Po nocy u mojego chłopaka, z rana poszłam do łazienki w wiadomym celu. Byłam przekonana, że jesteśmy sami w domu.
Robię sobie spokojnie kupę. Patrzę przez szybkę, a ktoś mi obok drzwi przechodzi. Roześmiana krzyczę: „Nie słuchaj, jak plumka!”.
Wracam do pokoju, a mój chłopak ciągle leży w łóżku... Okazało się, że krzyczałam do jego taty.
Gaslighting. Rozejrzyjcie się dookoła czy wśród Waszych znajomych nie ma ofiar tego strasznego zjawiska.
Ofiara swojego partnera nigdy nie wie, że jest ofiarą, wręcz uważa, że wszystko jest dobrze. A kiedy spotykacie super świetnego faceta, który Waszą znajomość zaczyna od obrażania i żalenia się na swoją nienormalną byłą dziewczynę, powinna zapalić się Wam czerwona lampka. Jeśli usłyszycie historię o prześladowaniu, nękaniu telefonami, włamywaniu się na media społecznościowe, licznych zdradach i kłamstwach, a za jakiś czas zobaczycie, że ten idealny facet wraca kolejny raz do swojej nienormalnej byłej, to reagujcie! Być może ona też jest ofiarą w swoim własnym domu.
O mężczyźnie dużo świadczy w jaki sposób mówi o swoich poprzednich związkach. Jeśli wylewa wszystkie swoje brudy, możecie być pewne, że z Wami będzie tak samo. Zamknijcie teraz oczy i pomyślcie, ilu z Waszych znajomych pasuje do tego portretu psychologicznego. Nie przechodźcie obok tego zjawiska obojętnie, bo być może uratujecie komuś życie lub dacie szansę na prawdziwą normalność.
Chyba należysz do osób, dla których wszystko to gaslighting albo każdy jest narcyzem. Teraz każdy szasta tymi nazwami na prawo i lewo, strasznie to wkurzające.
Jestem młodą dziewczyną, naprawdę młodą. Chodzę jeszcze do szkoły podstawowej, niedługo mam 15 lat, a jednak wiele w życiu przeszłam.
Zawsze byłam romantyczką. Marzyłam o tym by znaleźć sobie idealną drugą połówkę. Lubię zarówno chłopców jak i dziewczyny. Jednak nie chce mieć chłopaka w tym wieku bo w mojej opinii, chłopcy w tym okresie są dość dziecinni i niewyżyci.
Tamtego roku, 2023, dokładnie w marcu poznałam dziewczynę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co się stanie w moim życiu za jej sprawą. Powoli zaczęłam zdawać sobie sprawę, że się w niej zakochuję. Ha! Zabawne. Pewnie teraz myślicie "gówniara się zakochała, jak to możliwe, że w tym wieku wie co to miłość?" A no, wiem.
Ona też to odwzajemniała. W ten sposób 9 maja 2023 roku weszłam w mój pierwszy związek, z moją pierwszą miłością. Byłam przeszczęśliwa. Co prawda, związek był na odległość, ale dzięki temu czułam, że to coś wyjątkowego. Związek z nią był najszczęśliwszym okresem mojego życia. Niestety, 26 czerwca zerwała. Po tym kompletnie się załamałam, byłam w dołku przez ok. 2-3 miesiące. Bardzo ją kochałam. 18 listopada 2023 roku weszłyśmy w drugi związek, tak samo szczęśliwy, a może nawet lepszy? Lubiłyśmy planować wspólną przyszłość. Ja jej często pisałam wyznania miłości obszerne na 200 słow. Zerwałyśmy w styczniu 2024. Po tym zerwaniu wszystko się zepsuło między nami, aż w końcu po roku znajomości, w marcu zerwałyśmy kontakt
W sobotę zakończyłam mój 5, może 6 związek. Teraz mam problem ze związkami, bo relacja z nią odbiła się na mojej psychice. Za każdym razem kiedy wchodzę w kolejną relację mam z tyłu głowy ciągle to, że zerwiemy i nie umiem cieszyć się tą relacją. Boję się, że nikt mnie nie pokocha. Nikt. To mnie właśnie boli.
