czy serio jest tak ciężko, czy może na telefonach siedzią, no i wyszło na to, że to po prostu takie ślimaki, że głowa mała.
Co do ludzi, którzy się spłaczą: praca na start 40 zł/godz. netto bez żadnych umiejętności, pracownik ma klucze do magazynu i sam decyduje o godzinach pracy (przychodzi i wychodzi kiedy chce) itd.
PS Kiedyś ktoś powiedział, że to młode pokolenie będzie wyznaczać standardy w zatrudnianiu. I taki jest fakt – kiedyś potrzebowałem trzech pracowników do obsługi magazynu na osiem godzin dziennie. Odkąd zaczęły przychodzić te roczniki młode i wymyślać, to tak zautomatyzowałem magazyn, że potrzebuję tylko jednego pracownika na zleceniówce na jakieś cztery godziny dziennie.
Wymagamy coraz mniej od dzieci i takie sa efekty. Oczywiscie uogloniam, ale taki jest trend. Praca domowa nie - bo za duze obciazenie, zdyscyplinowac dziecko nie - bo trauma, konsekwencje nie - bo to jeszcze dziecko. Potem idzie taka osoba do pracy i tragedia; ktos czegos wymaga, zwraca uwage i jeszcze jakies konsekwencje sa jak sie nie wypelnia obowiazkow. Czarna rozpacz po prostu.
Problem jest w tym, że system nie potrafi znaleźć złotego środka. Szkoła albo nawala dzieciom tyle zadań domowych, że nie mają one czasu na nic innego, albo całkowicie rezygnują z zadań. Albo dyscyplinowanie dziecka poprzez poniżanie i przemoc, albo wcale. Brakuje ludzi inteligentnych i świadomych, które potrafiłyby wprowadzić coś pomiędzy.
Elbatory, po prostu wychowanie człowieka bez wyraźnego odchylenia w którąkolwiek z tych stron (twarda dyscyplina nazywana obecnie przemocą lub niedomiar dyscypliny) wymaga tak wielkiego nakładu energii i finansów, że najpewniej nigdy nie będzie możliwe na masową skalę. Z reguły w każdej rodzinie zdarzają się elementy i jednej, i drugiej grupy błędow. Moim zdaniem wynika to bezpośrednio z tego, że jesteśmy ludźmi i nie umiemy w doskonałość.
elbatory tylko, że "system" to część problemu. Dla mnie większym problemem jest zachowanie rodziców, którzy nie potrafią w ogóle panować nad swoimi dziećmi, nie dają im żadnych obowiązków i wychowują często kompletnie niezaradnych życiowo ludzi. Obecnie często jak nauczyciel zwróci uwagę, że dziecko źle się zachowuje, to nie dziecko, a nauczyciel zostanie zbluzgany przez rodzica. Na moim osiedlu dzieciaki grały w piłkę, gdzie nie można i skopały zaparkowany samochód (poobijały go, zniszczyły lusterka, podkopały szyby) myślisz, że rodzice poczuli się do odpowiedzialności, a dzieci poniosły konsekwencje? Oczywiście, że nie...
Przecież sama o tym napisałam. Dokładnie w tym miejscu "Albo dyscyplinowanie dziecka poprzez poniżanie i przemoc, albo wcale." Rodzice, o których mówisz, są częścią tego systemu i zaliczają się do mojego "wcale". Problem jest bardzo złożony. I nie zgadzam się z domandatiwą, że chodzi to o brak finansów i energii. Chodzi o wiele więcej i mam na ten temat mnóstwo przemyśleń, ale nie chce mi się tego tutaj pisać. I tak niczego to nie zmieni.
Ale wstaw większy cytat "Szkoła albo nawala dzieciom tyle zadań domowych, że nie mają one czasu na nic innego, albo całkowicie rezygnują z zadań. Albo dyscyplinowanie dziecka poprzez poniżanie i przemoc, albo wcale." Drugie zdanie jest kontynuacją pierwszego, a to było o szkole. Tak, więc nie napisałaś o rodzicach. Może miałaś to na myśli, ale z twojego komentarza to absolutnie nie wynikało.
