Kiedy studiowałem, miałem w zwyczaju przesiadywać na wydziale godzinami i robić zadania. Kiedy już nie dawałem sobie rady z ich trudnością, robiłem przerwę i szedłem grać w ping-ponga w pobliskim parku.
Co prawda z kierunku wyleciałem po niezdanej sesji, ale przynajmniej teraz umiem grać w tenisa stołowego na całkiem niezłym poziomie.
Dodaj anonimowe wyznanie
Może wtedy proporcje nauka/ping-pong źle dobrałeś? :)))