#FA6vz
Z rodzicami mam całkiem dobry kontakt, często ich odwiedzam, dużo rozmawiamy. W tych rozmowach często pojawia się temat zakupu mieszkania - oni twierdzą, że już pora zainwestować w nieruchomość, żeby mieć solidne zabezpieczenie na starość, a ja żartobliwie narzekam, że własny kawałek podłogi to wydatek poza moim zasięgiem. Tak naprawdę dwa lata temu kupiłam za systematycznie odkładaną gotówkę spore mieszkanie w mieście wojewódzkim. I jakoś od tamtej pory nie potrafię powiedzieć o tym rodzicom. Oni są kochani, ale uwielbiają zaglądać innym do portfela. Sami wspólnie zarabiają ok. 15tys zł miesięcznie, na utrzymaniu mają już tylko siebie, mieszkają w spłaconym domu, a mimo to pod koniec miesiąca proszą mnie o zrobienie im zakupów, bo „są przed wypłatą”. Czasem wymyśla sobie nowe meble ogrodowe albo wymianę drzwi wejściowych i sugerują, że powinnam się dołożyć. Nie umiem się im przeciwstawić, bo boję się, że zepsuje to nasze relacje. Ukrywanie mieszkania i moich rzeczywistych zarobków daje mi świetną wymówkę do odmowy zaspokajania ich zachcianek pod pretekstem oszczędzania.
Kolejnym powodem jest mój ojciec i jego długi język. Kiedy zmieniłam samochód na VW z 2020 roku, dzwonił po wszystkich znajomych mówiąc, ile za niego zapłaciłam. Ja takie informacje wolę trzymać dla siebie, sama ciężko pracuję na wszystko, co posiadam i nie potrzebuje informować świata o tym, że mam na sobie spodnie za 100zl i koszulę za 800zl. Moje pieniądze - moja sprawa. Wielokrotnie prosiłam tatę, żeby zachowywał takie informacje dla siebie, ale jego zdaniem wręcz powinno się chwalić swoim sukcesem. Ja natomiast uważam, że chwalić się mogę awansem w pracy, a nie zarobkami. Z czasem więc przestałam odpowiadać na pytania o cenę oraz ignorować teksty typu „O, nowa torebka, skórzana? Tysiak to chyba minimum za taką?”
Jest mi przykro, że nie mogę być z nimi do końca szczera.
Ja nie lubię rozmawiać o pieniądzach. Nie lubię też słuchać, jak ludzie się chwalą.
To naturalne, że dziecko potrzebuje się odciąć od postawy rodziców. Nie zawsze to wygląda jak bunt.
Masz rodziców materialiatów. W związku z tym w swojej prywatnej sprawie finansowej chcesz ich trzymać z daleka.
Spoko, możesz wyluzować.
Dramat, a niby z jakiej okazji miałabyś się dokładać do zakupów, skoro świetnie zarabiają?
Jak ktoś nie potrafi zarządzać pieniędzmi, to (prawie) zawsze będzie uważał, że zarabia mało i bliscy powinni mu pomóc.
Wyhoduj wreszcie jakąś stanowczość 😒
Jeśli nie szanują Twoich próśb to trudno być szczerą. Mozesz im powiedzieć, że wzięłaś kredyt i spłacasz mieszkanie, co będzie też dobrym argumentem do tego by odmówić pomocy finansowej. Albo jeśli Cię to męczy to po prostu wytycz granice, jak będą chcieli o tym komuś powiedzieć to powiedzą i nie masz na to wplywu. Co najgorszego może się stać?
Przykro mi, że nie możesz z nimi się swobodnie dzielić sukcesami. Ale ja osobiście nie rozumiem, dlaczego dorośli ludzie uważają, że powinni móc mówić swoim rodzicom o wszystkim i jeśli tego nie mogą robić, to czują smutek i że coś jest nie tak… we wszystkich relacjach przecież jest tak, że sobie wybierasz na które tematy rozmawia ci się komfortowo, a które lepiej omijać z tą osobą (polityka, pieniądze, relacje damsko-męskie, religia).
Chyba opowiadanie nie jest do końca prawdziwe a może nawet całkiem zmyślone. Rodzice zamiast pytać kiedy mąż i dzieci bo latka lecą namawiają na kupno mieszkania? I nie proponują że się dołożą? Przecież to się kupy nie trzyma.
Uwierz mi, są i tacy. Ci, którzy będą wiecznie wydawać swoje własne pieniądze na pierdoły typu nowe meble ogrodowe, a potem narzekać, że "im przecież nie starcza nawet na podstawowe potrzeby" i jęczeć do własnych dzieci o dołożenie się :') A jeszcze później pytać "czemu nie zainwestowałeś/aś pieniędzy w młodości, tak, jak ci radziliśmy?" xD
Poza tym, autorka nigdzie nie napisała, czy ma, czy też nie ma męża albo dzieci.
Oj nie wszyscy rodzice dorzucają się dzieciom do zakupu mieszkania/budowy domu. Zresztą nie uważam, żeby to był ich obowiązek.
Rodzice moi i męża nie dołożyli nam ani złotówki do organizacji wesela, kupna domu i samochodu. Na wszystko musieliśmy zapracować we dwoje, a jeszcze pretensje, że nie zapraszamy dalszej rodziny na wesele albo że mieszkanie kupiliśmy nie takie, jakie im się podoba.
Niektórzy mają obsesję wnuków, a inni - pieniędzy. Nie wiem, czemu Cię to dziwi.
Mało w życiu widziałeś.
@Postac, nie mam męża, ale reszta to dokładnie tak samo u mnie. Ani do lekarzy, ani samochodu, mieszkania nikt mi się nie dokładał. Drugą połowę studiów w zasadzie utrzymywałam się 100% sama. Nic w tym złego, tylko trochę nam ból dupy, bo moi rodzice zawsze się puszyli, jak to oni są po studiach i dzięki temu mamy lepszą sytuację finansową z rodzeństwem, że powinniśmy być wdzięczni. A prawda jest zupełnie inna, i chyba sami się oszukują.