Zauważyłam też pewną prawidłowość. Każdy mój związek kończy się po 1,5 miesiąca, dokładnie tak jak skończył się mój pierwszy związek. Co to ma znaczyć? Czy nade mną wisi jakieś cholerne fatum?
Desperacko szukam miłości, wchodzę w związki z osobami, których nie kocham by zaznać tej miłości, którą on mi dała. Kiedy widzę jak ona jest szczęśliwa ze swoją nową partnerką mam ochotę zrobić coś by znów była sama. Poczuła się jak ja. Samotna, mimo, że mam rodzinę która mnie kocha. Samotna jestem w tym sensie, że brakuje mi drugiej połowy, mojej bratniej duszy. Właściwie zaczynam tracić nadzieję w to, że kiedykolwiek sobie kogoś znajdę, chociaż każdy mówi mi wręcz przeciwnie.
Fakt, wiem, że jestem naprawdę młodą osobą i mam mnóstwo czasu na znalezienie sobie kogoś, ale patrzę na moich rówieśników, wszyscy są w związkach. Tylko ja jedyna. Sama.
Cieszę się, że istnieje miejsce, w którym mogę o tym opowiedzieć. Dziękuję.
1. Masz obsesję na punkcie osoby i to jeszcze "na odległość".
2. "gówniara się zakochała, jak to możliwe, że w tym wieku wie co to miłość?" A no, wiem.
Ano nie wiesz, w tym wieku buzują hormony i dzieci w Twoim wieku nie potrafią odróżniać miłości od zauroczenia czy zwykłej burzy hormonów.
Ogólnie nie zdziwię się jak za kilka lat sama uznasz swoje zachowanie za idiotyczne, a za klika kolejnych nawet nie będziesz pamiętać tej "miłości swojego życia"
Zawsze chciałem, żeby moja dziewczyna była psychopatką. Większość ludzi nie lubi stalkerów czy fanatycznie zakochanych prześladowców, ja uważam, że to niemal słodkie. Nie jestem taki jak oni, ale chciałbym być szczęśliwą "ofiarą". Smuci mnie w filmach o takich osobach, że zazwyczaj są nieszczęśliwie zakochane i ludzie ich nie doceniają. Przez co muszą zabijać, niewolić, manipulować i na koniec próbują zabić ukochaną osobę bo nie mają wyjścia. Choćby film "Crush", o nastolatce zakochanej w studencie, który ją odrzuca czy "Wszyscy kochają Mandy Lane" są dla mnie przykładami tego co bym chciał.
Mowa tu oczywiście o dziewczynie inteligentnej i pięknej, a takie są zazwyczaj w podobnych prześladowczo miłosnych filmach, a nie jakimś obleśnym paszczurze, bo to zupełnie inna sprawa. Dla mnie taka obsesja to zaleta, a nie wada, mój typ kobiety to psychopatka po prostu. Nie ktoś kto jest grażynowo zaborczy i urządza awantury o brudne gary, tylko zazdrosna, ale wierna i zakochana wariatka stabilna psychicznie i zdolna do długotrwałej relacji.
Mi tam ograniczenia nie przeszkadzają. Wiem, że to ryzyko. Lepiej nie mieć relacji z płcią przeciwną, nie zdradzać i nie wymigiwać się. To związek na 100% bez wolności. Ale po co komu związek jak ma taką kobietę cud. Znam się na psychiatrii, jestem lekarzem, więc wasze wątpliwości w stylu - psychopaci nikogo nie kochają, to tylko chwilowa obsesja czy ryzykowanie życia rozumiem .
Można uważać, to za wariactwo, ale każdy ma inne gusta. Moja preferencja jest taka. To oczywiście anonimowe wyznanie. Nie mówię kobietom, "Hej czy jesteś psychopatką? Jeśli nie to nie masz szans.", bo bym wyszedł na wariata. Szukam i wierzę, że znajdę kiedyś. W moim zawodzie jest dużo takich osób, kobiet także. Poza tym lekarzami, a zwłaszcza psychiatrami nie rzadko zostają osoby w stylu Dr Lectera w spódnicy.
