Znajomy podczas zakupów w galerii wszedł z żoną do sklepu jednej z sieci jubilerskich. Specjalnie wybrał galerię, w której na co dzień nie bywa. Miał pecha, bo pracownica z innego sklepu, w którym bywał często, była akurat na zastępstwie i rozpoznała w nim swojego stałego klienta. Chcąc zagadać, zapytała żonę znajomego, jak podobały się jej kolczyki, które mąż kupił jej w zeszłym tygodniu. No i oczywiście czy pasuje jej kolia z tamtego miesiąca, bo sama doradzała w wyborze...
Okazało się, że znajomy dość często kupował biżuterię dla swojej kochanki, więc żonę specjalnie zabrał do sklepu, w którym normalnie nie bywał. Pech, że na zastępstwo ściągnęli sprzedawczynię z „jego” sklepu, a ta się wygadała.
Znajomy jest teraz w trakcie rozwodu. Co najlepsze, ciągle uważa, że gdyby nie gadatliwa sprzedawczyni, to nic by się nie wydało, bo on tak sprytnie starał się ukryć fakt, że ma kogoś na boku...
Dodaj anonimowe wyznanie
Przecież mógł być z siostrą albo z córką szefa która poprosiła go o pomoc. Możliwości jest mnóstwo a sprzedawczynie chyba mają jakieś szkolenia jak rozmawiać z klientem. Dlatego to opowiadanie nie wydaje się być prawdziwym.
Może i mają, ale z doświadczenia wiem, że sprzedawcy potrafią mówić różne głupie rzeczy, żeby tylko coś sprzedać.
Chciałem kupić samochód, wybrałem konkretny i stwierdziłem, że umowę podpiszę jutro, ponieważ chcę jeszcze decyzję przespać i z żoną skonsultować. Sprzedawca wyśmiał mnie, bo jaki facet baby o zdanie w przypadku samochodu pyta. Zrezygnowałem nawet z tej marki.
Ściema, wymyślone.
Dobrze mu tak
Brawa dla ekspedientki!
No i to co uważa jest prawdą. Moralnie naganną, ale prawdą.