#PBeBA

W liceum na lekcji historii (nie powiem jak dawno temu... chyba już lata świetlne) pani profesor zaczęła odpytywanie.
Ja siedziałam z koleżanką Bożeną i właśnie ona została wezwana do odpowiedzi. Zdążyła wyżebrać tylko od profesorki, że będzie odpowiadać z ławki. Przy czym nie omieszkała skopać mi nogi pod ławką co miało znaczyć jedno: podpowiadaj..
Pada pytanie: „Bożena, co to była Bastylia? A Bożena szepcze do mnie błagalnie: „Pomóż”, więc ja do niej półgębkiem, zakrywając twarz: „To było więzienie”...
A Bożena na cały głos odpowiada profesorce: „To było JESIENIĄ”.
Dostałam takiego napadu śmiechu, że całą lekcję śmiejąc się przesiedziałam pod klasą (miałam wrócić, jak się wyśmieję, ale nie dałam rady).
Bożena dostała pałę, a ja dodatkowo uwagę, bo nie chciałam powiedzieć, z czego się śmieję, a profesorka nie usłyszała odpowiedzi koleżanki.
Tak oto skończyło się moje podpowiadanie :)

#li0P8

Kilka dni temu napisała do mnie znajoma, z którą nie widziałam się kilka miesięcy, w sprawie spotkania. Od razu jej odpisałam, o której kończę pracę itp., by móc wybrać godzinę i miejsce, gdzie możemy się spotkać. Kilka minut później napisała, że jednak nie da rady, bo mama jej nie pozwala. Wszystko byłoby do zrozumienia, gdyby nie to, że ona ma 24 lata...

#JLLmY

Dzisiaj siedziałam sobie w przychodni u lekarza (czekałam na moją mamę, która akurat była z moją siostrą w gabinecie), no i tak sobie siedzę i nagle przychodzi jakaś babcia z rozwrzeszczaną wnuczką. Wnuczka na oko 4-5 lat. Mała usiadła się pobawić klockami, a po chwili krzyczy:
– Muszę siusiu!
No to babcia wstaje i się zastanawia, gdzie może być łazienka, która akurat była naprzeciwko... Idzie do recepcji, a ja za nią wołam:
– Proszę pani! Proszę pani! Tu jest łazienka!
Nie wiem, czy była przygłucha, czy mnie ignorowała, ale poszła dalej. Dowiedziała się co i jak, wraca, wchodzi z małą do łazienki i się zastanawia, gdzie może być włącznik, który był tuż pod jej ręką. No to ja znowu krzyczę:
– Proszę pani! Tu jest włącznik!
Znowu to zignorowała, weszła do łazienki, nie domykając drzwi. No to podeszłam, pstryknęłam włącznik, a ona mówi do wnuczki:
– No patrz! Światło samo się zapala!

Nie wyprowadziłam jej z błędu. Bycie babcią to chyba ciężka sprawa XD

#wLfdP

W ostatnim tygodniu bardzo dużo się działo. Wczoraj gdy wylądowałam od razu pobiegłam do pracy i wróciłam o 21 do domu zmęczona. Dzisiaj rano (a jest sobota 10) miałam spotkanie z tym samym klientem, co wczoraj. Pomijając, że znowu byłam zmęczona i niewyspana, wybiegłam z domu w tych samych spodniach, ale w innym swetrze. Już po drodze zauważyłam, że mam coś w nogawce, ale po małym macanku pomyślałam, że to skarpetka z wczoraj. Przed drzwiami od biura to coś wypadło na podłogę – to były majtki z wczoraj z brudną podpaską...

Miałam wczoraj tyle do roboty, byłam tak zmęczona. Rozpakowywanie, chaos, zmęczenie sprawiło, że nie wyjęłam majtek i podpaski z wczoraj i jakoś zapomniałam, a gdy wkładałam dzisiaj spodnie nawet nie wyczułam, że coś w nich jest.

#payYS

Może komuś moja historia pomoże podjąć dobre wybory, gdy nie jest jeszcze za późno.

