#TbDST
Od pierwszej chwili, gdy zobaczyłem córkę, zakochałem się w niej bez reszty. Jest cudowna. Zrezygnowałem z dodatkowej pracy, którą bardzo lubiłem, aby mieć więcej czasu dla niej. Każdy jej uśmiech rozwala mnie na części i czasem się wstydzę, że chyba kocham ją bardziej niż żonę.
Niestety. O ile przerobienie kwestii syn czy córka okazało się po prostu głupią fanaberią, o tyle zdrowie dziecka to już rzecz niepodważalna. Tu niestety nie da się nic zrobić. Moja największa miłość jest i będzie niepełnosprawna. Moich uczuć to nie zmieni, ale gdy w gronie rodziny i znajomych rodzą się kolejne zdrowe dzieci, czuję żal i frustrację. Dlaczego my? Dlaczego ona? Gratuluję im kolejnych urodzin, a w środku coś we mnie pęka, że może to być moja lub żony wina. Jak mamy jej za kilka lat wytłumaczyć, że jest inna... Nie chcę zabierać mojego dziecka do innych dzieci, nie chcę, żeby czuła się inna. Boję się, że rówieśnicy będą ją traktować jako „coś”. Czuję, że zawiodłem jako ojciec, a przecież chciałem tylko, żeby mogła być zdrowa.
Każdego dnia przytłacza mnie to coraz bardziej i nie wiem już jak sobie z tym radzić. Najchętniej odebrałbym sobie zdrowie, aby nie czuła się w tym samotna.
to nie daj odczuc jej, ze jest niepelnosprawna, zabieraj gdzie inne dzieci, rozmawiaj, przekaz jej i pokaz wartosc siebie, niezaleznie od tego, jakiego jest sie wzrostu, usmiechu, chorob itd:) pokaz jej, ze warto zyc, nawet jak to powazna niepelnosprawnosc, zabieraj ja, pokazuj pasje, odkrywaj przed nia swiat:) gory, morze, podroze:D
Jeśli jest niepełnosprawna, to jest i tyle. Tego nie przeskoczysz. Jeśli np nie może chodzić, to ma zabierać ją na boisko? Na wycieczki w góry? Wtedy jeszcze bardziej odczuje swoją niepełnosprawność.
Nie no najlepiej to ją izolować od świata... Musi nauczyć się żyć z niepełnosprawnością tak normalnie jak tylko się da.
Musi się nauczyć żyć i ją zaakceptować, a nie udawać, że jej nie ma. Bo ma, to jest fakt. Pewnych rzeczy pewnie nie jest w stanie zrobić tak jak inni. "Nie daj jej odczuć, że jest niepełnosprawna " brzmi jak wypieranie, udawanie.
Nie, to nie jest wypieranie. Chodzi o normalne traktowanie dziecka. Rodzice osób niepełnosprawnych mają tendencję do popadania w skrajności w wychowaniu takiego dziecka. Zdarza się, że to dziecko izolują na siłę, tak by świat nie mógł go "skrzywdzić". Innym razem zdarza się, że rozpieszczają, by wynagrodzić to, że dziecko jest niepełnosprawne. I właśnie chodzi o to, by w ten skrajności nie popadać, a wychowywać dziecko tak normalnie, jak tylko się da. Nie chodzi o to, żeby udawać, że niepełnosprawności nie ma...
Musisz przede wszystkim traktować dziecko tak, by jak najmniej dać jej odczuć, że jest inna. Daj jej pobawić się z rówieśnikami. Odcinanie jej od środowiska i rówieśników nie da nic dobrego. Obecnie wychowujesz ją na odludka, osobę, która będzie się wstydzić swojej niepełnosprawności.
Wiesz, kiedyś dotarło do mnie takie zdanie, nie oddam tego w 100%, ale miało sens mniej więcej taki: mało być jak na cudownych wakacjach, mieliśmy wyglądać jak inni w raju, na cudownej plaży, razem z innymi rodzicami, a wylądowaliśmy w Holandii. Ale, jeśli będziemy skupiać się na tym, co straciliśmy, nigdy nie zauważymy, jak piękne są tulipany w Holandii.
Zauważ , co jest piękne i wartościowe w twoim życiu. To mówię ja, osoba związana z niepełnosprawnościami. Pozdrawiam. Ps. Jesteś wspaniałym ojcem. Dawaj miłość. Tylko i aż.
Tylko tyle i aż tyle.
Każda decyzja o dziecku pociąga za sobą konsekwencje. Decydując się na nie, decydujesz się na to, że może być niepełnosprawne. Twoi znajomi ze zdrowymi dziećmi mieli po prostu szczęście, że ich dzieci nie są chore.
Kolejny rodzic bluszcz. "Kocham córkę bardziej niż żonę", czyli utrudnisz jej (już utrudniasz w sumie) życie. Każdy chłopak będzie be, każdy znajomy, już ją trzymasz pod kloszem przez Ciebie się nie usamodzielni. Meh, zrobisz z niej damską wersję mamisynka o zepsujesz relacje z żoną. Ogarnij się.
