#Tt4tN

Gdy miałam 8 lat, mama wysłała mnie na kolonię. Dzieci z obozu mnie nie lubiły, ale miałam jedną koleżankę, Kasię, z którą spędzałam większość czasu.
W naszym pokoju było pięć dziewczynek i dwie „opiekunki” w wieku 16-17 lat. Każdego dnia po obiedzie było półtorej godziny czasu wolnego, tzw. cisza poobiednia. W tym właśnie czasie każdy kto chciał wychodził do innego pokoju – do sióstr, kuzynek czy przyjaciółek, które też były na tym obozie. Każdego dnia w czasie przerwy po obiedzie w pokoju zostawałam ja, Kasia i jedna z opiekunek – Asia. Każdego dnia do pokoju przychodził do nas chłopak Asi i kładł się do niej na łóżku. Najczęściej po chwili Asia z chłopakiem przechodzili do seksu, nie wiem jak mogli się skupić na sobie, gdy razem z nimi w pokoju siedziały dwie dziewczynki. Zawsze zamykali też drzwi kluczem, który miał chłopak Asi, więc nie miałyśmy szans na wyjście z pokoju. Działo się to prawie codziennie, a czasem budziłam się przez ich okrzyki w nocy.

Do dziś wszelkie nawiązanie do seksu mnie brzydzi.

#1gSby

Od czasów szkoły podstawowej (obecnie zbliżam się do 30.) cierpię na nadmierną potliwość. Najbardziej pociłam się na dłoniach i pod pachami. Wszelkie antyperspiranty, blokery i inne smarowidła zawiodły, kolejne wizyty u lekarzy też nie wnosiły nic odkrywczego.
Tuż po maturze, przeglądając różne fora internetowe, natrafiłam na wpisy o zabiegu ETS, czyli inaczej sympatektomii piersiowej. W pierwszej chwili pomyślałam, że to pewnie jakaś droga procedura, którą można wykonać tylko za granicą, a tu zdziwienie, zabieg można wykonać w Polsce, i to na dodatek na NFZ. Nie wahałam się ani chwili, natychmiast umówiłam się na wizytę, dostałam skierowanie do szpitala, zabieg się odbył…
Teraz z perspektywy czasu wiem, że działałam zbyt pochopnie, nie poczytałam więcej, nie sprawdziłam opinii, nie poczytałam artykułów naukowych, po prostu usłyszałam, że ten zabieg działa, jest łatwo dostępny i refundowany, więc bez zastanowienia się zdecydowałam. Wtedy byłam bardzo zmęczona problemem nadmiernej potliwości i zdesperowana, by coś z tym zrobić, dlatego działałam tak pochopnie.
Po prawie 10 latach sytuacja wygląda tak: dłonie owszem, są suche, i to jedyny plus. Pachy po kilku latach zaczęły pocić się znowu (może nie tak jak przed zabiegiem, ale też nadmiernie) ,dodatkowo pojawiło się tzw pocenie kompensacyjne. Jest to najczęstsze powikłanie tego zabiegu – po przecięciu odpowiednich nerwów przestają się pocić np. dłonie, za to nadpotliwość pojawia się np. na plecach, brzuchu czy w jeszcze innym miejscu. Jak ktoś ma szczęście, to pocenie kompensacyjne jest minimalne i akceptowalne, ja tyle szczęścia nie miałam i nie mam.
Przez pierwsze dwa lata rzeczywiście prawie tego nie odczuwałam, ale później z roku na rok zaczęło się pogarszać. U mnie kompensacja występuje na plecach, pod biustem, na brzuchu, pośladkach. Wystarczy spacer szybszym krokiem czy wyższa temperatura i z człowieka się leje. Teraz latem każda koszulka, którą ubiorę, po 20 minutach od założenia jest po prostu mokra jak po praniu, nawet spodenki ubieram tylko czarne, bo na kolorowych widać, że mam mokrą plamę na tyłku, jakbym się zsikała.
Podsumowując, to bilans tego wszystkiego wychodzi na minus. Suche dłonie owszem, cieszą, ale co z tego, jak pot leje się z każdego innego miejsca na ciele.
Morał jest taki, że jak podejmuje się decyzje dotyczące ważnych spraw, np. własnego zdrowia, trzeba poczytać, dowiedzieć się, sprawdzić, poszukać i 100 razy się zastanowić. Niby oczywiste, ale ja tego nie zrobiłam i teraz płacę za to wysoką cenę.