To by była na tyle, a tak poza tym to jestem normalny. I mam czystą kartotekę, nie jestem psychopatą czy innym świrem. Nie jara mnie takie coś, po prostu chcę kogoś kto będzie mieć obsesje na moim punkcie. I nie wpływa to na moją pracę, mógłbym się jako lekarz umówić z lekarką, ale nie z pacjentką. Profesjonalizm trzeba mieć.
"wariatka stabilna emocjonalnie" a do tego suchą wodę i ciepły śnieg? Tego typu laska nawet w filmach albo zabije Twoją koleżankę z pracy, albo zrobi Ci awanturę za to, że się z nią przywitałeś
Zresztą to co opisujesz to nie psychopatia, oni nie potrafią kochać. Już prędzej socjopata, a i tu mam wątpliwości.
Poza tym: zwykle gdy takie rzeczy ścierają się z rzeczywistością, to jednak nie jest takie jak w naszej fantazji.
A jeżeli serio chciałbyś tego typu laski, to prędzej jesteś psychopatą.
Jako jedyny z moich przyjaciół nie palę, a moi przyjaciele palą po paczce dziennie. Jakie było moje zdziwienie, gdy wczoraj po otrzymaniu wyników badań okazało się, że to ja mam raka płuc, a to tylko przez to, że tak często palili w mojej obecności.
Miałam 16 lat, byłam przeciętną, zakompleksioną i źle ubraną licealistką. Fanką pewnego zespołu, należącą do fanklubu. Byłam na ich koncercie, a po nim - wbiłam się za kulisy i razem z innymi fankami, zostałyśmy na afterparty. Fanki od razu otoczyły wokalistę, ale ja zaczęłam rozmowę z gitarzystą, z którym przegadałam pół nocy... To była "ta" noc - w czasie której zdałam sobie sprawę, że jesteśmy sobie pisani. Że to człowiek, z którym się zestarzeję. On był 10 lat starszy, miał ciekawą pracę i był przystojnym gitarzystą znanego zespołu. Nie wiedziałam, czemu zwrócił uwagę akurat na mnie.
2 tygodnie później znów wbiłam się na koncert. Atmosfera była zupełnie inna. On był ze swoją dziewczyną, ledwo mnie pamiętał. Był uprzejmy ale zdystansowany, ona - ciepła, miła, też trochę zdystansowana. Co pomyślałam wtedy? "Nie szkodzi, muszę trochę poczekać i tak jesteśmy sobie pisani".
Od tamtej pory regularnie zjawiałam się na koncertach i szukałam kontaktu z P. i jego A. Zawsze byli mili, zdystansowani, prowadziliśmy niezobowiązujące rozmowy.
Tak minęły 3 lata. Wyjechałam na studia - przez przypadek do miasta, w którym on mieszkał. Ale coraz rzadziej chodziłam na koncerty, później już wcale. Przeżywałam pierwsze miłości. Jednak nie potrafiłam się do końca zaangażować - każdego chłopaka traktowałam jako "wprawkę w prawdziwy związek", który przecież kiedyś stworzę z P.
Minęło 5 lat. Raz wybrałam się na koncert, gdzie dowiedziałam się, że P i A są tuż przed ślubem. Co pomyślałam wtedy? "Nie szkodzi, muszę trochę poczekać i tak jesteśmy sobie pisani". Ale od tamtej pory dużo mniej myślałam o P. choć czekałam aż los nas ze sobą połączy.
Minęło kolejnych 5 lat. Miałam 28 lat, on - 38. Skończyłam studia, miałam fajną pracę, byłam singielką. Pewnego dnia wybrałam się na ich koncert. Bardzo się ucieszył na mój widok. Rozmawialiśmy, po raz pierwszy nie w relacji fanka-idol. Od roku nie był z A. Na koniec mnie pocałował i poprosił o numer a ja... spanikowałam. Wiedziałam, że to ten moment, na który czekałam 12 lat. Wystraszyłam się, że coś pójdzie nie tak. Zamiast tego, to ja wzięłam jego numer - chciałam kontrolować sytuację. Tydzień biłam się z myślami gapiąc się na ten numer. A potem poznałam K.
