#xA0Oi

Parę lat temu moja mama wyjechała za granicę do pracy. To był okres, kiedy chodziłam do 1 klasy liceum. Opiekę nade mną sprawowała najstarsza siostra. Zbliżał się czas wywiadówki w szkole, więc pani wychowawczyni napisała do siostry sms, z infromacją w rodzaju "Zapraszamy Panią na wywiadówkę, gdzie omówimy sukcesy i postępy pani córki w nauce". Moja siostra pomyślała, że to żart jej koleżanki, więc postanowiła odpisać "Moja córka jest idiotką i nie ma żadnych postępów w nauce." 

Przez tydzień nie byłam obecna w szkole z powodu choroby. Nie miałam pojęcia dlaczego po powrocie do szkoły miałam spotkanie z wychowawcą i pedagogiem szkolnym. Myśleli, że jest u mnie jakaś patola. Wstyd totalny.

#YTpKD

Na początek powiem, że jestem miłośnikiem wojska i zapalonym graczem ASG (strzelanie się replikami na kulki. Tylko takie dla dużych dzieci).

Sytuacja miała miejsce w wakacje. Podczas co tygodniowej, niedzielnej strzelanki. Wyobraźcie sobie sytuacje: las, gorąco jak cholera, rzadko padają strzały, bo teren gry jest bardzo rozległy, więcej tam się chodziło niż strzelało. Przez radio dowiaduję się, że ja jako snajper mam przypilnować takiej polanki, więc reszta grupy idzie działać dalej, ja znajduję dogodny krzak, kładę się, luneta na polanę i leżę. Mija jakieś 20 minut (inni by się znudzili, ale ja jestem cierpliwym człowiekiem) widzę ruch. W krzakach przy tejże polance. Poprawiam replikę, patrzę przez optykę. Niezbyt dużo widzę przez krzaki, ale widzę mundury, nie maja opasek na rękawach, moja drużyna miała. Mówię o tym przez radio mojej grupie, celuję i pyk. Pyk, pyk.

Ku mojej uciesze słyszę potężne bluzgi, mój karabin ma sporą moc, więc potrafi zaboleć. Ale jakoś nie mogłem po głosie skojarzyć, kto to. Nagle na polankę wybiega facet. Ma ze 45 lat, kompletnie typa nie znam, ubrany w moro, na głowie kapelusik. Tylko jakoś sprzętu brak, w ręce zamiast repliki trzyma... koszyk z grzybami.

O szlag, strzelałem do grzybiarzy. Wybiegam z krzaków, żeby przeprosić i ostrzec, że tu jest wojna kompozytowa (tak żartobliwie nazywamy strzelanki, od strzelania plastikowymi kulkami) i że może być niebezpiecznie, szczególnie bez ochrony oczu. Tylko kompletnie nie pomyślałem, że jak grzybiarze zobaczą wybiegającego z lasu snajpera z giwerą w łapie, to mogą, hmm, odczuć lekki dyskomfort psychiczny. Jak mnie zobaczył, to stanął jak wryty, przerażony. W tym momencie zorientowałem się w czym rzecz, odłożyłem replikę w trawę i powiedziałem, o co chodzi i przeprosiłem. Z krzaków wyszedł drugi, ubrany podobnie, jak się dowiedział, to zaczął się śmiać, ten pierwszy miał mniejsze poczucie humoru.

Często się nad tym zastanawiam, jak widzę grzybiarzy czy wędkarzy ubranych w stroje maskujące. Przed czym oni się maskują, przed borowikami? Żeby ich nie zauważyły i nie zwiały? A jak sami to praktykujecie, to uważajcie! W lasach mogą świszczeć białe kuleczki! :)

#Du1oo

Pewnego dnia, podczas studiów, pewna dziewczyna gorąco się we mnie wpatrywała. Po chwili zaczęła głośno płakać, rzuciła się na podłogę i krzyczała w moją stronę, że to wszystko moja wina, przeze mnie Krzysiu jej nie kocha...

