#az36N
Planujemy z narzeczonym wziąć ślub za 2 lata. Problem w tym, że nigdy nie umiałam zawierać relacji. Nawet jeśli początek zaczynał się dobrze, w końcu coś palnęłam albo zrobiłam i... samoistnie relacja się urywała. O ile nie przepadam o tym mówić, w tej historii to dość istotne – mam ASD (Aspergera). To powoduje, że nie czuję się komfortowo, poznając kogoś, a przede wszystkim utrwalając poznane znajomości. Nie wiem, jak to się robi. A brutalna prawda jest taka, że albo wyjdziesz z inicjatywą, albo nikt się do ciebie nie odzywa. Nie udało mi się na studiach nikogo poznać. Pewnie głównie z mojej winy, ale ja nie o tym.
Stresuje mnie sama myśl o ślubie z jednego powodu. Gdy powiedziałam mojej znajomej o zaręczynach, spytała się sarkastycznie, czy będzie jedyna na tym weselu (widzimy się raz na ruski rok, trochę piszemy, kontakt się lekko urwał po liceum). Zaśmiałam się i zmieniłam temat. Ale od tej pory faktycznie zaczęłam się martwić. Nie mam nikogo, kto mógłby być moją druhną. Pierwotnie planowałam ją poprosić, skoro znamy się od... 5 lat? Jakoś tak. Ale po tym żarcie już sama nie wiem. Może przesadzam? Mój narzeczony to z kolei całkowite moje przeciwieństwo; multum znajomych, dusza towarzystwa. Wstępnie wygląda to tak, że z mojej strony będzie tylko rodzina i ta koleżanka.
Zazwyczaj nie potrzebuję innych, dobrze mi w „swoim świecie”. Ale jak tylko myślę o tym, że nie mam z kim zrobić wieczoru panieńskiego, nie będę miała zdjęć z druhnami... jest mi przykro. Uderzają wtedy wszystkie kompleksy naraz. Że nigdy nie będę na tyle ciekawa i „normalna”, aby udało mi się zdobyć relację na dłużej. I że na starość będę sama. Nie dlatego, że wszyscy są źli. To będzie tylko i wyłącznie moja wina.
Nie ma żadnego obowiązku robienia imprezy na 100+ osób, do ślubu wystarczą przyszli małżonkowie i świadkowie (wymóg prawny), a reszta to opcja.
Rodzice, rodzina, świadkowie, i może po 2 znajome pary. Zrobisz wesele na max 20osob za 3-4tys. Po co ci wielka pompa dla poklasku?
Powiem tak pierdol tych "normalnych". Ja np. mam schizofrenię paranoidalną i mnie "normalni" tak samo traktują. Ale zacząłem nawet przez Internet nawiązywać znajomości z mojej grupy docelowej i co się okazało, że najlepiej dogaduję się z osobami ze wszelkimi rodzajami z tzw. zaburzeń medycznych, które leczy się w większości objawów dlatego, że przeszkadzają one tym tzw. normalnym. Mi najlepiej się gada ze schizofrenikami. Tobie też polecam zapoznać osoby z Aspergerem. Jest duża większa szansa, że Cię zaakceptują niż ci co się za normalnych uważają. Lub chociaż wspólne pasje, wspólne poglądy polityczne, wspólna praca lub nawet tym wypadku wspólne cechy charakteru. Ja jestem kimś pomiędzy sangwinikiem a flegmatykiem a całe życie praktycznie miałem pecha trafiać na choleryków lub neurotyków. Trzeba szukać podobnych sobie. Uwierz mi ja chciałem się całe życie dopasować tylko ci pożal się boże normalni nie chcieli więc uwierzyłem w końcu słusznie że to ich strata a nie moja. Od tego czasu czuję się dużo dużo lepiej.
Jakbym czytała o sobie. Gdybym miała brać ślub, też nie miałabym kogo wziąć na druhnę. Nie układa mi się z ludźmi. W dzieciństwie normalnie bawiłam się z dziećmi. Problem się pojawił, gdy skończyły się zabawy, a zaczął etap rozmów. Dokuczano mi w szkole, bo dobrze się uczyłam. Jedna z najwyższych średnich bez większego wysiłku. Nie przeklinałam, nie podrywałam chłopaków od 10. r. ż., jak niektóre dziewczyny z klasy. Nie odkrywałam ciała i się nie malowałam. Interesowała mnie nauka, zwłaszcza kilka przedmiotów, książki, filmy, filozoficzne rozważania, opowiadanie historyjek, moich, czy słuchanie, jak ktoś opowiada. W dzieciństwie spędzałam czas z dorosłymi. Opowieści o wojnie, dzieciństwie moich dziadków, o tym, na co kto z rodziny choruje albo umiera, były mi bliższe niż rozmowy koleżanek o boys bandach. Potem u mnie w domu zaczęły się problemy, byłam bardzo nieszczęśliwa i nie umiałam cieszyć się życiem. Starałam się to ukrywać. Miałam opinię dziwnej, ale jak czytam objawy Aspergera albo autyzmu, to jedyny jaki mam, to problem z nawiązaniem i podtrzymaniem relacji. Zdarzało się, że miałam znajomych, koleżanki czy nawet przyjaciół, ale relacje zwykle kończyły się po kilku miesiącach. Max 2 lata. I tyle. Znowu nie mam prawie nikogo. Próbowałam już wszystkiego. Garnęłam się do ludzi, proponowałam spotkania, imprezy, większość się odbywała Ale nie umiałam zatrzymać przy sobie tych ludzi. W pewnym momencie założyłam maskę osoby wiecznie uśmiechniętej, przyjaznej. Z miną wiecznie lekko zadowoloną, no bo takie osoby są lubiane, ale to też nie pomogło. Za to osoby dziwne, wykluczone, z problemami, zwłaszcza psychicznymi, uwielbiają mnie. I osoby starsze pokolenie albo dwa. A ja chciałabym żyć normalnie!