Elbatory, jeśli masz ekonomiczny, nieczasochłonny (czas to pieniądz, który jest potrzebny do przeżycia, a rodziny mają różne liczby dzieci i różnie płatne pracę, nauczyciele podobnie) oraz niepochłaniający wiele energii sposób na wychowanie bez twardej dyscypliny i bez pobłażania... Nie, po prostu w to nie wierzę.
Oczywiście, zgadzam się, że problemów jest więcej. Ale ten pragmatyczny aspekt mocno nas jako społeczeństwo ciągnie w dół.
Masz rację, mój komentarz można było odebrać tak, jakbym mówiła jedynie o szkole. Miałam jednak na myśli ogólny "system" wychowujący i mający wpływ na dzieci - szkołę, rodziców, media, kościół, i tak dalej. Po prostu problem jest bardzo głęboko zakorzeniony i same dzieci są tutaj najmniej winne.
Domandativa, mam, sposób moich rodziców.
Nie mieli kasy i nie mieli czasu, oboje pracowali na pełen etat za najniższą krajową, w domu mieli czwórkę dzieci, nie było żadnych 500 plusów. W domu nie było przemocy, nigdy żadne z nas nie dostało nawet klapsa. Jednocześnie rodzice nam nie pobłażali, wymierzali mądre kary i byli w nich konsekwentni. Ale karali nas wtedy, gdy naprawdę to było potrzebne, a nie gdy coś niechcący zepsuliśmy albo dostaliśmy jedynkę. Z dzisiejszego punktu widzenia myślę, że sekretem było to, że traktowali nas po prostu jak ludzi, a nie jak nierozumne istoty, które nie mają prawda do własnego zdania i własnych granic. Nie potrzeba wiele pieniędzy ani energii, żeby szanować drugiego człowieka, nawet jeśli jest to dziecko. Nie potrzeba pieniędzy ani energii, aby przekazywać dobre wartości, uczyć tolerancji, pokazywać piękno. W szkole też miałam nauczycieli lepszych i gorszych. Jedni potrafili uczyć mądrze, z pasją, uczniowie uwielbiali ich lekcje, a inni byli nudni, wredni albo wręcz agresywni. A przecież zarabiali tyle samo i taki sam mieli zakres obowiązków. Sedno problemu tkwi w tym, że wiele osób, którzy zostają rodzicami i nauczycielami, nigdy nie powinni mieć kontaktu z dziećmi, bo zwyczajnie się do tego nie nadają. I naprawdę nie chodzi o pieniądze i energię, bo gdyby tak było, to osoby z biednych rodzin byłyby tymi niewychowanymi, a z bogatych rodzin byłyby dobrymi dzieciakami. A dobrze wiemy, że tak nie jest. Może dlatego, że właśnie tam, gdzie brak kasy i czasu, ludzie często kierują się innymi wartościami, niż pieniądz? Może osoby, które całe życie walczą o przetrwanie, nabierają przy tym życiowej mądrości, którą później przekazują dzieciom?
Naprawdę mogłabym wiele na ten temat mówić, ale to nie jest rozmowa na anonimowe.
Dzięki za odpowiedź.
Za godzinę tablicową zarabiają tyle samo tylko jeśli mają ten są stopień awansu, ale różni nauczyciele mają różne obowiązki oprócz godzin tablicowych. W przeliczeniu na godziny realnej pracy zarobki są różne, zależne od wielu czynników.
Super, że Twoi rodzice potrafili ogarnąć temat. Naprawdę super. Należy pamiętać, że geny i dalsze otoczenie także mają znaczenie, więc nie można założyć, że każde dziecko dałoby się wychować w ten sposób. Ale przykład jednej rodziny to już zawsze coś.
Dodam też, że oprócz klapsów za przemoc uznawane są obecnie przeróżne konstrukcje słowne, o których jeszcze niedawno nikomu nie przeszłoby przez myśl, że mogą być agresywne.
Mówię o zwykłej, wiejskiej szkole, gdzie każdy nauczyciel ma mniej więcej tyle samo godzin i różnice w ich zarobkach nie są znaczne (wiem to z pewnego źródła).