Krzysiu to mój eks, o którym wtedy już dawno zapomniałam. A w ten sposób poznałam jego żonę :D

#7bzr3

Moi znajomi pracują jako przedstawiciele handlowi i małym busikiem rozwożą towar po Polsce. Kilka lat temu pojechałam z nimi w trasę. Z całej wycieczki najbardziej spodobały mi się uwagi i anegdoty opowiadane sobie przez kierowców korzystających z CB radia. Szczególnie jeden wierszyk utkwił mi w pamięci, a mianowicie "Kto jeździ tico, ten robi lody za friko". 

Kiedy wróciłam do domu opowiedziałam go mamie. Problem był taki, że usłyszał go mój chrześniak, który chodził wtedy do pierwszej klasy podstawówki. Jemu wierszyk także bardzo się spodobał. Oczywiście następnego dnia opowiedział go swojej nauczycielce, która jeździła Tico... Jego rodzice długo musieli tę panią przepraszać.

#iAZqX

Gdy byłam mała, często jeździłam na wakacje do dziadka na wieś. Wpadała tam również moja młodsza kuzynka, która miała dużą kolekcję lalek Barbie.
Zwykle bawiłyśmy się zwyczajnie – w sklep, dom, wojny na owoce, ale czasem, gdy nikt nie patrzył, do akcji wchodził Ken gwałciciel. Tak, dobrze czytacie – Ken gwałciciel. Nasza „zabawa” polegała na tym, iż ów Ken porywał lalki, zamykał je w piwnicy i gwałcił. Oczywiście jakiś czas później na ratunek przebywał Ken numer 2 (bardziej przystojny) i ratował niewiasty z opresji.

Nie mam pojęcia skąd nam się to wzięło. Na co dzień rodzice nie pozwalali nam oglądać „dorosłych” filmów ani nawet słuchać wulgarnej muzyki. Nigdy też nie przyłapałam rodziców w łóżku.
Byłyśmy dziwnymi dziećmi.

#nk3zW

Jak byłem mały, to miewałem głupie pomysły. Kiedyś, jako 8-letni szczyl oglądałem w telewizji jakąś polską telenowelę i tam był taki bohater, który sprzedawał dzieciakom amfetaminę w takich małych woreczkach plastikowych. Chłopak szybko zarobił na tym "biznesie" dobre pieniądze. Kupił sobie fajne ubrania i konsolę. Bardzo mnie to zainspirowało. Sam chciałem mieć konsolę!

Niewiele myśląc poszedłem do kuchni, wziąłem plastikową torbę, pociąłem ją na kawałki i nasypawszy na te skrawki mąki, zrobiłem takie małe zawiniątka. Było ich ok. 20. Wrzuciłem moje "narkotyki" do tornistra i następnego dnia zaniosłem towar do szkoły. Podczas długiej przerwy, zacząłem łazić po korytarzu pytając losowo spotkane dzieciaki, czy chcą kupić ode mnie narkotyki. Trochę słabo się ceniłem, bo za jeden woreczek żądałem od potencjalnych klientów po złotówce. Najgorsze jednak było to, że nikt nie był zainteresowany kupnem mojego towaru...
Za to ktoś podkablował mnie nauczycielce, która wyciągnąwszy z mojego tornistra tajemnicze woreczki z białym proszkiem od razu zadzwoniła po policję! Zaraz po przybyciu funkcjonariuszy do szkoły wpadli też moi rodzice oraz... para dziennikarzy i fotoreporter!

Oczywiście szybko na jaw wyszło, że moje narkotyki to tylko mąka (pełnoziarnista!). Dostałem straszliwą burę od rodzicieli, policjanci z kolei opieprzyli moich rodziców i kazali im uważać na to, co w telewizji ogląda ich dziecko. Nie zostałem też, na szczęście, zawieszony, ani wyrzucony ze szkoły.

