#3z76j

Chodziłam do „prestiżowego” liceum, gdzie sporo było osób z bogatszych domów. Moi rodzice nigdy nie mieli pieniędzy, częściowo przez własne złe decyzje, nigdy nie chciałam skończyć tak jak oni (ja wiem, że może zabrzmi źle, ale trudno).
Nie dość więc, że sporo się uczyłam, to kiedy tylko mogłam pracowałam – brałam pracę w wakacje, nocki, weekendy w czasie roku szkolnego. Nie zawalałam szkoły, ale prymusem też nie byłam. Chętnie szłam do znajomych na osiemnastkę czy inną imprezę, ale wspólne wyjazdy odpuszczałam – nawet jeśli miałam wystarczającą ilość gotówki, to wiedziałam, że bolałoby mnie wydanie tych pieniędzy na wyjazd, tym bardziej że znajomi nie organizowali ich tanio. To były naprawdę fajne, miłe i kochane osoby, ale czasami patrzyłam na nich jak na dzieci. Pamiętam, jak kiedyś ktoś zapytał mnie, czemu idę do pracy i powiedziałam, na co potrzebuję zarobić. Odpowiedziało mi zdziwienie: „Czemu nie poprosisz rodziców?” (no że też na to nie wpadłam!) połączone z: „Jeśli im powiesz, że bardzo ci zależy, to na pewno ci dadzą”. No nie. Tak to nie działa.

Wiele osób, również dorosłych i nauczycieli, próbowało mnie przekonać, że niszczę sobie młodość, że pieniądze kiedyś się zarobi, a teraz powinnam się bawić. Fajnie, tylko za co. I jak bawić się, kiedy masz do opłacenia rachunki i jeszcze do tego ową zabawę. Nikt nie rozumiał prostej logiki – nie idę do pracy, to nie mam za co się bawić, więc zabawa z tego żadna. Nikt nie rozumiał, że chciałam się z tej biedy wyrwać jak najszybciej i nic nie dawało mi większej radości i satysfakcji niż pieniądze, które odkładałam na koncie. Żadna impreza, żaden wyjazd, żaden ciuch czy kosmetyk nie był wart dla mnie tyle, co pieniądze na czarną godzinę.

Zdążyłam uzbierać wkład własny, zanim ceny mieszkań zaczęły rosnąć w strasznym tempie. Jestem sobie tak niesamowicie wdzięczna za to, że nie ugięłam się, kiedy wszyscy przekonywali mnie, że tracę młodość. Bo wciąż jestem młoda, mam 25 lat. Mam też fajnego męża, mieszkanie, doświadczenie w zawodzie, stałą pracę i nigdy jeszcze w życiu nie czułam się tak dobrze. Zero stresu. W porównaniu z tym co przeżyłam, moje aktualne życie to bajka. A wystarczyło, że dałabym się namówić na to, żeby sobie wtedy odpuścić. Osoby, które wtedy mnie do tego namawiały, bo „pieniądze kiedyś się odrobi”, dzisiaj dostają wkład własny na mieszkanie od rodziców. I cieszę się z tego, że mają dobrze, ale zwyczajnie wiem, że ja w tym momencie nie miałabym absolutnie nic, a pewnie jeszcze i długi.
Pieniądze szczęścia nie dają? Mi dały.
imtoooldforthisshirt Odpowiedz

Pieniadze szczescia nie daja, ale to co za nie kupisz juz tak. Gratuluje dojrzalych decyzji w mlodym wieku i (nie wiem czy jestes) powinnas byc dumna z tego co osiagnelas.

SfilcowanyKot Odpowiedz

Brawo za zaradność i ogarnięcie życiowe:) Plus, teraz mając już zaplecze finansowe, zawodowe i rodzinne łatwiej będzie Ci się "naprawdę" bawić i wyluzować, a jednocześnie wiedząc ile to wszystko kosztowało czasu i wysiłku, raczej nie przepierniczysz tej kasy.

AvusAlgor Odpowiedz

Nie pieniądze Ci dały szczęście, tylko Twój zajebisty charakter. I brawo :) Tak trzymaj.

CentralnyMan Odpowiedz

No i świetnie, dobrze że ci się ułożyło

worm Odpowiedz

pieniądze szczęścia nie dają, tym którzy ich nie mają. Nie mamy wpływu gdzie się urodzimy ani w jakiej rodzinie - bogatej, biednej, alkoholików, ludzi bez nałogów . Z ich perspektywy tj. tych znajomych normalnym i naturalnym jest to, że np. rodzice mają dochodową firmę i pomogą im zarówno z mieszkaniem jak i np. rozkręceniem czegoś własnego. Cała tajemnica. Oczywiście to w żadnym razie nie umniejsza Twoich dokonań! Pozdrawiam ciepło.

Elizabethnienie Odpowiedz

Ktokolwiek powiedział że pieniądze szczęścia poprostu nie miał ich wystarczająco

MissKat Odpowiedz

Powiem to z perspektywy starej baby. Jestem starsza od autorki o 11 lat. Przez długi czas pracowałam, potem studiowałam dwa kierunki. Miałam długoletniego partnera z którym wiązałam przyszłość. Podobnie jak autorka z góry patrzyłam na moich rówieśników którzy nie byli tak “ambitni” jak ja. Wolne poranki spędzałam na gotowaniu i sprzątaniu a wieczory z książkami lub (rzadziej) serialami w domu pod kocykiem. Dostałam dobrze płatną pracę, jako manager w wieku 22 lat (ciągle studiując dwa kierunki) rodzina dumna że ja taka ogarnięta. Aż wreszcie około 30 kiedy moje koleżanki (te które mi zostały) zaczely się statkowac ja zobaczyłam ze straciłam całą swoją młodość. Najlepsze lata, te które są po to żeby się wyszalec. W międzyczasie chłopak kopnął mnie w dupe dla młodszej i bardziej “wyluzowanej” dziewczyny. Wyprowadziłam się do Anglii. Pracuje poniżej swoich kwalifikacji, i mam to gdzieś. Moje koleżanki z Polski (teraz z mężem i dwójką dzieci) dziwią mi się że co weekend a czasem nawet w tygodniu chodzę do pubów i na imprezy. Bo jak tak można w tym wieku. Można. Bo pieniądze szczęścia nie dają a doświadczenia tak.

Selevan1 Odpowiedz

Z ciekawości, ile ten wkład własny? I czy macie kredyt czy coś na to mieszkanie?

Postac

Jak ja kupowałam mieszkanie 5 lat temu, to była możliwość 10% wkładu własnego.

karlitoska Odpowiedz

Wow, szanuję taką postawę, tym bardziej, że jeszcze chyba nigdy nie poznałam kogoś kto w takim wieku był by tak ogarnięty. Ludzie raczej mają tendencję do narzekania i poczucia niesprawiedliwości, niż do takiego poziomu ogarnięcia.

Postac

Nie wiem, w jakim środowisku się obracasz, że nie znasz nikogo takiego, jak Autorka.

karlitoska

Postac moi znajomi w liceum woleli się bawić niż odkładać na mieszkanie. A praktycznie wszyscy, którzy teraz mają dom albo mieszkanie na własność mieli wsparcie rodziców.

Dodaj anonimowe wyznanie