#ocqUp

Mam dużo rodzeństwa, przez co często zajmuję się młodszymi (dwójką 2-6 lat). Niby to nic dziwnego, jednak zajmuję się nimi tak często, że wiem, że nie chcę mieć dzieci w przyszłości, po prostu mi się już odechciało. Żadne z moich znajomych tak nie ma. Często jak przychodzą do mnie znajomi, to ja muszę zajmować się moim młodszym rodzeństwem. Jest to czasami frustrujące.
Wiem, że kiedyś to było normalne, że starsze rodzeństwo zajmuje się młodszymi i w ogóle, ale mam wrażenie, że to ja wychowuję moje młodsze rodzeństwo.
Mam dość dzieci i boję się macierzyństwa, że jak już będę miała swoje dzieci, to nie będę potrafiła ich kochać, cieszyć się z nimi, bo będę już tym zmęczona.
Nie mam chłopaka, bo nie mam czasu poznać nikogo nowego.
Za niedługo kończę 18 lat, nie chcę być jeszcze dorosła, ale z drugiej strony chcę trochę wolności.

Przesadzam? Może ktoś też tak ma?

PS. Moja rodzina to nie jest żadna patologia.
Postac Odpowiedz

Nie przesadzasz. Normalna jest pomoc rodzicom, ale nie sytuacja, gdy Ty nie masz swojego życia, tylko musisz zajmować się rodzeństwem.

Zobacz więcej komentarzy (4)

#tyibg

Jakiś czas temu zerwała ze mną dziewczyna, byłyśmy razem dwa i pół roku, co jest szmatem czasu dla nastolatka. Powodem zerwania było to, że mamy inne podejście do życia i się nie dogadujemy. Dalej myślę, że może uda mi się to odratować. Chociaż wiem, że to już nie wróci. Czuję pustkę, której nie jestem w stanie zastąpić. Umówiłam się nawet na seks z facetem z internetu, jednak kiedy tylko zrozumiałam, co może nade mną wisieć, skasowałam wszystkie zdjęcia, jakie mu wysłałam i zablokowałam na wszystkich portalach, na których mnie miał. Szczerze, boję się, że on to pobrał i może gdzieś udostępnić. Będę nad tym myśleć dniami i nocami, chociaż wiem, że zrobiłam co mogłam.
Tak bardzo brakuje mi relacji z nią, że myślałam, że mogę ją zastąpić zwykłym seksem. Jednak teraz wiem, że nie mogę i że tylko się bardziej skrzywdzę. Chciałabym znowu znaleźć kogoś, z kim mogę być i kogoś, kto mnie zaakceptuje. Chociaż wiem, że prawdopodobnie nikt nigdy mnie nie będzie chciał, zwłaszcza z takim charakterem czy tym, że mam nadwagę.
Boję się, że zostanę całkowicie sama.

#Wo3bn

Stoczyłem się... Miałem wszystko, piękną i inteligentną narzeczoną, nie najgorszą pracę, wizję na rozwój zawodowy, z czasem nawet może pójść na studia.
Niestety nabroiłem. Dwa razy...
Raz dałem się zmanipulować, przez co oszukałem ukochaną. Ciężkie przeżycie, ale jakoś powoli udało mi się powoli wychodzić z problemów, w jakie wpadłem. Ukochana mi wybaczyła, ale nie zapomniała. Starałem się to naprawić, wspierać ją jak potrafiłem. Jednak wsparcie, które jej okazywałem, nie było takie, jakie powinno być. W naszym związku zaczęło się sypać. Ja popadałem w depresję, ona się dystansowała. Parę dni temu szambo wywaliło...
I to był drugi raz.
Nie wytrzymałem. Próba samobójcza. Telefony od siostry i ukochanej. Jej twarz, jak mnie znalazła, policja, pogotowie...
Jej twarz. Najpiękniejszy i najstraszniejszy widok, jaki mogę sobie w tej chwili wyobrazić. Piękna ukochana osoba, strach w jej oczach. Ból, ogromny ból, psychiczny. Szpital, badania, leki, w głowie miliony myśli. Powinienem podobno skupić się na sobie. Nie umiem, choć próbuję. Bo wiem, że to jedyna szansa na naprawienie tego, co się stało. Kiedy jednak wypływają myśli o jej stracie, to mam ochotę na powtórkę, ale tym razem skutecznie.

#gIuZJ

Według innych jestem koszmarem ich życia, a dla innych osobą idealną, perfekcją. No więc jestem taką dosyć kontrowersyjną osobą.