Pewnego majowego dnia, a dokładniej późnej nocy/wczesnego poranka, po dość zakrapianym wieczorze, poznałem dziewczynę. Od razu zaiskrzyło między nami. Zaczęliśmy się spotykać, mieszkać razem. Spędzaliśmy razem dobry czas. Nie było nudy od początku – podróże po Polsce, pod namiot, nad morze czy do różnych miast. Oczywiście, było wiele sprzeczek, ale jakoś musieliśmy się dotrzeć, poznać swoje granice. Wiele lat bycia singlem nie pomogło w tym, żeby nasza relacja była na „odpowiednim” poziomie od początku. Jednak z czasem było coraz lepiej, mniej kłótni, więcej miłości i zaangażowania. Poznanie rodziców, dalszej rodziny, wyjazdy za granicę. Wspólne planowanie najbliższej i trochę dalszej przyszłości. Wszystko zaczynało wchodzić na odpowiednie tory. Mimo pracy, która powodowała, że bardzo często się mijaliśmy (ona pracowała w ciągu dnia, ja głównie w nocy), potrafiliśmy pogłębiać swoje uczucie i byliśmy szczęśliwi z pozoru. 
No właśnie, z pozoru – tu się zaczyna główny wątek tej historii. Wątek, który nie przeszkadzał mi, gdy żyłem sam. Wątek, który wiele osób bagatelizuje, dokładnie jak ja to robiłem. Tym wątkiem jest alkohol. I nie mówię tu o tym, że musiałem codziennie wypić, codziennie „wyrobić normę”, ale jak już sięgałem po niego, to nie było limitu. Zatracałem się w tym, nie było ze mną kontaktu. Te wyjścia były coraz rzadsze, zmieniałem się na lepsze, wszystko, by nie krzywdzić swojej ukochanej. Jednak i tak się zdarzały, dostawałem kolejne szanse, aż w końcu skończyła się jej cierpliwość do mnie. 
Gdy to piszę, łzy mi lecą ciurkiem, serce się kraja, bo wiem, że już nie będę miał możliwości naprawić tej sytuacji. Oddałbym wszystko, żebym mógł ją przytulić, usłyszeć „kocham cię” i wspólnie z nią się budzić i zasypiać. Niestety nie będzie mi to dane.

Nie pozwólcie, by alkohol (czy cokolwiek innego) zepsuł wam życie, relacje, prace.
Boli mnie strata osoby, którą ciągle kocham, ale jeszcze bardziej boli, że ją krzywdziłem tymi sytuacjami i nie będę miał już opcji wynagrodzić tego.
dewitalizacja Odpowiedz

Nie dziwię się dziewczynie. Alkoholizm to olbrzymi red flag. Ktoś nie radzi sobie z emocjami, gdy jest w miarę dobrze i sięga po flaszkę, to co będzie gdy przyjdą problemy? A już zakładanie rodziny z takim facetem to jak przywiązywanie sobie kamienia do nogi przed skokiem w odmęty.

Eldingar Odpowiedz

Dlaczego nie poszedłeś na terapię? Ten swój model możesz sobie w buty wsadzić.

Odpowiedzi (1)
Zobacz więcej komentarzy (2)

#nvLOE

Wraz z żoną wiedliśmy udane życie bez problemów. Spłacamy kredyt za nasze 2-pokojowe mieszkanie, obydwoje pracujemy i nie najgorzej zarabiamy. W końcu podjęliśmy decyzję o powiększeniu naszej rodziny i staraniu się o dziecko. W końcu jest, test pozytywny, wizyta u ginekologa potwierdzająca ciążę. Cieszyliśmy się ogromnie, żona zaczęła już snuć plany, jak przerobić pokój na dziecięcy, jakie kolory itp., ale ja nie chciałem znać płci, więc z tym mieliśmy zaczekać do rozwiązania. Wszystko szło świetnie do pewnego USG, kiedy to lekarz oznajmił, że będą to trojaczki... Żona szczęśliwa, uwielbia dzieci, ja mam mniej powodów do radości, bo jak w naszym 40-metrowym mieszkaniu pomieścić troje dzieci, czy wystarczy nam pieniędzy, czy damy radę. Cała radość ze zbliżającego się potomka przerodziła się w panikę, czy damy radę. Nie chcę obarczać moją paniką żony, ze względu na jej stan, więc to ukrywam. Tak to z ułożonego, planowanego życia stał się chaos.

