#uaAVy
Teraz pewnie zostanę zlinczowana przez wszystkie kobiety marzące o wielkiej miłości jak z bajki. A ja uwielbiam mojego partnera, ale rozumiem, że ma swoje potrzeby. Powiedziałam mu, że jeśli kiedykolwiek miałby ochotę na skok w bok, to nie będę mieć do niego pretensji, ale niech się zabezpieczy. Z okazji nie skorzystał. A raczej prawie nie skorzystał, bo zdarzyło mu się całować z dziewczyną poznaną na imprezie u znajomych. Nie sprawiło to, że przestał mnie kochać i poleciał za nią. Spełnił swoją fizyczną potrzebę bliskości, którą miał przez to, że nie widzieliśmy się trzy tygodnie. Nasz związek w żaden sposób na tym nie ucierpiał.
To, że ktoś zdradza, nie zawsze oznacza, że nie kocha. Dla mnie bardziej liczy się emocjonalna wierność niż ta fizyczna.
Niby spoko, niby w porządku, nie mam nic do otwartych związków no bo przecież nie będę ludziom mówiła, jak mają żyć, ale doprawdy zadziwia mnie to, z jaką pewnością twierdzisz, że wiesz co on robi, co on czuje itd. To nie świadczy o tym, że jesteś rozsądna. Ja mieszkam ze swoim partnerem, jestem świadoma że nawet gdyby chciał mnie zdradzać to ze względu na to ile pracuje byłoby to logistycznie trudne (nie niemożliwe), ale nie posunęłabym się do twierdzenia że "na pewno mnie nie zdradza". Mam nadzieję, że mnie nie zdradza, poniekąd wierzę, że tego nie robi, nie daje mi powodów żeby uważać że jest inaczej, nie podejrzewam go o to - ale no halo, to jest drugi, samodzielny, rozumny człowiek, nie jesteśmy połączeni telepatią żebym mogła mówić "nasz związek w żaden sposób na tym nie ucierpiał". Ile to już było takich historii. Ty naprawdę myślisz że on by Ci się przyznał? Zwariowałaś chyba. Pamiętaj, że związki nie sypią się z dnia na dzień. On nie zostawi Cię 15 minut po tym, jak się pocałuje na imprezie z nową koleżanką. Nie zostawi Cię też 15 minut po tym, jak się z nią prześpi i uzna że jest mu z nią lepiej niż z Tobą. Poczeka, wybada grunt, da sobie czas na zastanowienie a Ty dowiesz się ostatnia. Oczywiście, może też być tak, że nie skorzysta z Twojego przyzwolenia. Albo skorzysta, ale fajerwerków nie będzie, nic z tego nie wyniknie i będziecie żyć długo i szczęśliwie, ale Ty nie możesz być tego niestety pewna (przy czym, bez zgody na seks z innymi też byś nie mogła).
Mam też wrażenie, że gdyby z tyłu Twojej głowy nie było zawahania, niepokoju, niepewności, to nie byłoby też tego wyznania.
"Spełnił swoją fizyczną potrzebę bliskości, którą miał przez to, że nie widzieliśmy się trzy tygodnie. Nasz związek w żaden sposób na tym nie ucierpiał."
Ach jaka ładna racjonalizacja.
No właśnie to trochę brzmi, jakby autorka odgórnie pozwalała na zdradę, bo wmówiła sobie, że wtedy mniej ją to zaboli.
@Hvafaen
Mnie to w ogóle zastanawia. Rozumiem wysokie libido, ale tym można zająć się samemu. Jak ktoś absolutnie musi(?!) uprawiać z kimś seks nawet, jeśli ma partnera, to jest po prostu niewolnikiem swojego libido. Ale ja jestem mało kochliwa, więc może dlatego nie rozumiem ;)
@Hva, to nawet zrozumiałe. Nikt nie da mu się bić po twarzy jak ty, a bez tego mu nie drgnie, if ju noł łot aj min.
"Mimo iż mieszkamy prawie 400 km od siebie, nasz związek nie przechodził żadnych kryzysów, nie kłócimy się."
Wasz związek nie przechodzi kryzysów, bo w zasadzie nie istnieje. Nie mieszkacie razem, to o co tu się kłócić? Chłop przyznał, że całował inną, więc można się domyślać czego nie przyznał. Planowanie wspólnej przyszłości to miła rozrywka i w sumie nic więcej.
To nie jest nawet otwarty związek, bo w otwartym związku ludzie ze sobą żyją, a nie tylko spotykają na seks i wymieniają planami na przyszłość.
Uważam podobnie
Nie zgadzam się z tobą w jednej kwestii. Legalna zdrada to dla mnie nie zdrada. Masz prawo do takiego typu związku i luźniejszego podejścia co do więzi fizycznej (bliżej temu do otwartego związku po prostu) i nie uważam, żeby to było coś oburzającego. Każdy sam decyduje, co dla niego jest zdradą i powinien to omówić z partnerem. Po prostu nie nazywaj tego zdradą, bo to brak szacunku do tych wszystkich osób, które zostały zdradzone. Przy zdradzie przynajmniej jedna osoba cierpi.
Nigdy o tym nie myslam, ale faktycznie masz rację
Może dlatego się nie kłócicie, że nie mieszkacie razem :)
Jaka zdrada, skoro dałaś mu już przyzwolenie? To nie będzie zdrada, więc nie wypowiadaj się o zdradach i miłości.
Bardzo mi się podoba podejście autorki. A Wy, drodzy komentujący, to swoich partnerów zamknęlibyście w pokojach bez okien i zakazalibyście im o czymkolwiek myśleć, oprócz Was, bo z chwilą związania się z Wami staje się on waszą bezwzględną własnością i niewolnikiem bez żadnych praw. Szkoda, że nie zdajecie sobie sprawy z tego, że takim zachowaniem powodujecie, że ci Wasi partnerzy zostają przytłoczeni i zaduszeni w tym związku, co w efekcie daje szybki jego rozpad. A potem żalicie się na Anonimowych, jacy to oni źli byli, bo Was zdradzili, a zdradą było pochwalenie wyglądu koleżanki i rozmowa z nią. Chorzy jesteście i strasznie niepewni siebie. Szkoda mi Was.
Rozumiem, że albo otwarty związek, albo zamykanie partnera w piwnicy i absolutnie nie ma nic po środku?