Za to następnego dnia w "Fakcie", na pierwszej stronie pojawił się bijący po oczach nagłówek "Uczeń drugiej klasy szkoły podstawowej sprzedawał amfetaminę swoim rówieśnikom!". I było nawet moje zdjęcie (z zamazaną twarzą!).

#1SVyY

W sali teatralnej obok mojej pracy był remont. Pewnego razu usłyszałem, jak jeden z robotników w przerwie pracy przygrywa na fortepianie swoim współpracownikom. Robił to tak świetnie, że aż poszedłem się spytać, o co tu chodzi. Okazało się, że na Ukrainie wykładał w klasie fortepianu w szkole muzycznej. Zrobiło mi się smutno, ale szybko wyrwał mnie z zadumy, mówiąc, że on bardzo się cieszy, że może tutaj pracować i że w niczym mu to nie przeszkadza. Powiedział też, że to wspaniałe, że pracując w Polsce jest w stanie zapewnić swoim bliskim bezpieczeństwo i godne życie.
Zrobiło mi się trochę cieplej na sercu, ale jakiś żal do świata o tę całą niesprawiedliwość pozostał.

#Ry5C2

Kiedyś mój chłopak zaczął wyliczać, co mam w sobie zmienić, żebym mu w pełni odpowiadała. Że mam schudnąć, zmienić styl makijażu, zmienić styl ubierania, nawet znalazł dla mnie odpowiednią fryzurę, którą miałam sobie zrobić. Wymagania dotyczyły też kwestii łóżkowych, ale to pominę. Na koniec rzucił, że mam to sobie zapamiętać, bo on może mieć każdą i jeśli się nie zmienię, to żebym się nie zdziwiła, gdy odejdzie do innej. Prawdę mówiąc, to co powiedział na koniec wkurzyło mnie bardziej niż cała ta litania życzeń. To, że ma takie wysokie mniemanie o sobie, a mnie daje do zrozumienia, że mam się cieszyć, że ze mną jest, bo nikt inny by mnie nie zechciał. Chciałam wzbudzić w nim zazdrość. Chciałam, żeby zobaczył, że i mnie może ktoś pokochać taką, jaką jestem.
Odczekałam jakiś czas, po którym założyłam fejkowy mail i napisałam z niego na mój prawdziwy adres obszerne i romantyczne wyznanie miłosne od tajemniczego wielbiciela, po czym pokazałam je chłopakowi. Cel chyba osiągnęłam – rozjuszyło go to i zaczął być zazdrosny. I to bardzo. Na tyle, że chciał hasła do wszelkich moich kont, a nawet groził detektywem. Poza tym każde spotkanie (nawet przypadkowe) z jakimś znajomym kończyło się przesłuchaniami, a czasem i wyzwiskami rzucanymi w moją stronę.

Nie, nie jesteśmy teraz szczęśliwym małżeństwem z kilkuletnim stażem i dwójką dzieci. Nie jesteśmy już razem. Wprawdzie to ja delikatnie oszukałam, ale nie żałuję tego. Otworzyło mi to oczy na to, jaki mój eks jest naprawdę. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto pokocha mnie taką, jaką jestem.

#4KyA6

Jako że mieszkam na wsi, od zawsze chodziłam do szkoły pieszo. Różne przygody działy się po drodze. Jak miałam ok. 10 lat, gdy wracałam ze szkoły, pewien nielubiany przeze mnie chłopak zaczął rzucać we mnie jabłkami z drzewa. Ja niewiele myśląc, krzyknęłam do niego: „Spadnij z tego drzewa i sobie ręce połam, głupolu!”.

Następnego dnia okazało się, że faktycznie spadł... Złamał prawy obojczyk i lewy kciuk. Winą za wszystko obarczył... mnie. Pół szkoły się mnie bało, a ja czułam się z tym fatalnie jeszcze długo.
Dodaj anonimowe wyznanie