Ostatnio uświadomiłam sobie, dlaczego nie mówię o swoich największych problemach. Po prostu kiedy milczę jest tak, jakby tych problemów nie było, przecież nie mówi się o czymś, czego nie ma. Jednak kiedy zaczynam już o nich opowiadać, czuję ogromną gulę w gardle i zbiera mi się na płacz, bo uświadamiam sobie, jak bardzo mam przesrane.
Dodaj anonimowe wyznanie
To brzmi jak metoda "radzenia" sobie z problemami moich dziadków. Siup głowę w piach i jak będziemy udawać że nie ma problemu to problem zniknie. Względnie jak się ma 90 lat to się zapomni że był problem...
Plot twist.
To jedna z gorszych metod radzenia sobie z problemami. Nie rozwiązuje żadnych za to często zaczynają się nawarstwiać.
Teraz tylko pytanie skąd tak emocjonalna reakcja?
Nie udawaj, że tych problemów nie ma. Lepiej się wypłacz.
Udając, że tych problemów nie ma Twoje ciało to odchoruje. To nie jest łatwe ale warto stawić im czoło i przeżyć emocje z nimi związane. I poczujesz ulgę.
Nie ma niczego złego w tym, żeby sobie czasem popłakać. Jeśli Ci się zbiera na łzy to może potrzebujesz je z siebie wypuścić :) nie mam pojęcia co to za problemy, ale jak się wypłaczesz (dasz upus emocją może zacznij mówić o sposobach rozwiązania tych problemów?
Aż tak źle, czy wyolbrzymiasz problemy?