To, że kiedyś jakieś teksty nie były uznawane za agresywne czy toksyczne, nie oznacza, że takie nie były. Teksty typu "dzieci i ryby głosu nie mają" czy "co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie" są z całą pewnością toksyczne i poniżające. Podkopują w dziecku pewność siebie, podcinają skrzydła, a nieużywanie ich nie wymaga żadnego nakładu energii czy finansów. Oczywiście, że dzieci mają też różne charaktery i osobowości, ale uważam, że okazywanie i uczenie szacunku, nawet jeśli nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi. I naprawdę wierzę, że właśnie od tego powinno się zacząć wychowywanie, od zwykłego szacunku do drugiej osoby. Tak jak pracodawca nie da klapsa swojemu pracownikowi, nie będzie go wyśmiewał, poniżał, wyzywał (a jeśli to robi, to każdy potwierdzi, że jest to przekroczenie pewnej granicy), tak i rodzic czy nauczyciel nie powinien robić tego względem dzieci.
40 zł netto za pakowanie paczek. Mhm. Jasne.
Panie Areczku, toaleta jest dla zarządu a dla pana jest zapiernicz z sekundnikiem w ręku.
Niestety, ale sam tego doświadczam. Pracuje w IT obecnie mamy nowych pracowników z rocznika 2000 i są tragiczni. Jak nie pokażesz palcem co mają zrobić, to nic nie zrobią. Pracują już pół roku i nawet nie próbują sami cokolwiek zrobić. Czekają tylko, aż ktoś im dosłownie pokaże palcem co mają zrobić, nawet, jeśli robią to któryś raz. Proszenie o pomoc nie jest niczym złym, ale w przypadku, gdy się chociaż próbowało znaleźć rozwiązanie. Obecnie jest z nimi więcej problemu, niż pożytku.
Jaka płaca, taka praca. Młodzi ludzie są inteligentni i wiedzą, że nie warto zapierdalać za minimalną - szczególnie gdy zapierdol podniesie tylko normę.
To niech wpierdalają ziemię :D
Kurwa mordo mogę dojeżdżać z podkarpackiego? Jestem wykwalifikowanym specjalistą, zajmuję się zarówno prowadzeniem magazynu jak i obróbką stali. Umiem jeździć wózkami UTB bez ograniczania masy, suwnice również bramowe sterowane z poziomu trawersy, umiem ciąć laserem, umiem obsługiwać prasy, wiertarki, piły, a nigdy nie brałem więcej niż 27 złotych na godzinę...
Gdzie masz tą firmę? Jeżeli Wrocław to biorę
Trzeba ich wołać na dzień próbny i mieć jakiś limit spakowanych paczek (np. licząc im 3 min na paczkę) i jak się w tym nie zmieszczą, to nie podejmować współpracy.
Kiedyś pracowałam na magazynie z lekkimi rzeczami, gdzie dawało się zwykle po 2-4 rzeczy do paczki, czasem mniej czasem więcej, no to ja wyrabiałam tak ok. 190-200 szt. towaru/godzina po miesiącu, norma była 220 to udało mi się w niej zmieścić raz :/
Coś w tym jest… dobrałam sobie po jakimś czasie drugi kierunek studiów (mgr) i miałam okazje studiować z młodszymi rocznikami. Ludzie byli super, ale mentalność rzeczywiście zupełnie inna. :/
Twoja mentalność na pierwszych studiach, jeśli robiłaś je przed 25 rokiem życia, też była zupełnie inna. Oczywiście, że Zetki będą nieco inne, ale nie można porównywać sporo starszych osób do młodych dorosłych i nastolatków.
ohlala, Zdaje się, że to było porównanie do mentalności osób, z którymi Mary studiowała wcześniej. Mentalności, którą oni mieli wówczas.
Zmiany są widoczne dla wielu osób. Także sami młodzi mówią, że starsze roczniki myślą zupełnie inaczej. Nie wszyscy uważają zmiany za negatywne.
Niestety masz sporo racji