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Po raz pierwszy nie myślałam o P, nie traktowałam relacji jako "wprawki". K. jest wspaniałym facetem, a te 4 lata z nim to najszczęśliwszy czas w moim życiu. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jest moją drugą połówką, której za miesiąc powiem "tak". I odkąd termin ślubu się zbliża, coraz częściej myślę o P., prześladuje mnie w snach. Przecież przez ponad pół życia myślałam, że to on będzie moim mężem! K. o niczym nie wie, nikt o tym nie wie. A ja odszukałam numer P. i codziennie o nim myślę. Nie wiem, co zrobię.
Nie chcę być niemiły tudzież niekoleżeński, jednak wydaje mi się, że jesteś niezwykle naiwna, a naiwność ta żyje pełnią życia i wydaje na świat obsesje, które później przejmują nad Tobą całkowicie kontrolę. Masz szansę na udane i ułożone życie, ale wciąż narkotyzujesz się wizualizacjami na temat gościa brzdąkającego na gitarce, którego poznałaś kilkanaście lat temu będąc dzieckiem, a który to przerobił od tego czasu tyle innych nastolatek i dorosłych już kobiet, że pewnie nawet nie pamięta jak się nazywasz. Uległaś efektowi stada i FOMO do takiego stopnia, że powinnaś udać się na terapię. Mówię poważnie, to nie jest normalne. I nie, nie jest to ten jedyny i nie próbuj tego romantyzować, czas udać się do specjalisty.
Mieliście kiedyś sen z przełożeniem na rzeczywistość? Ja miałem.
Śniło mi się, że rodzę dziecko. Warto dodać, że rodziłem je bez znieczulenia, czemu towarzyszył ból i naturalna reakcja, jaką są krzyki. Pomyślicie sobie - aha, no i co z tego, sen jak sen, tylko dziwny, a w ogóle to gdzie to przełożenie?
Otóż przełożeniem były głośne krzyki przez sen (w stylu OOOOCH, AAAACH) oraz - uwaga - zesranie się. Śniąc o porodzie, zesrałem się w łóżko, a co gorsza do pokoju weszli rodzice, bo myśleli, że coś mi się dzieje, w końcu wydawałem z siebie krzyki.
Wspomniałem, że jestem 20-paroletnim mężczyzną, a porodu to ja nawet na filmie nie widziałem? Niektórzy nie lubią niedopowiedzeń, więc dopowiadam - stolec był ciałem stałym, nie płynną sraką.
Kojarzycie ten film, "Obecność"? Tak, ten horror z 2013. No więc wyobraźcie sobie, że taki dwumetrowy, napakowany satanista wchodzi do kina na taki horror z 1.50m. dziewczyną. Wyobraźcie sobie, jak tak dojrzała, mężna osoba dzielnie znosi wszelkie jumpscare'y filmu, podtrzymując swoją boidupkę za rękę. Wyobraźcie sobie, jak ta boidupka piszczy ze strachu przez cały film. Wyobraźcie sobie, jak bardzo roztrzęsiona musiała być, skoro musiała się podtrzymywać swej odważnej, acz podśmiechującej sobie pod nosem ostoi spokoju. Wyobraźcie sobie, że ta strachliwa biedna istotka musiała wracać pieszo, bo była tak roztrzęsiona, że nie mogła poprowadzić samochodu. Wyobraźcie sobie, jak sztywniała ze strachu, prawie dusząc swojego dzielnego partnera, za każdym razem jak tylko z mroku wyłaniał się przechodzień. I kulminacja: wyobraźcie sobie, jak ta biedna istota dosłownie POSIKAŁA SIĘ ZE STRACHU, gdy jej brat postanowił podejść znienacka od tyłu.
Nigdy więcej nie idę na horrory, prałem swoje gacie 4 razy, żeby się pozbyć smrodu. To nie na moje nerwy.