#rc7wC

Gdy się urodziłam, moja mama wpadła w poważną depresję poporodową. Po latach mi wyznała, że myślała wtedy o zabiciu siebie i mnie. Że raz rzuciła mną z całej siły o łóżko. Miała rzucić o podłogę, ale w ostatniej chwili zmieniła tor lotu.
To było ponad 30 lat temu, na małej wsi. Nikt wtedy nie mówił o depresji poporodowej i psychoterapii. Nikt nie wiedział, co to takiego.
Na szczęście mój tata jest bardzo mądrym człowiekiem. Zauważył, że coś jest nie tak z mamą, porozmawiał z nią, w końcu postanowił ją wysłać za granicę do jej siostry, żeby mama odpoczęła. Miałam wtedy 6 miesięcy. Mama wyjechała i nie było jej ponad pół roku. W tym czasie opiekował się mną tata, pomagali mu dziadkowie i ciotki z wujkami. Praktycznie cała rodzina się przejęła i zaangażowała. Robili zmiany przy opiece nade mną, gdy tata szedł do pracy albo potrzebował się przespać. Mama wróciła, gdy miałam trochę ponad rok i już chodziłam. Przegapiła moje pierwsze kroki, pierwsze wypowiadane słowa. Ale nigdy nie miałam do niej o to żalu. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że zadbała wtedy o siebie i swoje zdrowie. Cieszę się, że mam na tyle dużą i zgraną rodzinę, że moja mama miała taką możliwość. Decyzja, którą wtedy podjęli, świadczy o ogromnej miłości do mnie i do siebie wzajemnie.

Dziś mam świetny kontakt z mamą, zawsze zresztą miałam. Kocham moich rodziców, są najwspanialszymi ludźmi na świecie. Ich relacja to dla mnie przykład tego, jak powinien wyglądać związek i prawdziwa miłość. Są małżeństwem ponad 30 lat, a wciąż chodzą wszędzie za rękę, siedzą przed telewizorem wtuleni w siebie, wyznają sobie miłość każdego dnia, dbają o siebie wzajemnie i we wszystkim się wspierają. Mnie i moje rodzeństwo też. Dali nam mnóstwo miłości i ciepła, za co będę im wdzięczna do końca życia.

Cieszę się też, że w dzisiejszych czasach kobiety mają możliwość skorzystania z pomocy psychologów, psychoterapeutów. Cieszę się, że świadomość na temat zdrowia psychicznego wciąż rośnie, a same choroby coraz rzadziej są piętnowane. Gdy moja mama po latach zrozumiała, że to, przez co wtedy przechodziła, było depresją poporodową, w końcu była w stanie sama sobie wybaczyć.

Piszę to wyznanie, patrząc na moich rodziców lepiących pierogi na Wigilię. Śmieją się, żartują i popijają grzane wino z omączonych i oblepionych farszem kubków. W tle lecą świąteczne piosenki. Schowam sobie ten obraz w specjalnej szufladce na najpiękniejsze wspomnienia z mojego życia.
ZjadaczCzasu Odpowiedz

Fajne wyznanie.
Normalnych rodzin, mądrych ludzi w wartościowych związkach, jest więcej. W końcu "tylko" połowa małżeństw się rozwodzi ;) Można założyć, że wiele z tej drugiej połowy, jest naprawdę na poziomie.

Dragomir Odpowiedz

Jakie to niesprawiedliwe. Mały koń bryka już kilka godzin po porodzie. Oczywiście nie jest jeszcze samodzielny, ale przynajmniej łazi za mamą i się "uczy" życia. A mały człowiek rok potrzebuje żeby nauczyć się stać na nogach i chodzić, jeszcze więcej żeby gadać a i tak to co mówi to bzdury. Ale to poświęcenie reszty rodziny dla jednego dziecka jest straszne. Wiem że tak jest, taka jest nasza biologia ale w porównaniu do zwierząt mamy dużo gorzej pod tym względem.

MaryL

Z tego co wiem wynika to z chodzenia na dwóch nogach i mocno rozwiniętej mózgoczaszki. Po przyjęciu prostej postawy kształt naszej miednicy na tyle uległ zmianie, że niemożliwe byłoby przejście głowy dziecka, które jest na takim etapie rozwoju, na jakim rodzi się koń. I w ogóle, to dziecko po porodzie też wie jak chodzić, biegac, ale nie może tego zrobić, bo ma za słabe mięśnie. Są takie doświadczenia z podtrzymywaniem postawy dziecka. I ostatni fun fact, przez właśnie naszą budowę, poród u ludzi jest dużo bardziej bolesny niż u innych zwierząt. (Jeśli coś źle mówię, to nie krzyczcie, mogłam coś źle zapamiętać)

Dragomir

Ogólnie to nie mówisz źle. Tylko tu bym sie zastanawiał, czy o "siłę" mięśniową małego dziecka chodzi. Znaczy, głowa jest proporcjonalnie duża do ciała, więc mięśnie muszą mieć na tyle siły by ją też dźwigać ale tu chodzi też o mechanizmy posturalne, mechanizmy podporowo-wyprostne oraz koordynację tego wszystkiego, a do tego potrzeba mnóstwo synaps, które w ciągu dwóch pierwszych lat życia mają największy przyrost ilościowy. No i odruchy pierwotne, które jeśli nie zostaną zintegrowane, niejako "przykryte" tymi bardziej dojrzałymi lub "wygaszone" (teoria zależy nieco od szkoły, której zwolennikiem jest wykładowca), póki to jest nastąpi niemożliwe jest dobre skoordynowanie motoryki.

Ale tak, ogólnie masz rację ;)

Dodaj anonimowe wyznanie