To nie twoja wina ale też nie traktuj córki jak odmieńca i nie izoluj jej od ludzi
Trochę dla niektórych kontrowersyjne porównanie, ale - nie mam dzieci i nie będę miała, mam za to psa którego poniekąd traktuję jak swoje dziecko i który zaspokaja moją potrzebę poświęcania się dla kogoś, opiekowania itd. Kocham go nad życie i dałabym się za niego pociąć. I on również jest bardzo schorowany. Choroba mocno na niego wpływa, już od szczeniaka nie był typowym wesołym, niegrzecznym stworzonkiem. Nie ma na tyle energii żeby chodzić na bardzo długie spacerki albo biegać za piłką, a najgorsze jest to, że chce. Ma potrzeby jak każdy inny pies, potrzebę eksploracji, zabawy itd, a ma znacznie ograniczone możliwości ich realizacji. Jest mi z tego powodu przykro, ale nigdy nie zadałam sobie pytania dlaczego ja. W tym miocie urodziło się 9 szczeniąt, 8 pozostałych jest zdrowe, a to oznacza że 8 pozostałych właścicieli nie przechodzi przez to co my. Miałam ponad 88% szans na normalne życie z psem, a trafiłam na te 11% i jest jak jest. Wydaję kupę pieniędzy i tracę mnóstwo czasu na utrzymywanie go w na tyle dobrym stanie, na ile jest to możliwe, ze świadomością że pożyje 4, może 5 lat, kiedy przeżywalność w tej rasie to koło 14. Dopiero co go pokochałam, a połowa czasu już za nami. Ale zamiast myśleć "dlaczego ja" myślę "boże, dobrze że to ja" bo wiem jaki los spotyka takie pieski a on nie zasłużył ani na chorobę, ani na pewno na to, żeby go z tego powodu źle traktować, bo poza swoimi ograniczeniami jest wspaniałym, oddanym, grzecznym psem. Priorytetem przez te 4 lub 5 lat jest dla mnie zapewnianie mu rozrywek dostosowanych do jego możliwości, mimo że muszę się o to postarać znacznie bardziej niż inni właściciele. Na pewno są na świecie ludzie którzy daliby mu to samo, ale jest znacznie więcej takich którzy potraktowaliby go jak zepsutą zabawkę. Dlatego cieszę się, że jest mój. Oczywiście omija mnie problem tłumaczenia mu dlaczego jest inny bo psy nie postrzegają swojej niepełnosprawności w ten sposób, pewnie nawet nie wie że może być inaczej.
Dodam jeszcze że ja również kupując psa kierowałam się głównie tym, że chcę, żeby był aktywny. W głowie mialam wizję podbijania torów agility (to taki psi sport), zdobywania górskich szczytów, pływania razem, biegania, aportowania, szarpania itd. Jak jest w praktyce? O bieganiu nie mam nawet co marzyć, jego serce tego nie wytrzyma. Muszę mu ograniczać nawet krótkie podbiegi. Zamiast agility mamy psi fitness, bardzo delikatny. Kilka szczytów zdobyliśmy, ale 3/4 trasy nieśliśmy go na zmianę z partnerem, a to 30kg pies! Pływamy, ale on w kamizelce i ja holuję go za uchwyt tej kamizelki. To jego ulubiona forma spędzania czasu ❤ aportuje z wody, ale tylko na smyczy, bez podbiegania, po prostu podchodzi wolnym krokiem do zabawki i potem wolnym krokiem mi ją przynosi. Jest zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałam, 3 lata temu wizja funkcjonowania w ten sposób byłaby dla mnie katastrofą, a dziś już się przyzwyczaiłam i kocham patrzeć na jego szczęście. Wiem, że będzie mi brakowało tych upośledzonych aktywności kiedy on już odejdzie.
Jeśli mogę coś poradzić, Autorze, to starajcie się wraz z żoną myśleć też o sobie - jako para i jako indywidualne osoby. Korzystać z życia. Cieszyć tym, że jesteście chociaż wy zdrowi. W miarę możliwości podróżować, spędzać weekendy ze znajomymi, cała rodziną na powietrzu itp. W przeciwnym razie ten żal może w Tobie narastać, i skupić się w jakimś losowym miejscu np w poczuciu winy, nienawiści do innych rodziców, żalu do żony. I to ci zdominuje całe życie. Może to zabrzmi brutalnie, ale jest jak jest, jednego bardziej los doświadcza, innego mniej. Przykro mi, że na Ciebie padło. Ale nie zmienisz tego. Jednak nie pozwól choróbsku zdominować całego Waszego życia. Przesyłam dużo miłości Tobie, żonie i córeczce!
Ale właśnie to społeczeństwo napędza tę siatkę segregowania ludzi na zdrowych czyli lepszych i niepełnosprawnych czyli gorszych. Zaczęłabym od edukacji, zwłaszcza włączającej, która pokazuje, że nie ma czegoś takiego jak kategoryzowanie. Pracuję z osobami niepełnosprawnymi, więc wiem o czym mówię. A to są ludzie tacy sami jak ci wszyscy "pełnosprawni".
Twoja córka zawsze będzie inna niż większość jej rówieśników, postaraj się jej wyjaśnić świat, pozwolić zrozumieć, dlaczego mogą się z niej śmiać czy obrażać. Buduj jej poczucie własnej wartości. Im bardziesz ją izolować, tym większa krzywda jej się przytrafi, gdy w końcu trafi między rówieśników.