#xCczf
To znaczy, nie zawsze, choć jeszcze kilka miesięcy temu było znacznie gorzej i powtarzało się niemal co noc. Wpadam w jakąś "histerię" (nie wiem, czy to trafne określenie), boję się zgasić światła, boję się, że jeśli zasnę, to w nocy może stać się coś złego i/lub że już się nie obudzę.
Kilka miesięcy temu w nocy zmarł mój tata. Był chory, stracił przytomność, obudził mnie krzyk matki. Później pamiętam tylko, jak w ogromnym stresie nie potrafiłam przypomnieć sobie numeru na pogotowie, jak matka próbowała ułożyć tatę w bezpiecznej pozycji, jak sama nie wiedziała co robić. Jak dzwoniła do ciotki (jej siostry) mieszkającej niedaleko, żeby przyszła, a ja w samej piżamie, mimo zimy, pobiegłam na zewnątrz, żeby poczekać na karetkę i nakierować ją do naszego domu. Jak każda minuta cholernie się ciągnęła. I wspólna modlitwa, gdy było już pewne, że jest za późno.
To odbiło się na mnie na tyle mocno, że przez pierwsze kilka miesięcy nie mogłam spać, a jeśli już zasnęłam, prawie zawsze budziły mnie koszmary. Psycholog jak na razie nie pomógł.
Cóż, chciałam się tylko wyglądać. Miłego dnia, anonimowi!
Umrzeć we śnie to moje marzenie odnośnie śmierci. Po prostu zasypiasz a budzisz się już po drugiej stronie.
Albo nie budzisz się wcale
Jeśli nie wiesz, że umierasz to w przypadku pobudki po drugiej stronie możesz pomyśleć, że zwariowałeś. Dość koszmarne moim zdaniem.
Po śmierci taty przez kilka miesięcy nie byłam w stanie spać w sypialni (we własnej sypialni, we własnym domu). Moja mama zmarła w swojej sypialni, a po kilku latach tata zmarł też w sypialni we śnie. Moja głowa ubzdurała sobie, że w łóżku sypialnianym się umiera... spałam w salonie na kanapie. W końcu to minęło i już jest wszystko ok. Tobie też tego życzę autorko!
A traumatolog?