A przeszkadza Ci kontakt z osobami starszymi o pokolenie?
Też mam Aspergera i szczerze i bez złośliwości pytam: jak stworzyłaś tak głęboką relację?
Typuje na to, ze partner naprawde zrozumial istote problemu, zaakceptowal to i dostosowal sie.
Byłam późno zdiagnozowana (20 lat). Musiałam nauczyć się, jak rozmawiają osoby "normalne". Dzięki temu stworzenie relacji "jako tako" mi wychodzi. A poznaliśmy się...cóż, miało to być fwb xd Tak się jakoś ułożyło, że on chciał czegoś więcej niż ja. I przejął inicjatywę.
A i stwierdziłem że ze swoją partnerką weźmiemy ślub jeśli się zdecydujemy, całkiem sami, nawet jeśli miałoby to oznaczać że świadkami w Urzędzie będzie kierownik Urzędu Stanu Cywilnego i jego sekretarka. Lepiej kasę przeznaczoną na weselę i ślub, który robi się na pokaz dla rodziny, wydać na podróż poślubną. To wy macie być szczęśliwi a nie wasza rodzina i znajomi co się tylko nażrą i napiją za darmochę.
Znajoma wzięła ślub na wakacjach nikomu nic nie mówiąc. Świadków wynajęła, a rodzina o wszystkim dowiedziała się oglądając zdjęcia z tych wakacji. Zdjęcia niesamowite, bo miasteczko urokliwe.
Jeśli się zdecydujecie na ślub, to możecie w ten sposób. Skoro i tak chcecie wydać
kasę na podróż poślubną, to możecie urozmaicić wspomnienia. Oczywiście znajoma miała to zaplanowane i zorganizowane wcześniej wszystko. Tak czy owak ze ślubem czy bez, życzę wam szczęścia!
To się nie żeńcie.
Mam podobnie ale trochę z innych powodów. Jestem dosyć towarzyska i otwarta ale u mnie 99% relacji z innymi ludźmi opiera się na luźnej znajomości, pogadam, popisze, spotkam się na piwo ale nie jest to żadna większa przyjaźń. Takich znajomych zmieniam jak rękawiczki i ilekroć poznaje kogoś nowego to tamte znajomości podupadaja i pojawiają się nowe. Dlatego też na moim weselu będą tylko moje 2 koleżanki, takie z którymi znam się od lat i je szczerze lubię. Mój partner za to będzie miał 30 kolegów więc różnica sporą. Czy mi z tego powodu głupio? Absolutnie nie. To moje wesele, moje zasady, a zapraszam ludzi życzliwych sobie, którzy nie zrobią z tego problemu i nie będą mnie obgadywac. Nie przejmuj się. Jednak jeśli tak bardzo ci to przeszkadza to trenuj poznawanie nowych ludzi: nawet luźne rozmowy w barach po jednym czy dwóch piwach na odwagę. Nie robiłabym na twoim miejscu tylko niczego na sile bo "tak wypada". To twoja impreza, róbta co chceta
Mam nadzieję że rozmawiałaś o tym z mężem? Wyjaśnijcie sobie wszystko wcześniej bo wesele to spore wydarzenie i złe emocje mogą ci to popsuć. Jedna dobra przyjaciółka jest lepsza od 10 znajomych, nie masz się czym przejmować.
Ja wogóle nie wyobrażam sobie własnego wesela, nikt mnie nie pokocha, umrę samotny, nie da się wyleczyć z asd.
W sumie możesz poprosić o bycie druhną kilka osób. Nawet koleżankę Twojego partnera, która w miarę lubisz. Zawsze powód by kogoś lepiej poznać.
Poza tym- czy to źle? Z strony mojego partnera też była jedna osoba nie licząc rodziny, jego świadek. Z mojej nie licząc rodziny- dwie osoby. I było fajnie :D
Wieczór panieński możesz zrobić i we dwie, lub zaprosić kogoś z stracony partnera.
Btw. Mając tysiąc znajomych i za rok możesz być sama.