#ozbE1

Mam sąsiada, który niedawno przestał prowadzić auto z powodów zdrowotnych. Jeździł przez ponad 40 lat i przez pewien czas nawet na taryfie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nigdy nie miał prawa jazdy i nie dlatego, że nie zdał egzaminu, ale on nigdy na kurs się nie zapisał. Nigdy też nie spowodował żadnej kolizji, nie łamał przepisów i miał takie szczęście, że przez ten okres nigdy go nie zatrzymała ani milicja, ani potem policja. Z tą jazdą na taryfie to był epizod w latach 90., ale to był czas, kiedy wszystko można było załatwić, to była kwestia kogo znałeś i ile mogłeś zapłacić. Sporo wówczas zarabiał i z tego co mi wiadomo, żył na pełnej petardzie. Imprezy, kobiety, dobre fury, musiał zadawać się z ciekawymi osobami. Nigdy jednak nie siedział i nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek miał jakieś kłopoty. Chyba nie. Później trochę handlował po bazarach, potem komis miał, nawet mój tata sam kilka rzeczy od niego kupił po preferencyjnej cenie jako dla jego kumpla, ale poza tą taksówką nie zarabiał jako kierowca.

Teraz na emeryturze znalazł sobie nową pasję – wędkarstwo. Kupił sobie mały skuter i jeździ na rybki. Aż boję się spytać, czy ma kartę wędkarską.

Piękne życie i jeszcze piękniejsza jego jesień. Sam bym chciał takie prowadzić.

#CJDmc

Pisząc to płaczę, bo trudno żyć tak jak ja i jeszcze trudniej przyznać się do prawdy.
Mieszkam na wsi, przeprowadziłam się tu z rodzicami kilka lat temu. Nikt nie wie o tym (dziadkowie i siostra z mężem wiedzą, ale nie reagują), że ojciec regularnie pije, matka na niego krzyczy i często posuwa się do rękoczynów. Tak, w moim domu to matka bije ojca. Do czasu, aż w końcu sama mu ulegnie i zaczyna pić.
Przez dziewiętnaście lat mojego życia ojciec pił i pracował – na zmianę. Matka pracuje od kilku lat, ale to jej nie przeszkadza dołączyć do libacji ojca, kiedy akurat ma wolne i straci siłę na krzyczeniu i biciu. Ojciec jest typem ofiary i biernie przyjmuje ciosy, od czasu do czasu krzycząc lub wyzywając matkę od najgorszych.
Siostra jest alkoholiczką i narkomanką sporo starszą ode mnie. Ma za sobą kilka spraw w sądzie za udział w bójkach (razem z ówczesnym chłopakiem, który teraz siedzi w więzieniu). Teraz mieszka z mężem i córeczką 300 km od naszej miejscowości. Jej mąż lubi sobie wypić, ale dba o dom, pracę i ukochaną córkę. Siostra ostatnim razem (po wizycie u nas) przesadziła z alkoholem i mąż wysłał ją na odwyk. Z tego co wiem pomogło, ale nie dzwoni zbyt często, a jeśli to robi, ja nie odbieram, bo nie potrafię jej wybaczyć tego, że widząc to wszystko sama się taka stała i zostawiła mnie z tym wszystkim kompletnie samą.
Co ja robię? Nic. Przyzwyczaiłam się. Uciekam w internetowy świat, żeby nie uczestniczyć w tym syfie, jakim stał się mój dom i moja rodzina. Z siostrą właściwie nie mam żadnych relacji, jeśli przyjechała może dwa razy w roku, zajmowała się piciem z rodzicami, a ja opiekowałam się jej córeczką, która jest najukochańszym dzieckiem na świecie. Moja matka to cudowna kobieta, która ogarnia cały dom, ogród, nasze czworonogi i ciężko pracuje na zaciągnięte kredyty. Dba o to, żeby niczego mi nie brakowało, ale czuję do niej żal za to, że nie potrafi rozwiązać problemu z ojcem raz na zawsze w inny sposób, niż jak to ma w zwyczaju. Ojciec? Nigdy go nie obchodziłam. Jeśli akurat jest trzeźwy, to krzyczy na mnie za najmniejszą drobnostkę, jaka mi nie wyjdzie, choćby za upuszczenie łyżki. Jeśli nie jest, to znęca się nade mną psychicznie i zawzięcie twierdzi, że nic w życiu nie osiągnę, bo nie skończę szkoły i nie zdam matury, że nic innego nie potrafię, tylko siedzę przed komputerem. Mówi, że jestem gorsza od siostry. Nie zliczę, ile razy czułam się gorsza od innych ani ile razy on leżał pod sklepem albo w rowie pijany. Nienawidzę go. Ja sama stałam się agresywna, potrafię pobić ojca za picie i zwyzywać matkę. Boję się, że wpadnę w szał i go zabiję, często nie potrafię nad sobą zapanować. Znajomi i sąsiedzi uważają mnie za spokojną i miłą, nikt nigdy nie zareagował. Przepisałam się do szkoły zaocznej, bo chcę iść do pracy i się stąd wydostać. Poradzę sobie. Muszę.