Nie byłam lubiana w podstawówce, w klasie miałam samych durniów (jeżeli chodzi o chłopaków, tylko dwóch z nich zachowywało się normalnie). To chyba niczego nie ma wspólnego z całym wyznaniem, albo i ma. Ogólnie.. ludzie mnie nie lubią za to że bardzo często krytykuję i komentuję wszystko wokół, za dużo oceniam ludzi, nie cierpię, jak ktoś na siłę próbuje coś zrobić albo być śmieszny (jak ci wspomniani durnie z mojej klasy, dlatego ich nie lubiłam), nie lubię też bardzo, jak ktoś sobie za dużo pozwala, myśli, że może zrobić wszystko co mu się podoba i w tym miejscu przekracza granicę, robi z siebie ofiarę. Nienawidzę narcyzów.

A z drugiej strony ludzie mnie kochają. Zawsze jestem szczera, nigdy nie kłamię (musiałoby się stać coś żenującego żebym to zrobiła!), bardzo bezpośrednia, mówię wszystko, co od razu przyjdzie mi do głowy, od serca. Nie lubię kłamstwa ani kłamać, dlatego nigdy tak nie robię. Żartuje o wszystkim, w danej sytuacji się ograniczam, ale znam też granice: nie robię żartów o np. gwałcie, bo wiem, że tak nie wypada!

No to tak.. trudno.
Dantavo Odpowiedz

Niektórzy Cię lubią, a niektórzy nie. To tak jak w sumie wszystkich ludzi...

Odpowiedzi (1)
Zobacz więcej komentarzy (3)

#WX9sF

Jestem protokolantką w sądzie karnym. Policja często doprowadza do nas ludzi zakutych w kajdanki. Wiem, że to niepoważne i niemoralne, ale niektórzy z tych złych panów przyprawiają mnie o szybsze bicie serca. Te kajdanki, pięknie zbudowane ciało, tatuaże i twarz bandyty sprawiają, że czuję to coś. Nie mówię tu o stałym związku, bo to niepoważne, ale w moich marzeniach kreują się marzenia z takim mężczyzną. Wyobrażenie sobie, co by było, gdybyśmy zostali sami... Często kiedy kochamy się z mężem zamykam oczy i wyobrażam sobie tego złego pana. Nikomu o tym nigdy nie opowiedziałam, lepiej zachować to dla siebie, wstyd mi za takie myśli.

#Ex2BP

Dziś byłam u kosmetyczki na brwi, chodzę do niej od dłuższego czasu, ale po dzisiejszej sytuacji chyba ze wstydu się tam więcej nie pojawię. 
Wszystko było jak zawsze, jednak w pewnym momencie zrobiło mi się słabo, nie byłam w stanie wstać z fotela, więc złapałam co miałam pod ręką, a mianowicie kosz na śmieci, i zwymiotowałam. Po tym poczułam się jak nowo narodzona, wszystko ustąpiło. Usługa dokończona, zostawiłam napiwek i szybko uciekłam. Gdy tylko o tym myślę, jest mi wstyd.
Postac Odpowiedz

Bardzo ładnie zwymiotowałaś do kosza, a nie na kosmetyczkę.

coztegoze2 Odpowiedz

Kosz się łatwo myje. Gorzej jakby to była podłoga albo osoba. Albo jeszcze gorzej jakbyś zwymiotowała na fotel/ leżankę. Luz.

Zobacz więcej komentarzy (1)

