#981eW
Kiedyś ze sprawdzianu dostałam niższą ocenę od koleżanki z ławki, mimo że miałyśmy takie same odpowiedzi. Pamiętam również, jak kobieta pytała nas wyrywkowo; nie na ocenę, ale zadawała po jednym pytaniu wyznaczonym osobom. Pewnego razu wskazała na mnie, na szczęście znałam odpowiedź, jednak usłyszałam od nauczycielki: „Źle”, po czym automatycznie pytanie przeszło na kolejną osobę. Ta osoba odpowiedziała dokładnie tak samo jak ja... A kobieta przyznała jej rację. Jednak i tak najlepsze było wystawianie ocen. Kobieta postanowiła nas jeszcze dopytać, nie poszło mi najgorzej, ale też bez rewelacji. Dostałam naprawdę trudne pytania. Ostatecznie zadowoliłam się moją tróją.
Jedna z koleżanek, która należała do grona pani ulubienic, odpowiadała na 5. Pytania, jakie dostała, były bez porównania prostsze od moich. Jednak na koniec przeszła samą siebie, pytając o stolicę województwa warmińsko-mazurskiego (!) Nie dość, że to nie ten przedmiot, to jeszcze byliśmy klasą mat-geo. Myślę, że to pytanie, delikatnie mówiąc, nie stawia wysoko poprzeczki, szczególnie dla osoby z klasy o takim profilu. Jednak, co ciekawe, koleżanka odpowiedziała na to pytanie: „Suwałki”... a ja mogłam już zbierać szczękę z podłogi, bo nauczycielka, po chwili konsternacji, przyznała koleżance rację i wystawiła 5 na koniec.
No patrz, a obrońcy naszego rachitycznego systemu oćmiaty będą się dalej upierać że testy i sprawdziany są wspaniałe bo dzięki temu unikamy faworyzowania.
Są wymiernym wyznacznikiem wiedzy, jeśli są oceniane obiektywnie.
Nie są, w tym problem. Ocenianie jest i zawsze będzie subiektywne
Ponto powstały testy, klucze i zewnętrzne komisje, by jednak były jak najbardziej obiektywne.