#zHRZM

Nie wiem czy jest jakieś medyczne określenie na tę przypadłość i czy to w ogóle zalicza się do jednostek chorobowych.

Otóż wchodzę ostatnio do sklepu spożywczego i zaraz przy wejściu stał regał z batonikami, a na nim reklamowe hasło „Odważ się!”. Ja jednak przeczytałem „Odwal się!”. No ładnie – pomyślałem, takie hasło na samym wejściu… ale za chwilę mój mózg przemielił dane ponownie i treść wróciła do normy.

Innym razem idę sobie chodnikiem, a z naprzeciwka wolnym krokiem, prowadząc małego pieska na smyczy, drepcze całkiem ładna dziewuszka. Na oko jakieś 25 lat, fajna figura, ładna twarz, super fryzura, no nic tylko patrzeć i mieć sprośne myśli. Na jej koszulce był stylizowany, odręczny, spory napis „Positive” i o ile wiem, że to słowo samo w sobie może przywołać różne skojarzenia, to ja po pierwszym zerknięciu odczytałem „Prostitute” i aż mnie zatkało w pierwszym momencie, ale jak w przypadku tych batoników po krótkiej chwili mój mózg naprawił błąd i już czytałem poprawnie.
Nawet niezręcznie wyszło, bo ona myślała, że na jej piersi się gapię i z krzywym spojrzeniem odwróciła się, okazując dezaprobatę na moje samcze zachowania. Przyznam, że miała rację, bo owszem, gapiłem się na jej piersi.

Byłem umówiony na spotkanie w sprawie ogłoszenia z pewnym facetem w Warszawie, w której chwilowo przebywałem. Były to okolice Białołęki o trochę śmiesznej nazwie – Mańki Wojdy. Czytam maila i oczom nie wierzę. W adresie zamieszkania jest – „Majtki Wojny”. Co do cholery?– myślę… ale po chwili znów autokorekta ze strony mojego mózgu i adres stał się zgodny ze stanem faktycznym.

Kilka dni temu załatwiałem sprawy na mieście i trochę zgłodniałem, a jako że nie jestem amatorem fast foodów, to chciałem znaleźć coś lepszego. Idę więc ulicą i omiatam wzrokiem po napisach i witrynach. Wszędzie jednak burgery, frytki, pizza, chińszczyzna i inne kebaby. Mi się jednak zamarzył schabowy, pierogi albo gotowana kiełbasa z musztardą i bułką chociaż. Nagle patrzę, niewielki lokal, lekko schowany przed głównym nurtem przechodniów, a na nim napis „P***dolona”. Aż się zatrzymałem i spojrzałem drugi raz, lecz mózg już zdążył zrobić swoje i moim wygłodniałym oczom ukazało się spełnienie marzeń. Napis „Pierogarnia”! Z nieopisaną radością prawie podbiegłem do drzwi, aby zderzyć się z twardą ścianą rzeczywistości. „Lokal nieczynny” widniało na małej kartce przyklejonej do drzwi i tym razem napis przeczytałem od razu takim, jakim go napisano. Odszedłem po cichutku od drzwi i udałem się do pierwszej lepszej budy z żarciem. Padło na burgery. Dwa zjadłem.
Evrard Odpowiedz

Po prostu jesteś dyslektykiem. A jaką masz ocenę z polskiego?

ingselentall Odpowiedz

Zbadaj sobie wzrok. Opisz te zjawisko okuliście. Możliwe, że oczy mają jakiś problem, a mózg próbuje niedobór "sygnału" nadrabiać "fantazją". Nie zwlekaj, zapisz się do okulisty już jutro! Powodzenia!

Zobacz więcej komentarzy (2)
Dodaj anonimowe wyznanie