#DuueK

Moja mama jest alkoholiczką. Przez pierwsze lata jej nałogu strasznie się tego wstydziłam, nie mówiłam o tym nikomu i każde problemy jakie były w domu przeżywałam sama, płacząc po cichu i tłumiąc w sobie emocje. Z czasem przyzwyczaiłam się do tego, ale pomimo to w każdy możliwy sposób próbowałam odciągnąć mamę od picia. Próbowałam ją idealizować i zwalać całą winę na jej partnera, bo to po jego poznaniu zaczęły się problemy z alkoholem, ale z czasem dotarło do mnie, że gdyby nie chciała, toby nie piła. Będąc w podstawówce pierwszy raz otworzyłam się przed kimś i powiedziałam o swoich problemach w domu. W pewien sposób mi to pomogło, bo kiedy miała miejsce kolejna awantura albo dochodziło do przemocy, to miałam się komu wypłakać i dostać wsparcie. 
Obecnie mam 16 lat, chodzę do liceum i jestem już na skraju załamania nerwowego. Kompletnie nie radzę sobie z sytuacją w domu, jest gorzej niż kiedykolwiek było. Nie mam z kim o tym porozmawiać ani zwrócić się o pomoc. Kiedy myślę o tym, że muszę wytrzymać tu kolejne 2 lata, to jest mi słabo. Moja mama się stoczyła, jest wrakiem człowieka, a o jej partnerze nawet nie będę wspominać. Wydaje im się, że jeśli chodzą do pracy i piją dopiero po powrocie do domu, to wszystko jest okej. Próbowałam przemówić do mamy groźbą, prośbą, a nawet błaganiem, ale bez żadnego skutku. Wiele razy kiedy byli trzeźwi oferowałam pomoc, próbowałam jakoś dotrzeć do nich, proponując terapię dla anonimowych alkoholików, ale w zamian otrzymywałam agresję i wyzwiska. Kiedy partner mamy dopuszcza się przemocy psychicznej wobec mnie, mama udaje, że tego nie widzi i to ignoruje. Następnego dnia, kiedy jest trzeźwa, nagle jest po mojej stronie i mówi: „Nigdy nie wchodź w toksyczne relacje”, a po powrocie jej partnera jest pijana. W ostatnim czasie stali się kompletną patologią, o której wcześniej słyszałam tylko w wiadomościach albo czytałam w artykułach. 
Dzisiaj musiałam tłumaczyć mojej mamie, że prysznic nie jest sedesem i tam nie robi się siku. Zmusiłam ją do zrobienia tego tam, gdzie powinna, ale i tak część jej moczu wylądowała na podłodze, co oczywiście musiałam po niej posprzątać, bo gdyby nie ja, to nikt by tego nie zrobił. Po tej sytuacji wróciłam do pokoju i się rozpłakałam. Codziennie zadaję sobie pytania: „Co zrobiłam nie tak, że sobie na to zasłużyłam? Dlaczego muszę tak żyć?”, ale chyba nigdy nie poznam odpowiedzi. Możliwe, że łatwiej byłoby mi to wszystko znosić, gdybym miała chociaż normalne warunki mieszkalne, ale nawet tego mama nie potrafiła mi zapewnić. Siedzę właśnie w swoim pokoju oddzielonym od pokoju mamy i jej partnera „ścianą” z kartonu, którą sama wykonałam, aby mieć chociaż trochę „prywatności” i słucham ich chrapania. Jeśli moja sytuacja się nie zmieni, to jestem prawie pewna, że nie dożyję 17. urodzin.
Toudi227 Odpowiedz

Na teraz, sprawdź internecie szkoły z internatem, one oferują czasem dofinansowania do miejsc dla ludzi w trudnej sytuacji życiowej. Poproś o pomoc zakładając niebieska kartę. Jest to duże obciazenie psychiczne dla tak młodej osoby jaka jesteś ale jeśli chcesz coś zmienić łatwiej nie będzie. Powodzenia.

Wait1minute3 Odpowiedz

Smutna historia żal mi ciebie mam nadzieję że znajdziesz siłę żeby dotrwać. Pomyśl jakie możesz mieć zarąbiste życie jak się wyprowadzisz. Wierzę że sobie poradzisz :)

Zobacz więcej komentarzy (6)

#qIjew

Od jakiegoś czasu spory problem z moją drugą połówką. Oboje mamy po dwadzieścia parę lat, więc dziećmi nie jesteśmy. Nie wiem jak do tego podejść, a robi mi się przykro, gdy o tym pomyślę. 
Okres wakacyjny, wiadomo dużo wesel. Na dwóch weselach, na które zostaliśmy zaproszeni, ludzie mówili nam, że wyglądamy jak typowe, młode małżeństwo... Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie odpowiedź mojego faceta, że nie jesteśmy nawet zaręczeni (cieszył się, mówiąc to) i nie planujemy...
No super. Widzę doskonale, że nie kocha mnie tak, jak bym tego chciała. Czuję się momentami jak zamiennik. Wydaje mi się, że on kochał kogoś, i to bardzo, a ja jestem tylko po to, żeby nie został sam. Nie wiem co będzie dalej.
Zdaję sobie sprawę, że mi pomaga, troszczy się, ale...
No właśnie, zawsze jest jakieś ale, które mnie bardzo rani. Chyba muszę z nim poważnie pogadać, bo zachowuje się jak dziecko i sprawia mi tym przykrość.
Anonimowe6669 Odpowiedz

Tak, musisz z nim pogadać i uświadomić, ze jeśli ma Ci zamiar marnować czas, to lepiej żeby spadał. Pomyśl czy chciałabyś żeby ktoś tak traktował Twoją przyjaciółkę/siostrę/mamę/córkę i zastanów się czemu siebie na to skazujesz

Msciwoj82 Odpowiedz

Udawaj, że flirtujesz na boku, i zobacz jak zareaguje. Czasem ludzie dopiero wtedy sami zdają sobie sprawę z własnych uczuć, kiedy widzą że mogą kogoś stracić.

Zobacz więcej komentarzy (3)
Dodaj anonimowe wyznanie